zielona.szkola

Od wielu lat jeżdżę na „zieloną szkołę”. Właśnie wróciłam z kolejnej wyprawy. Byłam ze swoimi pierwszakami. Siedemnaścioro dzieci pod opieką to nie jest dużo, ale zapewniam, że nie ma czasu na odpoczynek i nudę, nawet w nocy. Pomimo że jestem zmęczona, to wyjazd uważam za bardzo udany. Dzieci wróciły szczęśliwe
i bogatsze o nowe doświadczenia.

Nasunęło mi się parę refleksji i chcę na gorąco podzielić się nimi. Myślę, że mogą być pomocne tym rodzicom, którzy zamierzają wysyłać swoje dzieci na takie wyjazdy oraz na kolonie i obozy.

Wszyscy wiemy, że wspólne klasowe wyjazdy są znakomitą okazją do bliższego wzajemnego poznania się dzieci i wychowawcy, do spojrzenia na siebie pod innym „kątem”. Często na takich wyjazdach okazuje się,
że kolega czy koleżanka, którzy są mniej lubiani albo sprawiają trudności w szkole, mają wiele zalet i stają się atrakcyjni dla rówieśników. Wychowawca natomiast ma większe możliwości pracy z takimi dziećmi, opierając się na ich mocnych stronach. Wszyscy lepiej poznają się i integrują. Ponadto „zielone szkoły”, kolonie i obozy są doskonałą okazją do rozwijania m.in. umiejętności komunikacyjnych, wyrabiania samodzielności, zaradności
i odpowiedzialności oraz zdobywania nowej wiedzy i utrwalania tej już nabytej.

Często rodzice (głównie pierwszaków) mają wiele obaw i boją się wypuścić dziecko spod swoich skrzydeł.
Chcę zwrócić uwagę na kilka elementów, które mogą pomóc pokonać te obawy.

Po pierwsze na wszelkich wyjazdach znakomicie czują się te dzieci, które są samodzielne.

Potrafią:

– rozebrać się oraz ubrać stosownie do pogody,
– zawiązać obuwie,
– wziąć prysznic i wytrzeć się (przy myciu włosów i zaplataniu warkoczy pomoże wychowawca),
– umyć zęby, ręce, buzię,
– korzystać z toalety,
– samodzielnie jeść, nalać sobie sok bez rozlewania,
– sprzątnąć po sobie po jedzeniu,
– powiesić kurtkę, bluzę,
– złożyć i ułożyć ubrania w szafce,
– brudne ubrania włożyć do np. worka, reklamówki,
– rozwiesić mokry ręcznik po kąpieli,
– zaścielić łóżko (od drugiej klasy samodzielnie, w pierwszej – z pomocą),
– odłożyć rzeczy na miejsce,
– pilnować swoich rzeczy,
– posługiwać się pieniędzmi,
– samodzielnie zasypiać,
– poradzić sobie z tęsknotą.

Jeżeli wiemy, że dziecko nie potrafi tego zrobić, to trzeba koniecznie mu pomóc i trenować te umiejętności dużo wcześniej przed wyjazdem. Tak naprawdę to od najmłodszych lat powinniśmy pozwalać dzieciom na samodzielność (wspomaganą i kontrolowaną, ale bez większego „wtrącania się”). W ten sposób zdobywają różne doświadczenia, poznają sposoby działań, rozeznają się w swoich możliwościach i uczą się bardzo istotnej w życiu umiejętności – pokonywania trudności. Uczą się wytrwałości i odporności na porażki. Jeżeli dzieciom pokazujemy, jak coś się robi, to nauczą się. Natomiast jeżeli często będziemy je poprawiać lub wyręczać, to wyrobią w sobie nawyk bezradności i będą źle o sobie myślały (Skoro jestem wyręczany, to znaczy, że nie potrafię. Inne dzieci to potrafią, a ja nie. W takim razie jestem gorszy, nie poradzę sobie). Istnieje takie powiedzenie „Im bardziej utrudniamy życie dziecka (oczywiście w granicach jego możliwości), tym bardziej ułatwiamy mu życie w przyszłości”. W tym momencie przypomniało mi się jeszcze powiedzenie Roberta Kennedyego: „Nie usuwaj sprzed nóg swoich dzieci wszystkich kamieni, bo mogą kiedyś uderzyć w mur”.

Co możemy zrobić, gdy dziecko wyjeżdża, a nie posiadło niektórych umiejętności? Możemy bardzo dużo.

Jeżeli dziecko wcześniej nigdy nie nocowało poza domem, to dobrze jest sprawdzić jego reakcję na taką sytuację. Może nocować u babci, wujostwa czy rówieśników. Jeżeli są duże trudności, to trzeba to zrobić małymi kroczkami, najpierw kilka godzin w dzień poza domem bez rodziców, a potem jedna noc i więcej. Dziecko musi poczuć, że jest bezpiecznie i że wróci do rodziców.

Każde dziecko tęskni, zwłaszcza wieczorem, gdy nadchodzi pora snu. To naturalne. W domu są odpowiednie rytuały, zaś na ich wyjeździe brakuje. W czasie dnia zazwyczaj dzieci są tak pochłonięte różnymi zajęciami, że nie mają za bardzo czasu na myślenie o rodzicach. Gdy jednak zbliża się pora wyciszenia, rozmów, przytulania, wspólnego czytania – zaczynają tęsknić. Dlatego warto dać dziecku ulubioną przytulankę. Dobrze jest przy różnych okazjach rozmawiać o uczuciach, między innymi o tęsknocie. Warto uczyć dzieci, że wszystkie uczucia są człowiekowi potrzebne, nawet te nieprzyjemne. Każdy człowiek je odczuwa, ale ważne jest jak reagujemy, gdy ich doświadczamy.

Jeżeli dziecko posiada telefon komórkowy warto umówić się na jeden wieczorny telefon, ale nie przed samym snem. Im częściej kontaktujemy się z dzieckiem, tym trudniej dziecku funkcjonować. Jeżeli coś niedobrego dzieje się z dzieckiem, to wychowawca na pewno o tym poinformuje. Jeżeli rodzic częściej dzwoni i wypytuje
o wszystko, to daje sygnał, że nie ufa dziecku i opiekunom. Również, jeżeli dziecko często dzwoni do rodziców,
to przekazuje informację, że samo nie radzi sobie, nie wierzy w swoje możliwości i potrzebuje wsparcia przy rozwiązywaniu zaistniałych sytuacji.

Zdarza się, że dziecko nie dojrzało jeszcze do samodzielnych wyjazdów. Warto wtedy uzbroić się w cierpliwość
i wspierać je w kolejnych próbach usamodzielniania się. Sugeruję powstrzymać się przed „rzucaniem” dzieci na „głęboką wodę” i wysyłaniem ich na siłę. Można wiele stracić (np. zaufanie czy pieniądze, bo może trzeba będzie zabrać dziecko wcześniej).

Podczas wyjazdów dzieci, zwłaszcza te młodsze, uwielbiają kupować słodkości i pamiątki. Jednak wiele z nich ma trudności w posługiwaniu się pieniędzmi. Co prawda w klasie pierwszej dzieci ćwiczą te umiejętności (posługują się monetami – 1 zł, 2 zł, 5 zł i banknotami – 10 zł, 20 zł, 50 zł, 100 zł), ale mając 6-7 lat potrzebują wielu ćwiczeń, by opanować tę umiejętność na podstawowym poziomie.

W obecnych czasach mało dzieci w sytuacjach codziennych operuje pieniędzmi. Idziemy z duchem czasu, bardzo często płacimy kartą, telefonem, robimy zakupy przez Internet. Posługiwania się pieniędzmi można uczyć poprzez gry (np. „Monopol”), zabawy w sklep, bank. Najpierw wykorzystujemy „zabawkowe” pieniądze, potem prawdziwe. Podczas zakupów w sklepie dziecko może podać pieniądze i odebrać resztę. Potem można uczyć wyliczać, ile musi wziąć pieniędzy, aby kupić jakąś konkretną rzecz. Często 6-7 latki boją się kupować, ponieważ uważają, że gdy mają jeden banknot o wartości 20 zł, to nie starczy im np. na loda albo że nie będą mogły nic więcej kupić. Posługiwanie się pieniędzmi należy do umiejętności praktycznych. Im częściej dziecko będzie miało z nimi do czynienia, tym lepiej będzie się nimi posługiwało. Nie mówię tutaj o biegłym operowaniu pieniędzmi, ale o rozumieniu pewnych zasad: patrzę jakimi monetami lub banknotami mogę zapłacić, płacę i otrzymuję resztę. Gdy dziecko wyjeżdża dobrze jest zaopatrzyć je w portfelik, najlepiej na sznurku. Monety powinny być zabezpieczone przed wypadaniem (np. kieszonka na zamek). To pomaga zapobiec zgubieniu. Warto dać drobniejsze pieniądze. Kiedy do sklepu wchodzi duża grupa dzieci i wszyscy płacą banknotami o wyższych nominałach, to zdarza się, że ktoś nie może kupić cukierków, bo brakuje drobnych do wydawania.

Kolejna sprawa, na którą chcę zwrócić uwagę, to nowe rzeczy, które dzieci zabierają na wyjazd. Im jest ich więcej, tym mamy większe prawdopodobieństwo, że nie wszystkie wrócą do domu. Wielokrotnie mi się zdarzało, że w pokoju, nawet dwu, trzy-osobowym pytałam, kto jest właścicielem np. skarpetek czy koszulek, a właściciel nie odzywał się. Czasami i rodzice nie rozpoznawali rzeczy, które pokazywał wychowawca. Podczas ostatniego wyjazdu jeden z chłopców zapakował do swojej walizki ręcznik kolegi, bo myślał, że to jego.

Przed wyjazdem można sporządzić listę zabieranych rzeczy. Piszące dziecko może zrobić to samodzielnie.

Dobrym pomysłem jest przygotowanie razem z dzieckiem woreczków na każdy dzień pobytu z zestawem bielizny i koszulką. Po kąpieli dziecko włoży brudne ubrania do jednej reklamówki lub worka. Unikniemy w ten sposób mieszania czystych ubrań z brudnymi.

Również pakowanie plecaka lub walizki może być wspólnym działaniem rodzica i dziecka. W ten sposób uczymy planowania, samodzielności i odpowiedzialności.

Warto również na walizce czy plecaku umieścić np. breloczek z imieniem i nazwiskiem właściciela.

Każde dziecko powinno wiedzieć, co może jeść, a na co jest uczulone. Również powinno zdawać sobie sprawę, że witaminy należy zażywać w odpowiedniej ilości. Dzieci mają tendencję do jedzenia ich tak, jakby to były cukierki, bo są smaczne.

Bardzo dobrze jest przekazać wychowawcy lub napisać w karcie kolonijnej/obozowej informacje, które mogą pomóc opiekunom i dziecku. Przytoczę tylko dwie sytuacje spośród wielu, które ukazują „niefrasobliwość” rodziców. Kilka lat temu dziewczynka (7 lat) przeżywała bardzo silny stres, ponieważ nie potrafiła samodzielnie wytrzeć pupy po skorzystaniu z toalety. Był to jej pierwszy wyjazd. Wstydziła się poprosić o pomoc. Kiedy zorientowałam się o co chodzi, podpowiedziałam, co należy robić. Jedna minuta wystarczyła, by dziecko opanowało podstawową umiejętność. Druga sytuacja dotyczy moczenia nocnego. Gdybym wcześniej wiedziała, mogłabym zapobiec konsekwencjom, takim jak: mokra pościel i piżama oraz śmiech innych dzieci. Przecież można dziecko obudzić w nocy i zaprowadzić do toalety, można też założyć pod luźną piżamkę pampersa.

Kilka prostych zabiegów wystarczy, aby dzieci czuły się bardzo dobrze na swoich wyjazdach i szczęśliwe wróciły do domu.

Zachęcam do dzielenia się refleksjami i pomysłami na temat pierwszych samodzielnych wyjazdów dzieci.

Iwona Sołtysiak
Zapraszamy na blog autorki www.IwonaSoltysiak.pl

Poprzedni artykuł„Rodzina na szczęście!”
Następny artykuł„Tak prosto, tak trudno i tak warto” – rozmowa z Adamem Beck. Cz. 2

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj