Mirella
Mirella
Mieszkają w Limie, ale nikt z nich nie urodził się w tym mieście. Do stolicy trafili wraz z rodzicami, którzy przyjechali do niej szukać lepszego życia. Tak zostali mieszkańcami slumsów.

Moja młodzieżowa grupa ze slumsów Arenal Alto na południu Limy składa się w porywach z dwudziestu dziewczyn i chłopaków. W porywach, bo nie wszyscy mogą stawić się na cotygodniowe piątkowe spotkania. A to ktoś musi iść do pracy, a to pilnować młodsze rodzeństwo, a to obrywa właśnie kablem po plecach w domu pełnym przemocy. Chciałby do nas dołączyć, ale czasami po prostu nie daje rady.

Luis
Luis
To elitarna ekipa. Mimo że najstarszy ma dopiero szesnaście, a najmłodszy ledwie jedenaście lat, każdy jest w czymś fachowcem. Jeden sprząta zaplecze stacji benzynowej. Inny sprzedaje foliowe worki i słodycze wokół targowiska. Na targowisku nie, bo prawo w Peru chroni dzieci i nie mogą one pracować.

Wśród nas jest też „pandillero”, czyli uliczny złodziej. Założenia były inne. Kradniesz? Nie masz po co przychodzić. Ale rzeczywistość prostuje założenia. Dla tego chłopaka nie ma innej opcji. Przynajmniej na razie.

Z całej grupy nikt nie urodził się w Limie. Pochodzą z Puno, Cuzco,

Mayra
Mayra
Ayacucho, Abancay, Tarapoto, Piury, Iquitos i innych miast, o których
w stolicy mówi się „prowincja”. Przyjechali z rodzicami, którzy zdecydowali się szukać lepszego życia.

Tak właśnie powstają slumsy. Ich fundamenty budują ludzkie iluzje. Resztę sztukuje się z drewna, plastyku i tektury. Na moich oczach. Nie ma tygodnia, by nie pojawił się ktoś nowy.
Nie wiem czy znajdują to lepsze życie. O takich rzeczach nie rozmawia się. Nie żeby było głupio. Chodzi o to, że moje polskie pytania na ten temat nie pasują do peruwiańskiej mentalności.

Carlos
Carlos
Zatem nie rozmawia się o życiu. Tylko się żyje.

Nie ulega jednak wątpliwości, że grupa dziewczyn i chłopaków ma się coraz lepiej. Właśnie udało się ich formalnie zarejestrować. Zostali częścią Sociedad San Vicente de Paul – międzynarodowego Towarzystwa Świętego Wincentego a Paulo. Na swoją patronkę wybrali świętą Katarzynę Laboure.

To prawdopodobnie najmłodsza organizacja społeczna w Limie, a może i w całym Peru. Średnia wieku nie przekracza czternastu lat.

Czym będziemy się zajmować? Jak to czym? Roboty wokół jest po pachy.

Tym bardziej, że życie prostuje nie tylko założenia, ale także plany.
Miałem wyprowadzić się z Limy. Ale zostaję. Przede wszystkich dla nich. Innej opcji nie ma.

Piotr Małachowski
Zapraszamy na blog autora www.operujewperu.com

Poprzedni artykułJaki plecak do szkoły ?
Następny artykuł„Krzyczeć z miłości do dziecka?”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj