Przez ośnieżony las wędrowały dwa jeże. Wracały z leśnego sklepiku, do którego wybrały się na przedświąteczne zakupy. Każdy z nich niósł przed sobą w pyszczku pękatą siatkę wypełnioną jeżowymi przysmakami, a na kolczastym grzbiecie po dorodnym, czerwonym jabłku. Droga do jeżowej chatki prowadziła przez niewielką polanę, na której rósł dorodny, samotny świerk.
— Zobacz – powiedziała Jeżynka do Jeżyka – mróz poprzyklejał do gałązek sople lodu. Świecą się i błyszczą w zimowym słońcu jak prawdziwe klejnoty. Może i my powiesilibyśmy na tym drzewku jakąś ozdobę? — zapytała
— Ale co? – zamruczał Jeżyk. — Mamy ze sobą tylko marynowane grzyby, ślimacze udka w puszkach, suszone owoce, ptasie jajka … – wyliczał, zaglądają coraz głębiej do swojej siatki.
Jeżynka go nie słuchała. Strząsnęła z kolców jabłko, przywiązała do jego ogonka kawałek sznurka i wspiąwszy się najwyżej jak mogła, powiesiła owoc na gałęzi drzewka. Nie zwlekając Jeżyk uczynił to samo. Uśmiechnięte zwierzątka podreptały dalej.
Jakiś czas później na polanę wbiegły wiewiórki z torbą żołędzi i orzechów, którą niosły do swojej spiżarni.
— O! – zatrzymały się zdziwione przed świerkiem. – Jakie ładne drzewko. Ale byłoby jeszcze ładniejsze, gdyby…
Zabrały się do pracy. Z żołędzi zrobiły długi łańcuch, którym oplotły drzewko, a z patyków i łupinek po orzechach kilka figurek przypominających wyglądem żuki i biedronki. W sam raz do ozdoby środkowych gałęzi.
— Słuchajcie! Słuchajcie! – usłyszał mały jelonek, gdy wraz z rodziną zajadał siano z leśnego paśnika.
Głos dobiegał z góry i należał do sikorki niecierpliwie przestępującej z nogi na nogę na dachu pobliskiego karmnika. Ptaszek z przejęciem opowiadała swoim znajomym o tym, co się działo na leśnej polanie.
— Mamo – odezwał się jelonek. – Podoba mi się ten pomysł. My też moglibyśmy coś zrobić. Z siana i jarzębiny wyjdą piękne korale i wisiorki.
Z pomocą mamy i rodzeństwa jelonek przygotował cały koszyk jarzębinowej „biżuterii” i rozwiesił je na świerku pomagając sobie dzielnie noskiem.
Wkrótce na zielonym drzewku nie było ani jednej wolnej gałązki. Trącane wiatrem kołysały się na nim bombki z wydmuszek i wachlarzyki z piór – dary ptaków. Lśniły w zachodzącym słońcu pomalowane na złoto i srebrno szyszki – pomysł rodziny niedźwiedzi. Myszy przyniosły kawałki sera obwiązane kolorowymi wstążeczkami i wyglądające jak miniaturowe prezenty. Zaś lisy, stali bywalcy ludzkich obejść powiesiły na nim kilka wylizanych do białości kości, które wzięły sprzed psiej budy, oraz szeleszczące złotka po czekoladkach znalezione na wiejskim podwórku.
Z nadejściem wieczornego mrozu, czubki świerkowych gałęzi pokryły się naparstkami szronu, dając wrażenie, że drzewko dodatkowo przystroiło się w suknię ze srebrnych koronek. Zwierzęta patrzyły ze zdumieniem jak dobrze im znany świerk nieoczekiwanie zmienił się w pięknego, tajemniczego gościa.
Nocą nad lasem przetoczyła się zamieć. Niebo zasnuło się ciężkimi chmurami, przepadły gdzieś gwiazdy i księżyc, wszystko pogrążyło się w ciemności. Tylko na polanie na chwilę zrobiło się jasno jak w dzień. Nad zielonym świerkiem pojawiły się małe aniołki z latarenkami, a obok zatrzymały się złote sanie zaprzęgnięte w renifery.
— A o nikim nie zapomniałyście? — pytał swoich pomocników Święty Mikołaj, patrząc jak aniołki wyciągały z worka prezenty i układały je pod leśną choinką.
Wszystko to odbyło się tak szybko, że sowa, która tej nocy zasnęła na czubku świerku, ledwie zdążyła otworzyć jedno oko i dostrzec znikającą między drzewami płozę złotych sań. Widząc to jednak uśmiechnęła się do siebie i pokiwała z zadowoleniem głową: „A więc to prawda. Mikołaj istnieje. Moje stare księgi nie kłamały.”
Zwierzęta bardzo się ucieszyły z upominków, które zostawił im tajemniczy Święty Mikołaj. Chociaż nie bardzo wiedziały dlaczego je dostały, domyśliły się jednak, że miało to związek z udekorowanym świerkiem i porą roku.
Wieść o tym wydarzeniu szybko rozeszła się po okolicy i od tego czasu w przeddzień Bożego Narodzenia w każdym lesie pojawia się jakaś „leśna choinka”. Podobno najmłodsze dzieciaki-zwierzaki co roku snują plany, gdzie i jak się schować, żeby zobaczyć świętego Mikołaja na własne oczy. Nikomu się to jednak jeszcze nie udało, a sowa, jedyne stworzenie, które wszystko wie, za nic w świecie nie chce zdradzić swojej tajemnicy.
Eliza Sarnacka-Mahoney