Dobra Polska Książka: “Pypcie na języku” Michał Rusinek

181

Bardzo śmieszą mnie dowcipy językowe, stąd moje zainteresowanie właśnie tą książką. Jeśli macie podobnie, “Pypcie na języku” są właśnie dla Was! 

Czy znacie to zabawnie brzmiące słowo „pypeć”? Brodawka, kurzajka, pryszcz, strup? A może jest to jakiś inny wykwit na skórze, który uwiera i nie daje spokoju? W książce pt. “Pypcie na języku” Michał Rusinek opisuje liczne pypcie językowe.  Są to niespodzianki, które możemy zaobserwować nie dosłownie „na” języku – jako części jamy ustnej – ale „w” języku, jako narzędziu komunikacji. 

W tej publikacji chodzi oczywiście o język polski, chociaż można je przecież znaleźć również w innych językach. Nie trzeba być językoznawcą, wystarczy być zwykłym użytkownikiem polszczyzny, żeby natknąć się na liczne przykłady zabawnych wyrazów, gier słownych, zwrotów czy sformułowań, które brzmią niejednoznacznie. 

Rusinek, tłumacz i językoznawca, jest uważnym obserwatorem języka, dlatego, być może, widzi i słyszy więcej. Zebrane przez niego liczne, „z życia wzięte” przykłady, to świetny zestaw anegdot, z których można się nieźle pośmiać! Na przykład, taki napis na drzwiach do publicznego WC: „Awaria toalety. Prosimy załatwiać się na własną rękę.” Albo następujące ogłoszenie w gazecie: „Organizujemy sylwestry. Dowolne terminy.”

Czytelnik, który przypadkowo natknął się na tę książkę, mógłby zadać autorowi pytanie: Jaki sens ma skupianie się i analizowanie języka, który jest tylko narzędziem komunikacji! Na pytanie „Po co?” odpowiada sam autor:

„Właśnie po to, żeby na chwilę się zatrzymać i pomyśleć o języku. (…) Przez tę chwilę język nie jest przezroczystą szybą, przez którą ma być widoczny świat, o którym mówimy, ale sam staje się zauważalny. Ten ułamek sekundy, to jakby chwila nieprzeźroczystości, a więc i świadomości, że język też ma swoją materialność, swoją strukturę i wagę. I przede wszystkim do tego służą (…) językowe pypcie, o których (…) mowa w tej książce.”

Pypcie zostały podzielone na różne kategorie: z życia (autora), kulturalne, wirtualne, komórkowe, współczesne, kulinarne, zapożyczone i inne. Zanim przytoczę kilka przykładów, chciałabym nawiązać do sytuacji językowej osób, które czytają ten artykuł. Jesteśmy użytkownikami polszczyzny, osobami dwujęzycznymi lub wielojęzycznymi, które do języków mają szczególne podejście. Rozumiemy ich „wagę” czy „materialność”, ponieważ na co dzień jej doświadczamy. Jeśli na przykład nie wyrazimy się precyzyjnie po angielsku, możemy być źle zrozumiani i ponieść tego (często bolesne!) konsekwencje. Przykład? Proszę bardzo! Chwila nieuwagi i niepoprawna wymowa jednej, króciutkiej samogłoski w wyrazach „beach” lub „sheet” może się różnie dla nas zakończyć…

Proces uczenia się i przyswajania nowego języka jest trudny i wyboisty, wymaga od nas zatrzymania się i przyglądania mu się. Często wiąże się to z rożnego rodzaju potknięciami. Kto z nas nie ma na koncie wpadek językowych? Są one naturalną częścią procesu, choć wolelibyśmy ich mieć jak najmniej. Chodzi przecież o to, żeby komunikacja była efektywna i niezakłócona. 

Jeśli zdarzają nam się pypcie w drugim lub kolejnym języku, potrafimy to sobie jakoś wytłumaczyć, a nawet się z tego śmiać. Gorzej jednak, gdy pypcie zdarzają się w języku ojczystym, na co Rusinek przytacza bardzo wiele przykładów. Oto kilka z nich:

  • Podczas oficjalnej uroczystości w pewnej bibliotece miejskiej, tuż przed pokrojeniem ogromnego tortu, padają następujące słowa do pani dyrektor: „Mam nadzieję, że ten tort pozostanie z panią na długie lata!”
  • Pypeć z serii żargonu zawodowego usłyszanego podczas wizyty w telewizji. Tuż przed emisją programu na żywo, pracownik ekipy telewizyjnej zwraca się do zaproszonego gościa: „Niech się pan nie opiera, bo się pan zleje”.  Chodzi oczywiście o to, że w wyniku bezpośredniego kontaktu z oparciem „zleją się” kolory i efekt wizualny nie będzie zbyt korzystny. 
  • Cytat z pociągu pendolino: „Informujemy, że na pokładzie pociągu znajduje się osoba dbająca o czystość. W razie wystąpienia nadzwyczajnych zabrudzeń, prosimy poinformować o tym fakcie pracownika drużyny konduktorskiej.” Po wysłuchaniu tego komunikatu, autor stawia pytanie: „Czym się różnią zabrudzenia zwyczajne od nadzwyczajnych?”  Zastanawiające, prawda?

To tylko niewielka próbka zbioru, który można czytać na wyrywki. Mam nadzieję, że lektura ta dostarczy Wam -podobnie jak mnie – wiele radości.  Jestem przekonana, że tego rodzaju publikacje rozwijają wrażliwość i uważność językową, a tego chyba nigdy za wiele. Wesołego czytania!  

.

Anna Pelesz

“Pypcie na języku” Michał Rusinek, Warszawa, 2017

Poprzedni artykułFinał konkursu „Twórczość Herberta w naszej wyobraźni” w Szkole Języka i Kultury Polskiej im. Zbigniewa Herberta
Następny artykułSpektakl „Wehikuł czasu” w Aberdeen
Anna Pelesz
Nauczycielka języka angielskiego i polskiego. Na stałe mieszka w Stanach Zjednoczonych. Na co dzień uczy języka angielskiego dzieci pochodzące z różnych krajów świata. Języka polskiego uczy jedynie w weekendy. Jej uczniami są bardzo młodzi ludzie, którzy urodzili się w USA. Jest miłośniczką języków, literatury, pisania, czytania i podróży. Uwielbia spotkania z ludźmi, również te wirtualne. W pracy często posługuje się stwierdzeniem: “Więcej nas łączy niż dzieli”. Wykorzystuje swoją znajomość języków odgrywając często rolę tłumacza. Pasjonują ją różnice kulturowe oraz niuanse językowe, które tak wiele mówią o nas i o naszym postrzeganiu świata. Dla portalu Dobra Szkoła Nowy Jork prowadzi cykl recenzji – felietonów o nazwie „Dobra polska książka”. Organizuje spotkania autorskie, na które zaprasza Polonię mieszkającą nie tylko na terenie stanu New Jersey.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj