– Czy o nas się martwią nawet nieznani ludzie? – zapytała Kimberly, gdy po ciężkiej nocy, stwierdziliśmy, że nasz dom stoi cały.

– Martwią się. Ludzie oglądają telewizję.

W nocy szyby w oknach drżały co chwilę. Waliły w nie połamane gałęzie. Nie mamy prądu. Nie działają nawet komórkowe telefony. Sandy wyrwała u sąsiadów stare i wielkie drzewa z korzeniami. Rzuciła je na druty elektryczne. Sparaliżowała ruch uliczny. W naszym ogrodzie poszarpała konary drzew.

Gdy wyszłam z psem na poranny spacer, zastałam sąsiadkę przed domem, która śmiała się i płakała na zmianę.

– Patrz na to drzewo, przecież dziś mogło mnie tu już nie być – pokazuje palcem na drzewo gigant, które leży przed jej domem. Ma rację. Gdy most Tappan Zee został otwarty, mąż zdecydował, że musimy dotrzeć do jego biura w Stamford.

W drodze przez nasze miasto, zauważyłam, że wszystkie lokalne biznesy są zamknięte. Nie ma prądu. Ciężko dojechać do pracy.

– Are you OK? – dostaję sms-y od przyjaciół i znajomych. Siostra z Polski dopytuje się, czy żyjemy.

Tylko sms-y tu działają.

Radio na baterie stoi na stole w kuchni i non stop nas informuje, że sytuacja na dolnym Manhattanie jest ciężka. Woda na ulicach. Bez prądu.

Właśnie ten prąd! Bez elektryczności życie jest możliwe, ale diabelnie utrudnione.

Gdy rano podniosłam się z materaca na podłodze i nie mogłam znaleźć latarki pod ręką, byłam i tak szczęśliwa, że cała nasza rodzina jest zdrowa w komplecie.

Sandy w końcu dała nam spokój!

Danusia Świątek
Fot. Kazimierz Pienkawa






Poprzedni artykuł„Opustoszałe miasto” – zdjęcia Nowego Jorku w czasie huraganu Sandy.
Następny artykuł„Jak fotografować dzieci? Jesienna sesja z dyniami.”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj