c600x602

Świąteczne refleksje pochodzą z partnerskiej strony naszego portalu – www.MumsFromLondon.com

Zleciało. Ani się człowiek obejrzał, a to już moje i mojej rodziny ósme święta na emigracji, święta spędzane poza Polską (w Londynie) i bez bliższej i dalszej rodziny. Tak się ułożyło nasze życie, tak jak wszystkim, którzy
z jakiegoś powodu musieli wyjechać.

Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, zawsze Boże Narodzenie spędzałam przy wigilijnym stole, do którego zapraszano mniej więcej trzydzieści osób. Wiadomo, rodzinka. Ciocie, babcie, wujkowie, siostrzeńcy i tak dalej. Ponieważ w Polsce każdy w mojej rodzinie ma raczej wielki dom, święta spędzało się raz u jednych, raz
u drugich. W pierwszy dzień świąt szło się na imieniny do ciotki, gdzie była powtórka towarzystwa przy stole, przynajmniej częściowo. Drugi dzień świąt zarezerwowany był na odwiedziny znajomych i przyjaciół. Smakowało się domowej roboty makowce i pierniki popijane domowymi nalewkami. Tak było w Polsce.

A jak jest tutaj?

Tutaj moja rodzina, poza mężem i dziećmi to przyjaciele. Trochę żal, że moje dzieci w ten sposób zostały pozbawione kontaktu ze starszym pokoleniem, które zostało w Polsce, a z drugiej strony dobrze, że przynajmniej mamy znajomych i przyjaciół, na których możemy liczyć.

Myślę sobie, że to, co najbardziej uwiera nam na emigracji w czasie świąt to brak rodziny, coś co jest tak bardzo naturalne, kiedy mieszka się w Polsce. Dlatego dla większości z nas są to święta smutne. Niektórzy jadą w tym okresie do Polski, ale zapewniam Was, że powroty po świątecznej atmosferze są jeszcze gorsze niż spędzanie ich tu samotnie. Tęsknota i samotność nigdy nie jest tak bolesna, jak właśnie w okresie świąt. Znam wiele osób tutaj, które świętują przy butelce alkoholu i modlą się o to, by świąteczny okres minął jak najszybciej.
Nie wszystkim udało się założyć rodziny, inni są w nieformalnych związkach, w których jeden z partnerów na święta jedzie do swoich. Przykre, ale bardzo prawdziwe w polskim Londynie.

Nie wszystko jednak stracone. Większość moich znajomych zaadoptowała się do brytyjskiego klimatu i spędza święta w sposób tradycyjny: na zakupach i wylegiwaniu na kanapie korzystając z dodatkowych wolnych dni. Anglicy uwielbiają w święta kupować nowe sofy i kanapy, a także wymieniać kuchenne blaty z całkiem dobrych na jeszcze lepsze. W pierwszy dzień świąt sklepy pękają w szwach i już dużo wcześniej zatrudniają dodatkowych sprzedawców, by nadążyć z obsługą zniecierpliwionych klientów. Jeśli chodzi o potrawy,
to Anglicy nie świętują wigilii, nie łamią się opłatkiem i raczej nie chodzą na pasterkę.

A Polacy w Londynie? Patrząc na puste półki w polskich sklepach można być pewnym, że świętujemy tak jak nakazuje tradycja: karp tylko na zamówienie, schab i inne mięsa są w mojej dzielnicy nie do kupienia, bo wszystko już wyszło. A mimo to i tak miałam szczęście. Pierwszy raz odkąd jestem w Anglii będziemy mieć karpia, bo wyjątkowo sprzedano mi go spod lady, bez zapisów i kolejek (jak co roku, za późno się obudziłam
z zapisywaniem!).

Będziemy dzielić się opłatkiem, który przyszedł pocztą od mojej mamy, będziemy jeść kulebiaki, które w tej chwili zawija mój mąż w kuchni, a do kawy będziemy jeść makowiec, za który za chwilę się zabieram. Dla nas jest najważniejsze, aby przekazać dzieciom tradycję, aby pamiętały świąteczne zapachy suszonych borowików
(z Polski) i ucieranego maku znad Wisły. I nieważne, gdzie będziemy jeść te makowce i pierogi. Polska wszędzie będzie z nami, w naszych sercach i Nan naszych talerzach.

Wesołych świąt!

Małgorzata Mroczkowska, Londyn

Poprzedni artykuł„Huśtawka uczuć przed świętami”
Następny artykuł„Kwadratura koła czyli jak polubić matematykę”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj