Jak jesteśmy przygotowani na kataklizmy?
W naszej piwnicy mamy wodę w butelkach. W szafie kilka puszek z warzywami i makarony w torebkach. Latarki. Radio.
To jest prawie zero w porównaniu z niektórymi super przygotowanymi rodzinami na ciężkie czasy w Ameryce.
Właśnie oglądam fragmenty „Preppers” na kanale National Geographic, które opowiadają o bunkrach rodzinnych.
Jeden z nich zaczęto budować już w 1985 roku. W tym celu użyto 42 stare autobusy szkolne, które zakopano w ziemi. Bruce, ich właściciel, nazwał bunkier „Arką 2”. Może w nim zmieścić się około 500 osób. Z upływem czasu, bunkier starzeje się, trzeba w nim sprzątać i robić naprawy.
Kto zajmuje się nimi?
Wnuki.
Tradycja przygotowań na apokaliptyczną przyszłość przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Inny bunkier, tym razem, dużo łatwiejszy w utrzymaniu, to piwnica, którą rodzina Rogers przystosowała do życia.
Patrzę na małe manerwy jakie przeprowadzają w domu. Dziewczynka w wieku 4-5 lat i jej rodzice sprawnie wyjmują z szaf zapakowane walizki. Tata wpycha kota do jednej klatki i węża do drugiej. W szybkim tempie schodzą do piwnicy.
– Poniżej 5 minut – melduje tata, patrząc na zegarek.
– Chciałabym, żebyśmy to robili jeszcze szybciej – odpowiada mama.
Wcale nie jest mi do śmiechu.
Mam nadzieję, że nie będę musiała pukać do drzwi takich bunkrów i prosić o pomoc.
Nie chcę żyć w takim napięciu przygotowawczym.
Danusia Świątek