.

Zarówno 26 maja jaki i 12 maja (we Włoszech Dzień Mamy obchodzony jest  w drugą niedzielę maja)  to dni wyjątkowe dla wszystkich polskich mam mieszkających we Włoszech. Ten uroczysty dzień obchodzony jest tu podwójnie. To święto mam, które poza normalnymi obowiązkami każdej mamy żyjącej w najbardziej odległych zakątkach świata, mają dodatkowe bardzo trudne lecz tak ważne zadanie; wychowanie dziecka w dwóch kulturach i dwóch językach. To obowiązek i odpowiedzialność, która spoczywa na wszystkich mamach żyjących poza granicami swej Ojczyzny.

Przykładem wspaniałej mamy Polki mieszkającej od wielu lat we Włoszech, jest pani Anna Traczewska – Radici. Pani Anna to mama dwójki dzieciaków,  przepraszam – już nastolatków!

To również aktywnie działająca Polka, która od lat kultywuje polską kulturę, język, a przede wszystkim propaguje informacje o Polakach we Włoszech. Czynnie pracuje dla Polonii z regionu Marche,  już od 2013 roku  jest  korespondentką portalu informacyjnego Polacy we Włoszech. Jest dziennikarką mediów polonijnych, korespondentką Polskiej Telewizji i radia, pisze również dla Biuletynu Polonia Włoska.

Wspólnie z założycielkami i redaktorkami pracuje dla Stowarzyszenia polsko – włoskiego promocji społecznej PRO POLONIA.

Pani Anna jest założycielką Szkoły Anders w Marche i Umbrii oraz dyrektorem i nauczycielem w Szkole Polonijnej w Maceracie, gdzie zajmuje  się również propagowaniem dwujęzyczności, współpracując między innymi z  AIPN Marche i konsulatem honorowym w Ankonie.

5 maja 2019 roku, w Ambasadzie RP w Rzymie, w trakcie uroczystości Dnia Polonii i Polaków za granicą zorganizowanej przez Ambasadę Rzeczypospolitej Polskiej w Rzymie, Związek Polaków we Włoszech oraz Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, odbyła się ceremonia wręczenia odznaczeń państwowych wyjątkowym przedstawicielom Polonii i Polaków mieszkających  we Włoszech. W trakcie uroczystości pani Anna Traczewska – Radici została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej.

.

Anna Traczewska – Radici

Pani Ania to mama, która działa aktywnie, wszechstronnie promując Polskę i Polaków we włoskim środowisku oraz Polonię włoską w Polsce. O swoim podejściu do dwujęzyczności rozmawia z Sylwią Woźniak.

Sylwia Woźniak: Jakie priorytety wychowania dzieci postawiła sobie Pani już od pierwszych momentów ich życia?

Anna Traczewska-Radici:
Kiedy zostałam mamą to był mój pierwszy rok emigracji. Priorytety jakie sobie stawiałam przy pierwszym dziecku były takie same jak każdej matki: podołać obowiązkom, zmęczeniu, odnaleźć się w nowej sytuacji. Odnosiłam się do córki jak prawdziwa z krwi i kości Polka, bo nie byłam jeszcze “zwłoszczona”. Mówiłam do niej po polsku, bo sama jeszcze nie znałam języka. Karmiłam po polsku, bo dodanie parmezanu do zupki było dla mnie profanacją. Model wychowania dzieci jaki na pewno chciałam wdrożyć to ten jaki wyniosłam z mojego rodzinnego domu: pełen zasad, szacunku, bezpieczeństwa, uśmiechu i tradycji. Nie miałam jednak planów na zaszczepienie w nich polskości, to było dla mnie oczywiste i naturalne. Zwłaszcza, że w rodzinie mojego męża spotkałam się z otwartością na polską kulturę. Sami teściowie już od pierwszego wspólnego Bożego Narodzenia wprowadzili z zainteresowaniem wszystkie wigilijne tradycje.                                                                                                                                                                          

SW: Co Pani zdaniem jest najważniejsze w wychowaniu dzieci pochodzących z rodziny mieszanej?

ATR: Wychowanie dzieci samo w sobie nie jest łatwe. Nie ma szkół, uczących jak być rodzicem, jak postępować z tą małą istotą w rodzinie będącej tej samej narodowości, a co dopiero w tej mieszanej. Myślę, że rodziny polsko-włoskie mają o tyle łatwiejszą sytuację, że nasze kultury są zbliżone. Nie różnią się tak diametralnie jak chińska, japońska czy egipska. W każdej jednak z tych rodzin, gdzie rodzice pochodzą z różnych państw najważniejszy jest respekt do tradycji i kultury kraju drugiego rodzica. Wychowanie dzieci w szacunku do dwóch krajów, to klucz do ich przyszłości, ale i szczęścia rodziny. Należy czerpać korzyści ze znajomości obu państw, ale na pewno nie zmuszać naszych pociech do miłowania drugiej ojczyzny.

W moim przypadku stały kontakt z Polską ułatwił mi wychowanie dzieci w obu kulturach. Mieszkając we Włoszech, ale odwiedzając polską rodzinę, prowadząc  rozmowy telefoniczne/Skype, spędzając święta , wakacje, utrzymując przyjaźnie  z polskimi rówieśnikami, to wszystko  spowodowało, że dzieci same zadawały pytania i poznawały Polskę poprzez własne doświadczenia. Ten stały kontakt z Polską ułatwił mi niezmiernie zadanie, lecz zdaję sobie sprawę, że nie jest tak łatwo mamom, które nie mają możliwości częstych kontaktów z Ojczyzną.

Opowiadając tylko o naszym kraju, trudniej jest się e nim rozkochać. Żartem, śmiało mogę dodać, że zjedzona na warszawskiej starówce zapiekanka, gofry, czy pierogi nie zastąpią we Włoszech rozmrożonych kabanosów.

SW: Na jakie trudności napotyka mama, która chce wychować dziecko we Włoszech w dwóch kulturach i dwóch językach?

ATR: Myślę, że gdybyśmy zapytali o to polskie mamy, to każda z nich wymieniłaby inną trudność. Tą jednak najczęściej spotykaną odpowiedzią będzie na pewno nauka języka polskiego. Wszystko jednak zależy od okoliczności rodzinnych. Na pewno dużo łatwiej jest nauczyć dziecko języka polskiego, gdy obydwoje rodzice są Polakami i w domu mówi się tylko po polsku.

Trudniej już będzie w rodzinie mieszanej, gdzie polski rodzic pracuje cały dzień i widzi się z dzieckiem tuż przed położeniem go do łóżka. Nie łatwo jest nauczyć polskiej mowy dziecka, które nie ma kontaktu z Polską, nie wyjeżdża do dziadków i zastanawia się np. po co mama mówi do mnie w ten dziwny sposób skoro może mi to powiedzieć po włosku. Do naszego dziecka zwracamy się w ojczystym języku tylko kiedy jesteśmy z nim sami, w obecności osób włoskojęzycznych nie wypada mówić po polsku. Tych momentów w ciągu całego dnia jest bardzo mało. Często niestety język polski jest językiem poleceń rodzicielskich lub (co gorsze) zakazów, typu: nie rób tego, usiądź porządnie, podaj mi to, tak się nie robi. To dziecko w ten sposób, nie rozkochamy w naszej ojczystej mowie. Wir i pęd codziennego życia również utrudnia rodzicom porozumiewanie się w języku polskim. Nasza pociecha szybciej zrozumie w języku włoskim to co od niej chcemy. Mówiąc to samo po polsku, gdzie trzeba wytłumaczyć ten nowo wprowadzony wyraz… wielokrotnie nie mamy na to ani cierpliwości ani czasu. Ile razy słyszałam, że zmęczony rodzic po całym dniu z ciężkim sercem puści włoską kreskówkę na dobranoc, bo przeczytanie kilku stron wierszy Tuwima jest już bardziej wymagającym zajęciem.

SW: Jaką rolę w wychowaniu dzieci za granicą ogrywa Szkoła Polska?

ATR:  Według mnie Szkoła Polska odgrywa bardzo istotną rolę. Jest to punkt odniesienia dla rodzin polsko – włoskich. Jest to ośrodek, centrum, gdzie nasze dzieci, mogą spotkać rówieśników, którzy żyją w tej samej kulturze.

Dla moich dzieci pójście do polskiej szkoły dało impuls do pogłębienia znajomości języka polskiego. Zrozumiały, że nie tylko one dostają 6 grudnia pod poduszkę upominek, idą z koszyczkiem w Wielką Sobotę do kościoła, leją się wodą w lany poniedziałek. Zaprzyjaźniły się z rówieśnikami na tyle, że jest to już rytuał to codwutygodniowe spotkanie. Dzieciaki w sobotnie popołudnie są już zmęczone, z chęcią na pewno zostałyby w domu, ale jeśli lekcje są interesujące, nauczyciele umieją przekazać informacje w sposób innowacyjny i pociągający to ta młodzież przyjdzie z przyjemnością. Rolą takiej szkoły jest nie tylko przekazanie zasad ortografii, gramatyki, ale przede wszystkim wiedzy o Polsce. O jej historii, o geografii, o istotnych aspektach kulturowych naszej ojczyzny. Ja to nazywam wychowaniem młodego Polaka, aby był godnym „małym ambasadorem” kraju Lecha.

SW: Czy ważne jest socjalizowanie z innymi mamami Polkami? Dlaczego? 

ATR: Spotkania naszych mam to również cel szkół polonijnych. To tu, mogą one porozmawiać po polsku z innymi mamami. To tu dostaną wszelkie informacje związane z naszym polsko – włoskim życiem. Miło jest popatrzeć jak odwiedzają się wzajemnie lub wychodzą razem na spotkania towarzyskie. Nie ukrywam, że i „ciało pedagogiczne” bardzo zacieśniło relacje. Mamy – nauczycielki spędziły razem wspólnego Sylwestra, podczas którego śpiewana była cała lista polskich utworów.

Myślę, że szkoła organizując nawet wspólne wigilie, czy poczęstunki wielkanocne, huczne zakończenia i rozpoczęcia roku szkolnego scala polonijne społeczeństwo. Wspaniale świętowaliśmy 100-lecie Niepodległej. To są te właśnie niezapomniane chwile,  kiedy płynie w nas polska krew na włoskiej ziemi. Na to patrzą nasze dzieci i z tego biorą wzorce.

SW: Czy i jak ojciec może współdziałać w procesie wychowania dziecka dwujęzycznego?
   
ATR: Włoski tata to nasz największy kibic. Mówię włoski, bo większość naszych rodzin składa się z polskiej mamy i włoskiego taty. Często to właśnie ON wyszukuje szkołę na internecie, to on do nas dzwoni i prosi o informacje, a potem nawet jak mama pracuje w sobotnie popołudnie to sam dzielnie przywozi dziecko na zajęcia w polonijnej szkole. Ojcowie z jakimi ja się spotkałam są naprawdę rewelacyjni! Pomagają w ustawianiu stołów, zawieszaniu flag, robią zdjęcia. Działają bardzo aktywnie. Jeszcze nie spotkałam takiego ojca, któremu byłaby obojętna dwujęzyczność dziecka. Na dodatek powiem, że dopytują o kursy polskiego dla dorosłych.

SW: Czy i ewentualnie jakie ryzyko może nieść za sobą dwujęzyczne wychowanie dziecka? 

ATR: Ryzyko? Muszę powiedzieć, że ryzyko jest ogromne! Dwujęzyczność zacznie nas prześladować. Dziecko będzie śpiewać w domu piosenki jakie nauczy się w polskiej szkole. Będzie nam robić za przewodnika w podróży po Polsce, opowiadając gdzie co można obejrzeć. Będzie umiało porozmawiać z dziadkami i powiedzieć im czego może nie chcielibyśmy im wyjawić natychmiast… Odkładając żarty na bok, jestem przekonana, że ryzyka nie ma. Dajemy naszemu dziecku prezent, niepowtarzalny, cenny, który kiedyś na pewno docenią.

SW: Jak  wyobraża Pani sobie swoje dzieci w dojrzałym życiu ?

ATR: Nie tyle ja sobie wyobrażam, co moje dzieci same sobie już wyobrażają. Ja już mam deklaracje mojej córki, która szykuje się w te wakacje na samodzielną podróż do Polski, do babci. Nie czeka na mnie tylko kupuje bilet i leci. Od kilku lat mnie zapewnia, że pójdzie na studia w Warszawie. Syn nie robi sobie jeszcze konkretnych planów, ale wiem, że wykorzysta na pewno swoją podwójną tożsamość. Śledzi postępy naszych siatkarzy i marzy o spotkaniu z Bartoszem Kurkiem. Wiem, że na lekcji geografii wspaniale opisał nasz kraj i sprostował błędne informacje na temat polskiej ekonomii (książka nie miała aktualnych danych). Byłam z niego dumna jak przygotował raport o Polsce dla swoich kolegów w klasie.

SW: Jaką wartość, jakie korzyści dała Pani dzieciom dwujęzyczność?
   
ATR: Myślę, że wartości i korzyści nie są jeszcze namacalne. Na razie są to  możliwości. Władanie biegle drugim językiem może przynieść możliwość znalezienia dobrej pracy. Na pewno mogą studiować nie tylko na włoskich, ale i na polskich uczelniach. Poszerzają swoje horyzonty, są otwarci na wielokulturowość. Widzę, że z łatwością uczą się innych języków obcych, mają do nich naturalną predyspozycję.    

Pani Aniu, dziękuje za cenne wypowiedzi oraz gratuluję sukcesów  wspaniałej Polce, a przede wszystkim cudownej mamie!

.

Rozmawiała: Sylwia Woźniak, nauczyciel Szkoły Polskiej przy Ambasadzie RP w Rzymie, Polonijny Nauczyciel Roku 2018

Foto: Archiwum Pani Anny Traczewskiej  Radici

Poprzedni artykuł60 dni maja
Następny artykułTexas i reszta świata. Pocztówka z San Antonio

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj