043e1c82ef891328ff0caa06d4d6dce3

Przed samymi świętami miałam huśtawkę uczuć. Opowiem o jednym dniu.

Najpierw byłam na międzynarodowym przyjęciu w amerykańskiej szkole podstawowej, do której chodzą Kimberly i Natalie. Rodzice byli zaproszeni z potrawami krajów, z których pochodzą.
Gdy babcia robiła gołąbki, Kimberly i Natalie namawiały mnie, żebym ubrała ludowy strój kujawski. Dostałam
go w prezencie od zaprzyjaźnionej rodziny, która zamówiła strój u kujawskich hafciarek.

Włożyły w pracę dużo serca i umiejętności, a znajomi pieniędzy. Podchodzę do niego sentymentalnie. W ciągu 8 lat, od czasu, gdy strój dostałam, miałam go na sobie chyba 3 razy. Wystąpiłam w nim przy okazji prezentowania folklorystycznych tradycji w różnych szkołach.

W kujawskim stroju, z gołąbkami na talerzu, pojawiłam się w szkole. W klasie ciekawskie dziewczynki dotykały haftowanego, czerwonego fartuszka i białych haftowanych halek. Kimberly i Natalie były zadowolone. Dla mnie to liczy się najbardziej. Ale nie za bardzo mogłam skoncentrować myśli na radosnej atmosferze przyjęcie.

Musiałam wcześniej wyjść ze szkoły, żeby zdążyć na złożenie prochów koleżanki. Uroczystość w bardzo małym gronie. Pogrzeb był dużo wcześniej.

Gdy babcia została w wnuczkami na przyjęciu, popędziłam do kościoła. Nie miałam czasu, żeby przebrać się. Pod moim czarnym płaszczem nie dawała się w całości ukryć puszysta spódnica.

Amerykański mąż mojej zmarłej koleżanki popatrzył na strój z zainteresowaniem.
– Mama byłaby zadowolona, gdyby ciebie widziała. Przecież była Polką – powiedział 15-letni syn zmarłej.

Mam nadzieję, że tak.

15-latek zaproponował, żebym potrzymała urnę z prochami.

Przycisnęłam ją do siebie. Niewiele ważyła. Serce biło mi coraz szybciej. Nigdy wcześniej nie trzymałam prochów żadnego człowieka.

Zegar na wieży wybił trzy razy.

Nigdy wcześniej nie wyobrażałam siebie w stroju kujawskim, trzymającą prochy koleżanki w Ameryce…

Wieczorem były zajęcia z muzyki. Natalie tańczyła w grupie jazzowej. Studio taneczne wypełniła radosna atmosfera.

Rodzice małych dzieci nie mają za dużo czasu, by ‘tkwić’ w jednym nastroju, szczególnie przed świętami Bożego Narodzenia. Ale to chyba dobrze, bo wtedy nic nie jest zbyt tragiczne, ani zbyt wesołe. Wszystko jest do przyjęcia w życiu.

Danusia Świątek

Poprzedni artykuł„Wszystko popłynęło…” Cz. 2. Nowy Jork sześć dni po huraganie Sandy – Staten Island.
Następny artykuł„Karp tylko na zapisy czyli moje ósme święta na emigracji”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj