gorka

Rodzice na górce dzielą się na tych krzyczących, żeby ostrożniej, i na tych, żeby odważniej. Poczekaj w kolejce. Hamuj. Nie hamuj. Zejdź ze środka. Pozwól innym. Idź bokiem. Tu niebezpiecznie. Tu bezpiecznie. Daj nos ci wytrę.

Mój właśnie zjeżdża na brzuchu, sanki się zatrzymują, on leci dalej. Zarył twarzą w śnieg. Gramoli się. Pluje śniegiem. Wstaje. Mamooo! Krzyczy z dołu. Znaczy się: żyje.
Mamooo, krzyczy, uroisz mi braaa?!!!

??!!

Czy urodzisz mi brata?!

Yyy… Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco. Wszyscy chcą wiedzieć, czy urodzę. Na dole czeka na odpowiedź dziecko.

Uśmiecham się do rodziców, babć i niań w mroku. Hehe ale te dzieci normalnie no. Hehe. Mamooo. Poczekaj, zejdę to pogadamy, odkrzykuję bardzo wesoło. Już idę.
Idę.

Mijam rodzeństwa parami ciągnące sanki. Ciągnące się nawzajem pod górkę.

Lewa, prawa. To jest skomplikowana sprawa.

Mam siebie z powrotem. Mam biureczko, tam gdzie stało łóżeczko. Mam swoją reinkarnację w postaci tej oto właśnie.

Nie kręci mi się w głowie. Nie dusze się. Nie stoję nad przepaścią. O drugiej w nocy. O czwartej rano.

Nie każdy się nadaje. No, nie każdy. Nie jestem pewna. Przykro mi. Przepraszam całą górkę. Ciebie też. Ale chyba nie.

Klękam na śniegu jak do spowiedzi. Ścieram mu śnieg z twarzy.

W sobotę będziemy spać do dziesiątej i oglądać bajki, dobra?

Mama…

Może się okazać że nie urodzę ci brata, mówię szybko.

No to super, prycha z ulgą. Bo wolałbym raczej psa.

Tekst pochodzi z blogu TylkoSpokojnie

Poprzedni artykuł„Po (polskiej) nitce do (uniwersalnego) kłębka wiedzy”
Następny artykuł„Witamy w Polsce po amerykańsku”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj