Patriota, żołnierz, wychowawca młodzieży, pierwszy przewodniczący ZHP, społecznik, katolik. Złośliwi nazywali go rozmodlonym generałem. Jeden z najwybitniejszych Polaków, a do dziś nierozpoznany, tak jak się to mu należy – prof. Jan Żaryn.

Urodził się 13 sierpnia 1873 roku. Zanim jednak pochylimy się nad jego postacią, winniśmy uczynić małą dygresję na temat niejednoznacznych ocen generałów, którzy podejmują ważkie decyzje w trudnych momentach historycznych. Ich decyzje zależą bowiem tylko w pewnym stopniu od nich samych. W głównej mierze zależą one od dyrektyw polityków i głównodowodzących. Żołnierz, który ginie w walce w obronie Ojczyzny i narodu, niezależnie od tego, czy był pod rozkazami prawych dowódców, czy też wykonywał rozkazy dowódców tchórzliwych, karierowiczów czy kunktatorów, zawsze i bezdyskusyjnie budzi respekt w pamięci pokoleń. Natomiast osąd historyczny osób z generalskimi pagonami na mundurach, podlega innym prawom. Powstaje on ze sporym poślizgiem czasowym. Wymaga bowiem dystansu do istniejących w owym czasie uwarunkowań geopolitycznych, znajomości ówczesnych pułapek tak wrogów, jak i „sprzymierzeńców”. Dopiero po latach dowiadujemy się o rozmiarach i kulisach zdrady i przekłamań np. decydentów odpowiedzialnych za kampanię wrześniową 1939 roku. Pasjonaci historii boleją potem nad tym, że ten czy ów drań, który mógł inną decyzją ocalić życie wielu żołnierzy i cywilów, zapobiec lub choćby zmniejszyć rozmiar zniszczeń kraju, dożywał w spokoju swych dni, umierając we własnym łóżku, w otoczeniu najbliższych.

Losy generałów, to wypadkowa działań polityków i naczelnego dowództwa sił zbrojnych. Niewykonanie rozkazu, nawet idiotycznego, to przestępstwo, a wykonanie go, rzuca z kolei długi cień na reputację takiego generała. Z ogromnym smutkiem czytamy po latach o niezłomnych dowódcach, o tym jak wysoką nieraz cenę osobistą zapłacili za bycie prawym i uczciwym człowiekiem. Do dziś, w zależności od tego, jakie wiatry wieją ze stolicy i z kim namy akurat „po drodze”, etatowi historycy niektóre nazwiska dowódców a to gloryfikują, a to wyciszają. Po tym właśnie widzimy, jak niewdzięczna potrafi być rola dowódcy w czasach wielkiej próby. 

Generał Stanisław Sosabowski, twórca i dowódca legendarnej brygady spadochronowej, która miała w zamierzeniu być użyta jako desant w okupowanej Polsce, zarabiał po wojnie na życie pracując jako magazynier w Londynie. Generał Stanisław Maczek, dowodzący największą polską jednostką pancerną, jedyny dowódca w kampanii wrześniowej, który nie przegrał ani jednej bitwy, po wojnie pracował w Londynie jako barman, pilnował też bramy klubu sportowego w Edynburgu. Miał na utrzymaniu przykutą do inwalidzkiego wózka córkę.
Generał Władysław Bortnowski pracował jako pielęgniarz w szpitalu dla umysłowo chorych w Anglii, potem w Stanach Zjednoczonych jako sprzedawca warzyw, pracownik hotelu, i w restauracji. Kontadmirał Józef Urung, do lat 50-tych naprawiał silniki w kutrach rybackich w Maroku. Generał Ludomir Rayski pracował w pralni. Generał Tadeusz Komorowski „Bór” był tapicerem. Generał Leopold Okulicki „Niedźwiadek”, skazany przez moskiewski sąd na więzienie w Procesie Szesnastu, „zmarł” na dwa tygodnie przed zakończeniem wyroku. Niezwykle trudne losy były również udziałem generała Stanisława Skalskiego, bardzo prawego polskiego patrioty, któremu przypięto etykietkę szpiega. O generale Władysławie Sikorskim i jego tragicznej śmierci w Gibraltarze, dzięki „wspaniałomyślności” naszych brytyjskich sojuszników, dowiemy się ponoć w 2043 roku, gdyż w 1993 roku Anglicy uznali, że trzeba utajnić dokumenty na kolejne 50 lat. Kiedy wybitny historyk i arystokrata, Adam Zamoyski, autor wielu książek o Polsce, o polskiej historii i wielkich Polakach, piszący wyłącznie po angielsku, miał na Zamku Królewskim premierę jednej ze swych książek i powiedział tam o brytyjskiej zdradzie, to będący tam ówczesny ambasador Jej Królewskiej Mości, demonstracyjnie opuścił salę.

O ile prostym żołnierzom historia z pewnością wybaczy ich posłuszeństwo rozkazom dowódców, o tyle generałom niekoniecznie. Po więcej nazwisk i szczegółów w kwestii generałów, odsyłam do książki Szymona Nowaka „Niechciani generałowie”. Warta prześledzenia jest też bogata bibliografia.

Młody porucznik artylerii Józef Haller w 1894 roku

Powróćmy do postaci generała Józefa Hallera. Wychował się w ziemiańskim, patriotycznym domu, w atmosferze głębokiej religijności. Jego dziadek był kapitanem w powstaniu listopadowym, a ojciec brał udział w powstaniu styczniowym. Józef miał czterech braci, z których trzech wybrało służbę wojskową. Ojciec jego uważał, iż naszym obowiązkiem narodowym było przygotowanie odpowiedniego korpusu oficerskiego na przyszłość, dlatego też, nie zaś aby służyć Austrii, wstąpiliśmy do służby wojskowej austriackiej. Szlify wojskowe zdobywał Józef najpierw w Niższej Szkole Realnej w Koszycach na Węgrzech, potem w trzyletniej, elitarnej i bardzo prestiżowej Wyższej Szkole Realnej w Hranicach na Morawach,  do której uczęszczali arcyksiążęta austriaccy z domu Habsburgów. Następnie ukończył studia na Akademii Technicznej w Wiedniu na wydziale artylerii. Była to uczelnia należąca do ówczesnej „ligi bluszczowej”. Zdobywając wiedzę i szlify w armii austro – węgierskiej, niejednokrotnie stykał się z sytuacjami, gdy bywał poddawany procesom germanizacji, bądź też z szykanami względem jego polskości. Wychodził z nich obronną ręką.

W 1907 roku Józef Haller postarał się o przeniesienie go do oddziału artylerii 43. Dywizji Obrony Krajowej. Otrzymał wówczas awans na kapitana. Wkrótce potem zdecydował się zwolnić z armii i w 1911 roku przeszedł do rezerwy. W Pamiętnikach jego czytamy: Osiągnąwszy stopień kapitana, nie mogąc się niczego więcej w artylerii austriackiej nauczyć, opuszczam ją, by w inny sposób służyć krajowi, aż do chwili, w której Ojczyzna mnie będzie potrzebowała.

Od 1911 roku związał się ruchem skautowym i Towarzystwem Gimnastycznym „Sokół”. Przyjaźnił się z prof. Janem Rozwadowskim, który był członkiem Ligi Narodowej i aktywnym zwolennikiem polityki Romana Dmowskiego. Haller pracował jako instruktor wojskowy: zakładał drużyny „Sokoła”, organizował tajne kursy żołnierskie, podoficerskie i oficerskie dla młodzieży polskiej. Chodziło mu o spolszczenie ruchu skautowego i przekształcenie go w harcerstwo. Wespół z podobnie myślącymi ludźmi opracował wzory oznak i terminów harcerskich. Wiele z nich obowiązuje do dzisiaj. Szczególnie Krzyż Harcerski, który jest kompilacją Krzyża maltańskiego z polskim krzyżem Virtuti Militari, to w głównej mierze jego zasługa. Dzięki niemu powstało około 150 stałych drużyn „Sokoła” w Galicji, które skupiały 7 tysięcy młodych, sprawnych, pełnych zapału i patriotycznie uformowanych młodych ludzi. 

Kadr z filmu Błękitny „Generał”

Po wybuchu I wojny światowej w 1914 roku stał się współorganizatorem Legionów Polskich przy armii austro-węgierskiej. Wskutek poważnego wypadku samochodowego w 1915 roku przebywał przez rok na rekonwalescencji. W latach 1916 – 1918 był dowódcą II Brygady Legionów w randze pułkownika. W tym czasie miał miejsce tzw. „kryzys przysięgowy”, kiedy to część legionistów nie chciała złożyć przysięgi na wierność cesarzom Niemiec i Austro-Węgier. Zostali oni internowani. Haller taką przysięgę złożył i walczył w utworzonym wtedy przy wojsku austriackim Polskim Korpusie Posiłkowym. Uważał bowiem, że trzeba zachować jednostki wojska polskiego i nie schodzić do podziemia, tak jak to zalecał Józef Piłsudski i jak to zrobiła Pierwsza Brygada.

W 1918 roku jednakże Haller wypowiedział posłuszeństwo Austrii, gdyż na mocy traktatu brzeskiego, państwa centralne zobowiązywały się oddać należącą do Królestwa Polskiego ziemię chełmską Ukraińskiej Republice Ludowej. Wtedy to Haller ze swoją brygadą przeszedł przez front rosyjsko-austriacki i na Wołyniu połączył się z II Korpusem Polskim. Rosja była już pogrążona w chaosie rewolucji i walk bratobójczych. Objął dowództwo nad II Korpusem Polskim, w którym walczyli polscy żołnierze wcieleni wcześniej do armii carskiej. W Korpusie Polskim obok siebie stanęli żołnierze musztry carskiej i austriackiej. Haller otrzymał wtedy nominację na generała. Korpus  ten stoczył 11 maja 1918 roku bitwę z Niemcami pod Kaniowem. Polacy ponieśli porażkę i II Korpus został rozwiązany. Część jego żołnierzy trafiła do niemieckiej niewoli, a Haller, jak i część  żołnierzy, rozproszyli się i wycofali w głąb Rosji, z zamiarem przedostania się do Francji. W przebraniu kozackim i na fałszywych papierach przedostał się Haller do Moskwy, gdzie rewolucja zbierała już swoje żniwo. Następnie przez Murmańsk, przedostał się do Francji, gdzie akurat formowała się polska armia z inicjatywy Romana Dmowskiego  i Komitetu Narodowego Polskiego. „Spadł im jak z nieba” polski generał, gdyż formujące się tam wojsko polskie, było ćwiczone i dowodzone przez francuskich oficerów. W żadnym bowiem z zaborów Polacy nie byli dopuszczani w wojsku do wyższych stopni oficerskich, a Haller, dzięki zapewne i nazwisku, doszedł do stopnia kapitana.

4 października 1918 roku Haller stanął na czele Błękitnej Armii. Nazwano ją tak, od koloru niebieskich mundurów francuskich. Składała się ona z Polaków ochotników służących w wojsku francuskim, z polskich jeńców wojennych z armii państw centralnych, z polskiej emigracji z Francji, Stanów Zjednoczonych, Kanady i Brazylii. Armia Hallera była jak podaje wikipedia najlepiej wyszkoloną, uzbrojoną i wyposażoną częścią Wojska Polskiego.

Armia Hallera – lotnicy w szkole w Istres. Wikipedia.

Narodowe poglądy generała, jak i religijność której nie wstydził się manifestować publicznie, sprawiły, że cieszył się dużą popularnością wśród żołnierzy. Haller uważał, że patriotyzm i religijność stanowią fundament ideowy dobrego żołnierza. W jednym z rozkazów tak wypowiedział się o roli kapelanów wojskowych: Korzystnym jest zadanie i powołanie kapelana w wojsku. Od zrozumienia tego zadania i patriotyzmu kapelanów zależy w dużej mierze stan psychiczny wojska, o który w czasach wojny więcej niż kiedykolwiek dbać należy, gdyż tylko siła moralna, popierająca siłę fizyczną, decyduje o zwycięstwie. Kapelani winni wytężać wszystkie swoje siły i uzdolnienia, by postawić stan moralny żołnierza na odpowiedniej wysokości. Uważał że jeśli zadba się o właściwą duchową i moralną kondycję  żołnierzy, wówczas nie będą potrzebne żadne slogany ani kruche podpórki, które się określało w formie tzw. honoru oficerskiego czy honoru munduru.

Pierwsza grupa żołnierzy Błękitnej Armii przybyła pociągiem do Warszawy wraz z generałem Hallerem i częścią jego sztabu, w nocy z 19 na 20 kwietnia 1919 roku. Haller wysłał do Józefa Piłsudskiego depeszę, w której o tym poinformował. Józef Piłsudski odpisał mu następująco: Przyjemnie mi było w świeżo zdobytym Wilnie z zachodniego końca Polski otrzymać od Generała depeszę o Jego przyjeździe do kraju. Proszę w moim imieniu wyrazić podwładnym Mu oficerom i żołnierzom moją radość z przybycia ich do Ojczyzny i pewność, że, jak każdy prawy żołnierz polski, osłonią zwycięsko zagrożone granice kraju.

Generała Hallera przywitano w Warszawie jak bohatera narodowego. Władze miasta nadały mu tytuł honorowego obywatela miasta. Kolejne oddziały przybywały do Polski od kwietnia do czerwca 1919 roku. Ostatni z 383 pociągów z żołnierzami i wyposażeniem Błękitnej Armii przybył na ziemie polskie w połowie czerwca. W sumie Błękitna Armia liczyła 70 tysięcy żołnierzy. Była jak na tamte czasy świetnie uzbrojona i wyszkolona przez francuskich dowódców. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów czyli 7 eskadr lotniczych, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności i 7 szpitali polowych. Oprócz tego przywieziono do kraju dużą ilość sprzętu i uzbrojenia, na potrzeby powstających dopiero w kraju jednostek wojska polskiego. Mówi się, że uzbrojenie, jakie wraz z  Armią Błękitną przybyło do Polski, dawało polskim siłom zbrojnym czwarte miejsce na świecie pod względem posiadanych sił pancernych. I co najważniejsze – żołnierze Błękitnej Armii to byli ludzie bardzo ideowi, o najwyższym morale. Wielu z nich, to dawni emigranci, którzy już potrafili się jako tako urządzić w obcych krajach, do których wyemigrowali, ale na wezwanie Paderewskiego, Dmowskiego i innych emisariuszy sprawy polskiej, ruszyli na pomoc Ojczyźnie w potrzebie. To nie były z pewnością łatwe decyzje.

W Galicji Wschodniej i na Wołyniu, od 1 listopada 1918 roku do 16 lipca 1919 roku trwała wojna polsko-ukraińska. Przybyła do kraju Armia Błękitna została tam wysłana. Entuzjastycznie przyjmowano w Polsce ofensywę Błękitnego Generała (np. Kurier Poranny 22 maja 1919) mającą na celu uwolnienie Galicji od band hajdamackich. Sukcesywnie oddziały polskie przejmowaly kontrolę nad terenami bestialsko traktowanymi przez bandy ukraińskie. Udało się wtedy przesunąć linię frontu daleko na wschód. Niestety państwa zachodnie zainterweniowały ze znanych tylko sobie powodów u Piłsudskiego i dalsza  polska ofensywa, zalecana zresztą przez Romana Dmowskiego na linii Brody-Załoźce-Złota Lipa, została wstrzymana. Zmieniono również dowódcę. Miejsce generała Hallera zajął od 31 maja generał Iwaszkiewicz. I od tego momentu stał się Haller w Polsce niechcianym generałem. Nie można jednak było tak po prostu pozbyć się go, gdyż cieszył się ogromną estymą w społeczeństwie.

Armia Hallera – 66 eskadra bombardująca. Wikipedia.

Generałowi Hallerowi przydzielono dowództwo Frontu Południowo-Zachodniego, z siedzibą w Krakowie. Chodziło o zabezpieczenie Śląska przed uderzeniem ze strony Niemiec. Gdy z 16 na 17 sierpnia 1919 roku wybuchło I Powstanie Śląskie generał Haller otrzymał z  Warszawy polecenie zachowania neutralności. Jednakże generał nieoficjalnie udzielił powstańcom pomocy za pośrednictwem Towarzystwa Obrony Zachodnich Kresów Polski. Wysłał im oficerów, lekarzy, broń, amunicję, żywność oraz środki. W tym samym czasie rozpoczęto proces unifikacji wojska. Pomysłodawcą tego procesu był naczelny wódz Józef Piłsudski. I tak, na mocy Rozkazu ministra spraw wojskowych nr 168, świetnie wyposażona Armia Błękitna została z dniem 1 września 1919 roku rozwiązana i rozproszona, wcielona w szeregi Wojska Polskiego. Zmieniono numerację i nazwy pułków. Częściowo zdemobilizowano starsze roczniki. Wywołało to rozgoryczenie wśród ochotników ze Stanów Zjednoczonych, którzy z dnia na dzień znaleźli się bez środków do życia. Około 20 tysięcy wyszkolonych jako żołnierze, ochotników ze Stanów Zjednoczonych, zostało haniebnie potraktowanych w Polsce przez obóz władzy i powracało za amerykańskie pieniądze  do Stanów bez dokumentów, jak żebracy.

Mimo strategicznych sukcesów, a może właśnie z ich powodu, Błękitny Generał nie znalazł uznania u Naczelnika Państwa. Do końca pozostawał w opozycji do obozu rządzącego. W czerwcu 1919 roku został odwołany jako dowódca Błękitnej Armii i skierowany na pogranicze polsko-niemieckie w celu objęcia dowództwa nad Frontem Południowo-Zachodnim. Pod inną, ciągle zmieniająca się komendą, Hallerczycy czuli się porzuceni i zawiedzeni. Wiele żalu można wyczytać w sprawozdaniach frontowych ppłk Tadeusza Kurcjusza, ochotnika polskiego z Ameryki, szefa sztabu 13 dywizji. Sprawozdania dotyczą okresu od stycznia do czerwca 1920 roku. Dywizja stopniowo spychana była do roli drugorzędnej… Cel strategiczny wyprawy zniknął, pozostał cel polityczny.

Okładka magazynu Le Petit Journal z 10 listopada, 1918 r. Zdjęcia gen. Hallera w centrum.

1 września 1920 roku Błękitna Armia została całkowicie rozformowana. Poszczególne formacje weszły w skład innych krajowych jednostek wojskowych. Ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych zostali zdemobilizowani, co wywołało irytację Polonii Amerykańskiej. Liczbę zdemobilizowanych Hallerczyków oceniano w lutym 1920 roku na 10.000 do 12.000. Sytuacja zdemobilizowanych żołnierzy Błękitnej Armii była bardzo zła. Sprawę dyskutowano na najwyższych szczeblach amerykańskich władz. Zajął się nią Julius Kahn, kongresmen z Kalifornii, i kongresmen Kleczka z Milwaukee, Wisconsin. Sprawa powrotu zdemobilizowanych ochotników poruszona została w Izbie Reprezentantów już na początku 1920 roku. Izba upoważniła sekretarza wojny Bakera do przewiezienia na amerykańskich transportowcach zdemobilizowanych Hallerczyków – również obywateli amerykańskich. Miały to być okręty dowożące zaopatrzenie dla żołnierzy amerykańskich stacjonujące w okupowanej Nadrenii. Zdemobilizowani w różnym czasie żołnierze oczekiwali na transport w przepełnionych w obozach w Skierniewicach i Grupie koło Grudziądza. Pierwszy statek, na który zdemobilizowani Hallerczycy czekali, wpłynął do portu gdańskiego 19 marca 1920 roku. Był to transportowiec USAT ANTIGONE. Zaokrętowano na niego 28 marca 1168 weteranów. Przed odpłynięciem służby sanitarne Amerykańskiego Czerwonego Krzyża dokonały przeglądu zdrowia i starannie odwszyły weteranów. Następnym transportem POCAHONTAS zabrano 1705 weteranów. Oba transporty dotarły do Nowego Yorku pod koniec kwietnia 1920 roku. Siódmy transport dotarł 12 sierpnia tegoż roku. Ostatni 16 lutego 1921 roku. Obserwatorzy z Amerykańskiego Czerwonego Krzyża raportowali potem, że Polska swoich obrońców oddawała w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym, wychudzonych, wygłodniałych, zawszonych, bez pieniędzy, bez bielizny. Nim pierwszy statek dotarł do Antwerpii, wśród żołnierzy zanotowano pierwsze przypadki tyfusu. Przybycie transportu Hallerczyków do USA wprawiło władze amerykańskie w niemałą konsternację, ponieważ karty identyfikacyjne weteranów okazały się bezwartościowe, gdyż nie zawierały ani fotografii, ani odcisków palców. Istniała wielka obawa, że wśród wracających mogą się znaleźć bolszewiccy agenci. Wywiad brytyjski informował swoich sprzymierzeńców, że niektórzy Hallerczycy przed opuszczeniem Gdańska otrzymywali propozycje sprzedaży swoich dokumentów za sumę \(1.000, ogromną jak na owe czasy. Nie udało się jednak zidentyfikować żadnego szpiega. Łącznie do Stanów wróciło 12.546 Hallerczyków. Powracającym trzeba było zapewnić jakieś miejsce postoju zanim rozjadą się do domów. Taką kwaterą dla powracających był wojskowy obóz w Camp Dix w stanie New Jersey. Poselstwo Polskie po rozmowach dyplomatycznych z przedstawicielem Polonii Janem Smulskim zgodziło się sfinansować koszty pobytu w obozie, bilet kolejowy do miejsca zamieszkania i wypłacić każdemu szeregowemu po 10\) a oficerowi 20$ jednorazowego zasiłku. Wydział Narodowy Polski (fundusz Polonii) wypłacił każdemu szeregowemu 15$, a oficerowi 30$ zasiłku. Miało to wystarczyć weteranom na pierwsze wydatki. Roman Dmowski w liście do Jana Smulskiego datowanym na 12 października 1920 roku i publikowanym w „Dzienniku Związkowym” dziękował za wkład Polonii w dzieło odzyskiwania Niepodległości. Poza wyrazami uznania i odznaczeniem ich Krzyżem Ochotników z Ameryki, weterani pozostawieni byli sami sobie. Wielu z nich było inwalidami lub straciło część zdrowia. Sami zaczęli organizować pomoc dla potrzebujących kolegów. W maju 1921 roku powołali do życia SWAP – Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Jej pierwszym prezesem został płk dr Teofil Starzyński, prezes Związku Sokoła Polskiego w Ameryce. Niestrudzony organizator akcji rekrutacyjnej, wierny przysiędze sokolej, poszedł ze swoimi druhami na front w charakterze lekarza. Lista takich jak on jest długa.


Te posunięcia Naczelnika Państwa obniżyły wartość bojową oddziałów Hallerowskich i wielkopolskich. Piłsudski rozwiązując Błekitną Armię pozbył się ewentualnych konkurentów do władzy w osobach generałów Hallera i Dowbora-Muśnickiego. Zapewnił sobie też przewagę  w środowiskach Legionów i Polskiej Organizacji Wojskowej.  Błękitny Generał z dniem 30 sierpnia 1919 r. został zweryfikowany jako generał broni.

Gen. Józef Piłsudski i gen. Józef Haller. Zdjęcie: kuryerpolski.us

Ze względu na swoje nacjonalistyczne poglądy Haller był uważany za osobę współodpowiedzialną, m.in. za rozruchy antyżydowskie w Częstochowie w 1919 roku, w których wzięli udział żołnierze Błękitnej Armii. W październiku 1919 roku Generałowi Hallerowi powierzono dowództwo Frontu Pomorskiego. Chodziło o pokojowe zajęcia Pomorza, przyznanego Polsce na mocy ustaleń Traktatu Wersalskiego. 10 lutego 1920 roku generał Haller wraz z ministrem spraw wewnętrznych Stanisławem Wojciechowskim dokonał w Pucku symbolicznych zaślubin Polski z morzem, wrzucając na dowód tego symbolu do Bałtyku platynowy pierścień ufundowany przez Gdańszczan. Była to piękna, ale symboliczna akcja. Gdańska jak wiemy nie przyznano Polsce.

Latem 1920 roku nastąpiło nowe zagrożenie ze wschodu. Generał Haller został mianowany na  Generalnego Inspektora Armii Ochotniczej. Apelował wtedy: Kto ma u siebie broń, kto ma konia i siodło, niechaj stanie z tem, co ma. Niech szlachetne współubieganie się o pierwszeństwo będzie miarą spełnionego obowiązku, miarą gorącej miłości ojczyzny! Dzięki jego ogromnej popularności i aktywnej działalności wśród Polaków, w ciągu 3 miesięcy zgłosiło się do Armii Ochotniczej ponad sto tysięcy osób. Ze strategicznego punktu widzenia, to posunięcie Piłsudskiego było irracjonalne. Rozwiązano bowiem doskonale zorganizowaną i wyposażoną armię, a na jej miejsce  powoływano armię ochotników. Samego zaś Generała Hallera stopniowo neutralizowano, odsuwając od spraw wojskowych, na których przecież znał się najlepiej. W końcu sam ustąpił z wojska. 

Gen. Józef Haller. Zdjęcie Narodowe Archiwum Cyfrowe

Błękitna Armia i gra polityczna wokół niej jest w polskiej historiografii zupełnie przemilczana. Faktem jest, że Armia Hallera była najlepiej wyszkoloną i najlepiej uzbrojoną jednostką taktyczną polskich wojsk i reprezentowała bardzo wysokie morale i zdolności bojowe. Jako całość pod komendą gen. Hallera mogła stanowić poważne zagrożenie dla tworzącej się legendy Marszałka Piłsudskiego. W 1919 roku zaczął on systematycznie wymieniać kadrę dowódczą „błękitnych” na swoją, legionową. Zdemobilizowanie ochotników ze Stanów Zjednoczonych, najlepszej części tej armii, w obliczu zagrożenia ze strony wojsk sowieckich było czymś zdumiewającym. Nie budziło natomiast zdumienia to, że gdy w czerwcu 1920 roku w obliczu zagrożenia bolszewickiego zaczęto organizować ochotniczą armię, masowo napływali do niej zdemobilizowani Hallerczycy. (https://kuryerpolski.us/pl/Page/View/blekitna-armia-i-ochotnicy-z-ameryki)

Wincenty Witos tak go wspominał:

„Generał Haller rozpoczął i prowadził wielką akcję ochotniczą. Nie tylko, że potrafił on zorganizować doskonały aparat, składający się z ludzi oddanych i ofiarnych, z poświęceniem pracujących, ale sam świecił najlepszym przykładem. Skutkiem jego niezmordowanej pracy, płomiennych przemówień, gorących odezw i zawołań, ochotnicy z całej Polski garnęli się do szeregów masowo. Nie brakło pomiędzy nimi żadnej miejscowości ani żadnego stanu. Najwięcej szło młodzieży szkolnej i rzemieślniczej. Zgłosili się także bardzo licznie i ochotnie synowie chłopscy, inteligencja, urzędnicy, właściciele ziemscy, a nawet znaczna ilość księży. Liczba tych ochotników wedle obliczeń ministra spraw wojskowych wynosiła przeszło 100 tysięcy ludzi. Nie tylko więc, że stanowili oni bardzo poważną gromadę, ale wnieśli do armii nowy zapał i podnietę, wzbudzili wiarę, podnieśli upadającego ducha”.

Istnieją rozbieżności w kwestii autentycznej roli i udziału generała Hallera w Bitwie Warszawskiej. Piastowane przez niego funkcje, nie mają przełożenia na jego działania, a przynajmniej nie są one klarownie opisane. Lęgnie się więc w głowie dysonans poznawczy. Można by pomyśleć, że te dobrze brzmiące dla ucha nominacje Hallera, były tylko rodzajem przykrywki, gdy de facto powierzano mu funkcje bardziej organizacyjno – porządkowe. 

Oficjalnie od 10 sierpnia generał Haller został dowódcą Frontu Północnego. Frontem Środkowym w Bitwie Warszawskiej dowodził Edward Rydz-Śmigły, a Frontem Południowym Wacław Iwaszkiewicz. Mówi się, że Front Północny był ważny strategicznie, gdyż znajdował się na trasie bolszewików kierujących się w stronę Warszawy, ale o działaniach generała na tym Froncie już trudno coś znaleźć, w źródłach dostępnych w internecie. Bój o Warszawę rozpoczął się 13 sierpnia 1920 roku. Główny ciężar walki spoczął wówczas na 5. Armii dowodzonej przez Władysława Sikorskiego. Haller nakazał ponoć żołnierzom w dniu następnym przejść do działań zaczepnych i w ten sposób udało się  rozproszyć i pokonać jednostki przeciwnika. Uderzenie znad Wieprza sprawiło iż tzw. Bitwa Warszawska zakończyła sie zwycięstwem Polaków nad przeważającymi siłami Rosjan. Sukces tej bitwy przypisuje się grupie manewrowej dowodzonej… i tu jest szkopuł.  Oficjalna, wciąż obowiązująca historiografia, przypisuje tę zasługę Józefowi Piłsudskiemu, kiedy tajemnicą poliszynela jest już fakt, że wojskiem dowodził wówczas generał Tadeusz Jordan Rozwadowski. Józef Piłsudski złożył bowiem rezygnację z urzędu Naczelnego Wodza na ręce Wincentego Witosa i wyjechał z Warszawy pod Tarnów, do swej przyszłej żony Aleksandry. 

Powrócił dopiero by „odcinać kupony” od odniesionego przez innych zwycięstwa. Prawdopodobnie „dzięki” tym zawirowaniom wokół osoby Józefa Piłsudskiego i tworzonej potem przez lata jego trwającej do dziś nie całkiem słusznej legendy, mamy tak wiele nieścisłości, co do faktycznych zasług wielu dowódców biorących udział w Bitwie Warszawskiej. Generał Rozwadowski jak wiadomo zmarł w 1928 roku, w tajemniczych okolicznościach, więziony przez obóz sanacji przez dwa lata, po zamachu majowym Piłsudskiego.

Generał Haller sympatyzował z ruchami narodowymi w Polsce i krytykował politykę promującą wpływ mniejszości narodowych na polską politykę. To czyniło go „persona non grata”. Należał do grona tych, którzy uważali, że prezydent Narutowicz został wybrany 9 grudnia 1922 roku na pierwszego prezydenta w niepodległej Polsce, głosami mniejszości narodowych, a jego pierwsze prezydenckie decyzje nie były bynajmniej propolskie.  

Gen. Józef Haller. Zdjęcie Narodowe Archiwum Cyfrowe


Mam wrażenie, że  Błękitny Generał został szybko i to w sposób pokrętny odsunięty od możliwości służenia polskiemu wojsku swą wiedzą i doświadczeniem.  Ten „niesanacyjny” generał, rozgoryczony, na własną prośbę odszedł z wojska. Formalnie jednak został  przeniesiony w stan spoczynku dopiero 31 lipca 1926 roku, po tym jak potępił przewrót majowy Józefa Piłsudskiego. Józef Piłsudski napisał w 1922 roku długą i bardzo niepochlebną charakterystykę Błękitnego Generała. Uderza w niej ogromna niechęć i uprzedzenia do generała. Należy pamiętać, że autor tej opinii nie posiadał żadnego wykształcenia wojskowego, a wypowiadał się na temat, zawodowego oficera, absolwenta elitarnej szkoły wojskowej i jego fachowych umiejętności.
Pod względem charakteru dowodzenia zdatny do dowodzenia tylko na krótki czas. Straci powagę u podwładnych w bardzo szybkim tempie z powodu swoistej demagogii i szukania za wszelką cenę popularności, zaczynając od podoficera, kończąc na swoim ordynansie. Gadatliwy bez miary i końca. Żadna tajemnica nie jest pewna w jego ręku. Wobec wewnętrznej, daleko sięgającej niewiary w swoje siły, szukać będzie wiednie i bezwiednie potwierdzenia wartości swojego dowodzenia w nieledwie każdym napotkanym człowieku. Koteryjny, nadczuły na pochlebstwa. Stąd faworyzm nieutrzymywany nigdy w ręku. Łatwe zwalanie odpowiedzialności na wszystkich na prawo i na lewo. Obok niepewności siebie często spotykana w tych wypadkach niezdrowa ambicja i nieumiejętność oceny tego, co sam albo kto inny może lub nie może. Przy takim charakterze ratować może jeszcze wrodzony sentymentalizm i czułość na wysoki styl i wielkiego znaczenia słowa.

Pod względem objętości dowodzenia – przy słabym wykształceniu wojskowym i niewielkich zdolnościach przyrodzonych oraz niezwykle nielogicznej pod względem wojskowym głowie, mieszającej rzeczy ważne z drobiazgami i czepiającej się jako najłatwiejszej dla niego dziedziny drobiazgów – objętość dowodzenia bardzo mała, w piechocie najwyżej pułk, w artylerii może dywizjon. Dla dowodzenia dywizją i armią, zdaniem moim, zupełnie niemożliwy. Natomiast w naszych warunkach nie byłby niemożliwy jako Naczelny Wódz wobec umiejętności wzbudzenia morale, niestety na bardzo i bardzo krótką metę. Każde niepowodzenie zabija go w oczach własnych, zarówno jak w oczach podwładnych. W wypadku dowodzenia gwałtownie potrzebuje bardzo tęgiego, silnego pod względem charakteru i lojalnego wobec przełożonych gen. Hallera szefa sztabu.

Ogólny wniosek. Ostrzegam każdego Naczelnego Wodza, oprócz niego samego, przed użyciem jego podczas wojny. Nadzwyczaj trudny człowiek do ułożenia personalnego. Specjalnie wobec nałogu do anarchii generalskiej, kaprysów wszelkiego rodzaju, braku prawie absolutnego dyscypliny wewnętrznej szukania aneksów politycznych i partyjnych wszędzie, gdzie je może znaleźć.

Opis ten zawarty jest w książce Krzysztofa Kaczmarskiego, W.J.Muszynskiego i R.Sierchuły „Generał Józef Haller 1873-1960” ,  Warszawa 2017. Ta opinia o Błękitnym Generale, zaciążyła na losach zawodowych generała. Absolutnie nie mógł zrobić kariery, gdyż był przeciwnikiem idei sanacji. Nie po drodze mu było ani z socjalistami, ani z masonerią. Był człowiekiem głębokiej wiary, praktykującym katolikiem, „jednożennym” aż do śmierci, co w tamtym środowisku nie było żadnym atutem. Był wyznawcą narodowej demokracji i sympatyzował z organizacjami narodowymi. Bolał bardzo nad  tym, że potaktowano „per noga” część jego żołnierzy, którzy idąc za głosem serca, podążyli na ratunek Polsce, aż ze Stanów Zjednoczonych. Dlatego w 1933 roku generał odbył podróż do Stanów Zjednoczonych z misją udzielenia pomocy weteranom i inwalidom Błękitnej Armii. Odwiedzając polskie parafie, prosił o wsparcie dla swoich byłych żołnierzy. Przyjmowano go bardzo serdecznie. Zebrał wśród Polonii ponad 70 tys. dolarów. Przyjęło się powiedzenie: Gdy bieda doskwiera idź do Hallera.

W przededniu wybuchu II Wojny Światowej, generał z żoną przyjechał 30 sierpnia 1939 roku do Warszawy. Miał wówczas 66 lat. Oddał się do dyspozycji Naczelnego Wodza. Nie otrzymał jednak przydziału wojskowego. Wyjechał do Lwowa. Tam spotkał się z działaczami politycznego porozumienia pod nazwą Front Morges, od nazwy szwajcarskiej miejscowości, w której mieszkał Ignacy Paderewski. Było to porozumienie stronnictw centrowych, powstałe w 1936 roku z inicjatywy generała Władysława Sikorskiego i Ignacego Paderewskiego, mające na celu walkę z dyktaturą sanacji i polityką zagraniczną prowadzoną przez obóz sanacji.  Dwa dni później generał Haller przekroczył granicę z Rumunią. W Bukareszcie otrzymał paszport i niezbędne wizy. Na jego szybki przyjazd do Paryża nalegały władze francuskie. Pociągiem przez Jugosławię i Włochy dotarli Hallerowie 3 października do Paryża. Jeszcze tego samego dnia generał wszedł w skład rządu generała Sikorskiego, jako minister bez teki. Na wniosek Sikorskiego gen. Haller został przewodniczącym powołanej Komisji dla Rejestracji Faktów i Zbierania Dokumentów Dotyczących Ostatnich Zdarzeń w Polsce. Chodziło o gromadzenie dokumentów i danych dotyczących przebiegu wojny obronnej we wrześniu 1939 roku oraz przyczyn klęski. Miałyby te informacje w przyszłości  posłużyć do rozliczenia rządów sanacji i usunięcia „sanatorów” z możliwości wpływania na działalność w przyszłym państwie polskim. Zdecydowano również, że Haller, cieszący się poważaniem Polonii amerykańskiej, wyjedzie z misją do USA i do Kanady Miał zaznajomić Polonię z „obecnym stanem rzeczy w Polsce, zniszczonej przez wojnę i okupację” oraz z programem nowego rządu polskiego. Miał apelować o pomoc dla okupowanej Polski. Miał również wysondować w trakcie rozmowy z prezydentem Franklinem D. Rooseveltem,  czy Związek Sowiecki zgodziłby się na udzielenie pomocy dla ludności polskiej na terenach okupowanych przez Sowietów. W Kanadzie zaś miał agitować  na rzecz wstępowania do powstającej we Francji armii polskiej.  

Na spotkaniu z prezydentem Roosveltem i sekretarzem stanu Hullem poinformował o niemieckim i sowieckim terrorze i uzyskał zapewnienie o pomocy dla ludności polskiej za pośrednictwem Commission for Polish Relief utworzonej z inicjatywy byłego prezydenta Herberta Hoovera. Czteromiesięczna akcja rekrutacyjna do polskich sił zbrojnych nie powiodła się. Pamięć o potraktowaniu ochotników do Błękitnej Armii przez Józefa Piłsudskiego była wciąż jeszcze żywym i bolącym wspomnieniem po tej stronie globusa, choć generał Haller był tak samo ofiarą tamtych decyzji Naczelnego Wodza.

Pod koniec maja 1940 roku generał Haller powrócił do Paryża. Napisał po powrocie, że zostały sprostowane fałsze rozsiewane w Ameryce przez kłamliwą propagandę niemiecką, która jeszcze w styczniu i lutym 1940 r. była przez amerykańską opinię uznawana … Można powiedzieć, że Polska odniosła w Ameryce moralne zwycięstwo. Misja jego coś dała, ale nie za wiele. W obliczu klęski Francji, poprzez Hiszpanię i Portugalię, początkiem lipca Hallerowie dotarli do Anglii. Piastowane tam przez niego i innych polityków i wojskowych polskich funkcje, nie miały większego znaczenia w obliczu decyzji, które podejmowała względem Polski „Wielka Trójka”. Dziś można powiedzieć, że wszelkie działania tamtych ekip rządu polskiego na emigracji, ich spory i usiłowania, to była walka z przysłowiowymi wiatrakami.

Po wojnie Hallerowie pozostali w Londynie. Tam, na szczęście, udzielili mu pomocy finansowej jego byli żołnierze z Błękitnej Armii. Do komunistycznej Polski nie chciał wracać. Żył bardzo skromnie – wspominał ostatnie lata życia błękitnego generała Bronisław Kuśnierz – w pokoju obok sypialni miał piękną kolekcję książek przeważnie polskich autorów oraz mnóstwo polskich i zagranicznych periodyków. Czytał bardzo wiele i do ostatnich chwil interesował się życiem politycznym i społecznym. Na ścianach wizerunek Chrystusa, obrazy malarzy polskich, zdjęcia kościołów krakowskich, duża fotografia ojca Kolbe z Niepokalanowa i zdjęcie generała wśród młodzieży harcerskiej”.

Generał Haller planował odwiedzić w 1957 roku sanktuarium na Jasnej Górze i spotkać się z Prymasem Polski, kardynałem Wyszyńskim. Władze PRL nie zgodziły się jednak na jego udział w uroczystościach 3 Maja na Jasnej Górze. Generał Haller pragnął być pochowany w wolnej Polsce. Zmarł w Londynie 4 czerwca 1960 roku. Dopiero 15 maja 1993 roku, z inicjatywy harcerzy, jego prochy sprowadzono do Polski i złożono w krypcie kościoła garnizonowego pw. św. Agnieszki w Krakowie. 

Grób gen. Hallera

Niestety, w uroczystościach obchodów święta Niepodległości w USA, w polskich placówkach dyplomatycznych ciągle najważniejszy jest portret Marszałka i głuche milczenie na temat ochotników „którzy wyruszali z obozu Niagara-on-the-Lake, aby bić się za wolną Polskę. (https://kuryerpolski.us/pl/Page/View/blekitna-armia-i-ochotnicy-z-ameryki)


Elżbieta Kulec

Poprzedni artykułXIX Konkurs Recytatorski w Trenton – czyli „Czesz się, Jerzy, jak należy”!
Elżbieta Kulec
Absolwentka prawa, była nauczycielka akademicka. Rozkochana w literaturze polskiej za sprawą mamy - polonistki i bibliotekarki. Od 30 lat mieszka w Nowym Jorku. Autorka tomików poezji "Wyspy przeznaczenia", "Wyrwane z przemijania" i "Rozproszone myśli schwytane w sieć strofy", fraszek i aforyzmów "Tak, jak leci czyli coś dla starszych dzieci" z ilustracjami Angeliki Detyny oraz wierszyków dla dzieci "Od wieków jajeczko przekomarza się z kureczką" ilustrowane przez nią i 6 letniego wtedy synka. Zbiór poezji "Wyrwane z przemijania" wydany został w wersji polsko - angielskiej, w tłumaczeniu Mariana Polaka oraz pięknymi ilustracjami Rafała Olbińskiego. Z kolei "Wyspy przeznaczenia" trafiły w ręce śp. księdza Jana Twardowskiego, i jak sam napisał, bardzo mu się podobały.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj