
Piotruś Finocchio z Palermo na Sycylii chce zobaczyć nowojorczyka na żywo. Przychodzi więc na nasze spotkanie z mamą, która jest moją koleżanką ze szkoły podstawowej. Hani nie widziałam od wielu lat, bo mieszkamy na różnych kontynentach i nigdy nie miałam szansy, by poznać osobiście jej 14-letniego syna.
Mała lodziarnia na Kujawach jest więc miejscem historycznego wydarzenia w moim życiu. Czekam podekscytowana. W drzwiach już słyszę głos energicznej koleżanki.
– Obliczyłam z mamą, że minęły 32 lata od naszego ostatniego spotkania! – mówi podnieconym głosem.
– Nie do wiary! Nie do wiary!
Niebieskooki Piotruś cierpliwie przygląda się naszym uściskom.
– Nie boisz się mafii w Palermo? – żartobliwie zagaduję chłopca po polsku.
– Nie! Bardziej boję się trzęsienia ziemi – odpowiada z uśmiechem na twarzy. – Mama opowiadała, że jak miałem dwa lata było duże trzęsienie ziemi i moje łóżeczko też się trzęsło. Ale ja tego nie pamiętam. Pamiętam za to, gdzie stoi dom zabrany mafii przez policję w Palermo. Jest na nim tablica, która wszystkim o tym opowiada” – objaśnia Piotruś, posługując się polskim, jakby to był jego pierwszy język.
A właściwie to chyba tak jest.
– Mój syn pierwsze słowa wypowiedział po polsku. Wołał: koty i buty – wspomina jego mama, Hania Wasilenko. – Mój włoski mąż łapał się za głowę i martwił, gdzie on znajdzie polską szkołę w Palermo, żeby posłać dziecko, które nie mówi po włosku. Dziś Piotruś posługuje się czterema językami, oprócz włoskiego i polskiego, zna angielski i hiszpański. Od września zacznie naukę w liceum lingwistycznym Danilo Dolci.
– Chciałbym jeszcze nauczyć się arabskiego i japońskiego – stwierdza chłopiec i już szpera w sieci, żeby poszukać prostych lekcji w tych językach.
Jestem pełna uznania dla mojej koleżanki, że tak wspaniale rozwija znajomość języka polskiego u syna.
– Rozmawiamy po polsku w domu, nawet gdy przygotowujemy pastę tarantinę – mówi Hania.
– Ja myję owoce morza, pietruszkę i pomidory – dodaje Piotruś.
– Wychodzi nam pyszne danie! W Palermo ma Piotruś jeszcze jedną polską duszę, z którą może nagadać się po polsku do woli, ciocię Alinę. Ciocia, jest jedną z najstarszych stażem polskich emigrantek w mieście, bo mieszka tu od 1966 roku – wspomina Hania. – Ciocia Alina również celebruje z Piotrusiem sycylijskie święto Festa Dei Morti, gdy pojawia się w domu z marcepanowymi słodyczami w dniu 2 listopada.
Nie wiem ilu Polaków mieszka w Palermo (populacja miasta 650 tys.), bo nie za bardzo mam czas, by spotykać się z nimi. Ale wiem, że nie ma polskiej szkoły, a ci Polacy, którzy mieszkają w mieście, w większości przyjeżdżają w celach zarobkowych – tłumaczy Hania (we Włoszech mieszka około 110 tys. Polaków wg Istituto Nazionale di Statistica).
– W Ameryce jest Halloween, a u nas jest Festa Dei Morti. Bardzo chciałbym przyjechać do Nowego Jorku na Halloween – marzy na głos Piotruś, który z ogromnym zainteresowaniem przegląda najnowszy przewodnik „Nowy Jork, Przewodnik-Celownik” wydany przez Bezdroża w tym roku, którym go obdarzyłam w prezencie (i którego jestem współautorką).
Gdy życzę Piotrusiowi, by jego marzenie się spełniło, słyszę:
– Wczoraj jest historią, jutro tajemnicą, a dzisiaj jest prezentem. Jesteś moim nowojorskim prezentem.
Robi mi się ciepło na sercu.
Nie muszę zachęcać Piotrusia do pilnowania polskiej mowy na co dzień. „Mój dziadek w Polsce uczy się włoskiego i dlatego ma bardzo dobrą pamięć” – mówi na pożegnanie chłopiec. 14-latek dobrze wie, że kluczem do świata są języki i też one dobrze wpływają na pamięć.
Tekst i zdjęcie:
Danuta Świątek