Kalki językowe z angielskiego są wszechobecne w wypowiedziach moich dzieci oraz dzieci polsko-angielskich, z którymi spotykam się na zajęciach logopedycznych. Jak je traktować? Puryści uważają je za błędy, natomiast badacze dwujęzyczności nawołują, by uznać je za część dwujęzycznej normy. Dziś przytaczam autentyczną sytuację z mojego dwujęzycznego domu, która obrazuje, jak kalki językowe funkcjonują w żywym języku dzieci dwujęzycznych.
Słyszę, jak na górze bawią się moje dzieci. Wśród porannej krzątaniny początkowo wcale nie zwracam uwagi na odgłosy ich zabawy, tylko cieszę się, że mam chwilę, by posprzątać po śniadaniu, naszykować kanapki do szkoły i napisać liściki. Swoją drogą liściki nam ewoluowały odkąd zaczęłam dostawać na nie od czasu do czasu odpowiedzi, ale o tym już wkrótce! Więc spokojnie wycieram okruszki ze stołu, kiedy zaczynam rozróżniać dźwięki dochodzące z pierwszego piętra. Słyszę wielokrotnie zamykane i otwierane drzwi i okrzyki: Kto to jest?! Kto to jest?!
Co to za dziwna zabawa? Natychmiast udaję się na górę z wizją poprzycinanych w zawiasach paluszków, a tam zastaję … takie karteczki na drzwiach i grzeczną zabawę w sąsiadów.
Otóż moje dzieci nigdy nie mieszkały w bloku i tylko przy wizytach
u znajomych w Polsce, miały sposobność zasmakować polskiego blokowiska. Wprost marzą o tym, by pomieszkać kiedyś w bloku i się zaprzyjaźnić z sąsiadem z przeciwka. Fascynuje ich to, że na jednej klatce może mieszkać tyle rodzin i nawet nie trzeba wychodzić na dwór, żeby kogoś odwiedzić. Pomyśleć, że ja w ich wieku marzyłam, żeby mieć domek z ogródkiem…
Więc tak oto się bawią w sąsiadów w bloku, pukając lub dzwoniąc specjalnie przygotowanym dzwonkiem do swoich mieszkań, czyli pokojów. Nie wiedzą tylko, że Kto to jest? na wzór Who is it? nie zastąpi Kto tam? Najlepszym dowodem na to, że kalki nie działają na rodzimych użytkowników języka jest to, że ja po samych odgłosach, nie widząc całej sytuacji nie byłam w stanie odgadnąć, co się dzieje. Natomiast w zabawie pomiędzy dwojgiem dwujęzycznych dzieci Kto to jest? było całkowicie zrozumiałe i naturalne. Dlatego właśnie niektórzy postulują, by tego typu interferencje pomiędzy dwoma językami osoby dwujęzycznej, jakkolwiek rażące dla native speakerów, były uznawane za część dwujęzycznej normy.
A Wasze dzieci kalkują wyrażenia z jednego języka na drugi? Jestem bardzo ciekawa Waszych przykładów!
Aneta Nott-Bowerr
Zapraszamy również na stronę autorki: www.BillingualHouse.com
Moje córki spędziły dwa lata w Stanach. Pojechały tam mając 7 i 9 lat. Już po powrocie do Polski, zwłaszcza młodszej z nich zdarzały się kalki w obie strony. I tak jest do dziś. Z całą pewnością jest to niezależne od niej. Są zwroty, nieliczne, ale jednak, które przyswoiła sobie lepiej w jednym z języków i przenosi je do drugiego. Czasem jest bardzo zdziwiona, kiedy słyszy uwagę, że nie tak się mówi.
Oj, no oczywiście, że sią zdarzają, choć ja osobiście raczej od razu interweniuję. Co prawda moje dziewczyny są starsze i wiedzą, że pooprawiam nie dlatego, żeby im zepsuć zabawę (ekhm, Starsza właściwie to już z zabaw też wyrosła…)ale czegoś nauczyć. Pewne kalki trzymają się jednak z większym uporem niż inne. „Byłam na samolocie” oraz „spadłam” — w znaczeniu „przewróciłam się”. Natomiast nie dalej jak wczoraj mieliśmy rodzinnie bardzo śmieszną sytuację związaną z kalkami. Młodsza rzuciła, że jeden z kolegów w klasie jest „orzeszkiem” — chodziło oczywiście o wyrażenie „he’s a nut”. Od tego przeszłyśmy do „ziemniaka kanapowego”, który w polskim także nie funkcjonuje oraz do „leżenia plackiem przed telewizorem”, które to wyrażonko z kolei nie funkcjonuje w angielskim. Były tłumaczenia w obie strony i dużo radości. Planują w najbliższym czasie jakąś specjalną lekcyjkę w domu, gdzie sobie poszukamy i potłumaczymy inne kolokwialne skarby. Pozdrawiam serdecznie!