Przyszła Sandy! Przyniosła wiatr, który mocno potrząsa dorodnymi klonami i drzewami tulipanowymi w naszym ogrodzie. Czarne chmury wiszą nad nami.
– Najgorsze przyjdzie wieczorem – trąbią wszystkie media.
Szkoły zamknięte!
Większość biznesów zamknięta w naszej okolicy.
Prawie zamarł ruch samochodowy na ulicach.
Niektórzy wynieśli worki z piaskiem przed domami.
Nasza rzeka Hudson pieni się.
– Martwię się – powiedziała wieczorem Kimberly, gdy leżała w łóżku.
– Jesteśmy gotowi. Jesteśmy razem – odparłam uśmiechając się na dobranoc.
Uspokoiłam córkę, ale przyznaję, że denerwuję się.
Wychowałam się w Polsce, gdzie w dzieciństwie dużym wydarzeniem była burza.
A tu, w stanie Nowy Jork, przeżywam huragany co roku.
– Wiesz, że w naszym regionie jest co roku około 10 huraganów – przypomniała sobie Kimberly.
W czwartej klasie przerabia opasłą książkę na temat stanu Nowy Jork, gdzie dzieci uczą się o huraganach.
Natalie zasnęła z kartką przy łóżku, na której zapisała najważniejsze rzeczy, które trzeba przygotować przed huraganem.
Z tatą wysłuchała filmiku instruktażowego w Internecie.
Sandy za oknem.
Jednym okiem zerkam na portal www.weather.com. Oglądam krótkie filmy. Wszędzie wieje i pada deszcz. Silna fala na Atlantyku. Lotniska zamknięte. Metro nie jeździ. Ludzie mocno zwolnili tempo życia.
Kimberly i Natalie oglądają film o Apollo 13, trzeba cieszyć się elektrycznością w domu.
Trzeba też mocniej skoncentrować się na nowoczesnych metodach rozpędzania huraganów niż wydawać pieniądze na podróże na księżyc.
Koszty zniszczeń na ziemi są ogromne.
Teraz pozostało nam tylko cierpliwie czekać w domu. Nie kusić losu żadnymi wyjściami na zewnątrz. Na noc, gdy ma być największe nasilenie huraganowej mocy, zejdziemy spać do zagospodarowanej piwnicy.
Nasze córki uczą się żyć z huraganami.
Danusia Świątek