Magda Zelewska
Magda Zelewska

Rozmowa z Magdą Zelewską, fotografem i podróżniczką.

Czy zgodnie z zasadą, że „jedno zdjęcie wyraża więcej niż tysiąc słów” polonistka zdecydowała się zostać fotografem?

Akurat ta polonistka nie od razu zdecydowała się zostać fotografem, ale podróżnikiem i eksploratorem dzikich plemion (śmiech). Fotografia to taki  «skutek uboczny» . Szkoda mi było jechać na drugi koniec świata i nie podzielić się z innymi tym, co tam widziałam. Moje zdjęcia były początkowo jedynie fotkami z wakacji, dopiero po kilku latach zaczęłam do nich podchodzić poważniej i coraz bardziej zastanawiałam się nad tym, jak zrobić pełen reportaż, odpowiednio dobrać kompozycje, ustawienia aparatu, obiektywy czy światło. Moim celem od zawsze było przede wszystkim doświadczenie innej kultury i innego stylu życia. Dopiero na drugim miejscu była fotorelacja, która wyręczała mnie w opowiadaniu historii, co – mimo polonistycznego wykształcenia – nie jest moją najlepszą stroną (śmiech).

 

4 (2)
Etiopia 2012, plemię Mursi. « członków plemienia Mursi lepiej nie zbliżać się po zachodzie słońca. Ci wojownicy z plemienia Omo żyją w zamkniętym rezerwacie Mago i większość z nich ma zwyczaj upajania się alkoholem od samego rana. Taka mieszanka w połączeniu z bronią może być naprawdę niebezpieczna. Spotkać z nimi mozna się zatem jedynie o świcie i tylko w towarzystwie uzbrojonego skauta »

 

Mieszkasz w Paryżu. To bardzo fotogeniczne miasto, a jednak porzucasz je na rzecz podróży. Tego efektem jest np. « Into the Tribes » – seria piętnastu fotografii wykonanych ludom pierwotnym z miejsc takich jak Papua, Ekwador, Etiopia, Wietnam czy Indonezja. Co cię pcha w tak odległe zakątki świata? 

Paryż jest fotogeniczny, to fakt. W Paryżu świetnie fotografuje się zabytki, architektonicznie dziwaczne budowle, zamki czy widoki. Jednak, jak już pewnie zauważyłaś, głównym przedmiotem moich zainteresowań są ludzie i ich emocje. Nie mam potrzeby robić zdjęć monumentom, bo wiem, że są statyczne i najprawdopodobniej będą tu zawsze, a na pewno bardzo długo. Poza tym świadomość, że w Paryżu zdjęcia mogę zrobić w każdym momencie, jakoś mnie rozleniwia. Dopiero gdy jestem daleko i wiem, że to jedyna okazja na zdjęcie, mobilizuję się maksymalnie. Poza tym, wartość zdjęcia przelicza się trochę dla mnie na ilość zużytej energii, aby je wykonać. Im dalej brnę przez dżunglę do danego plemienia, im dłużej zdobywam zaufanie jego członków i dogłębniej poznaję ich system pojmowania rzeczywistości, im dłużej oswajam ze sobą swojego modela, tym bardziej wartościowy jest dla mnie portret, który wykonam. Nie znaczy to jednak, że poza podróżami nie robię zdjęć. Udało mi się wykonać kilka bardzo ciekawych sesji w Paryżu, jednak do tej pory nie mówiłam za bardzo o nich, skupiając się wyłącznie na fotografii podróżniczej.

 

1 (2)
Papua 2014, plemię Dani. Jest to jedno z najplastyczniejszych i pogodnych, jakie poznałam. Mężczyzna na zdjęciu naśmiewa się ze mnie, bo spoglądam na niego przez «szklane oko»

Jakimi modelami są członkowie społeczności plemiennych? Czy musisz się najpierw z nimi zaprzyjaźnić, zanim się do nich zbliżysz i zrobisz zdjęcie? 

Tak zazwyczaj jest. Nie chodzi o nawiązanie takiej typowej przyjaźni, ale bardziej o zdobycie sympatii i zaufania. Kiedy przybywam w obce miejsce, najpierw długo je obserwuję, z pokorą przyglądam się jego mieszkańcom, poznaję codzienne rytuały i dopiero wtedy, czyli zazwyczaj po kilku dniach, kiedy widzę, że ich oczy już się do mnie uśmiechają, powoli mogę sobie pozwolić na wyciągniecie aparatu. Wtedy wiem, że osoba, którą uchwycę na zdjęciu, kierując wzrok w stronę obiektywu, patrzy tak naprawdę na mnie, bo stworzyliśmy już między sobą więź. Robię to z szacunku do ludzi, do których przyjeżdżam. Myślę jednak, że to też trochę widać na moich zdjęciach, że tak naprawdę nie zostały zrobione w przelocie. Niestety są też takie miejsca, gdzie do samego końca nie czułam przyzwolenia, żeby cokolwiek robić i nie przywiozłam z nich żadnego portretu. Chodzi tu przede wszystkim o plemiona, które miały bardzo rzadki kontakt z cywilizacją, przez co były wyjątkowo lękliwe i nieufne.

 

3
Papua 2014, plemię Yali. Żyją w górach i perfekcyjnie upodabniają się do do otoczenia. Są może mniej uśmiechnięci niż Dani, ale równie gościnni i bardzo dumni z własnej kultury.

 

Zdarzyło ci się nie zrobić zamierzonego zdjęcia? Spotkały cię jakieś przygody podczas fotograficznych podróży? 

Cały czas widzę kadry i motywy, które chciałabym zatrzymać, ale okazuje się, że zostawiłam aparat gdzieś na dnie plecaka, w luku bagażowym albo zapomniałam włożyć kartę czy naładować baterie (śmiech). Takie sytuacje bardzo mnie frustrują, ale też dają nauczkę: przez kilka kolejnych dni sprawdzam wszystko sto razy, zanim gdziekolwiek wyruszę. Po około tygodniu, niestety, o nauczce zapominam, w wyniku czego zazwyczaj dostaję w prezencie kolejną frustrację jako upomnienie i… koło się zamyka. Trochę się już jednak do tego przyzwyczaiłam. Jeśli chodzi o przygody, które powstrzymały mnie przed zrobieniem zamierzonych zdjęć, to doskonale pamiętam jedną z nich.  Podczas mojej ostatniej wyprawy, kiedy pomieszkiwałam w stojącej na palach chacie szamana Mentawai w Indonezji, musiały mi wypaść, zupełnie przypadkiem i najpewniej przez szparę w podłodze, wszystkie kolorowe nakładki na flasha. To takie wielobarwne folie, dzięki którym można nadać ciepłą lub zimną atmosferę zdjęciu. Już miałam w głowie zamysł, który kolor jak wykorzystam, a tu – niestety – przykra niespodzianka : wszystkie nakładki zniknęły. Przez kolejne dwa dni przeczesywalam dom w ich poszukiwaniu, ale nic nie znalazłam. Dopiero po następnych dwóch dniach syn szamana przybiegł z krzykiem, że mieszkające pod chatą świnie robią kupy w kolorach tęczy. Okazało się, że to właśnie te wszystkożerne zwierzęta pozbawiły mnie części mojego fotograficznego ekwipunku, i to już na samym poczatku podróży (śmiech). Nastrojowych zdjęć nie zrobiłam, ale wspomnienie zdziwionych na widok własnych odchodów świń do dziś wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.

 

2 (2)
Indonezja 2015, plemię Mentawai. « Ponad połowa mężczyzn tej społeczności to szamani. Wszyscy dekorują się tym, co znajdą w dżungli, stąd też nazywani są często Ludźmi-Kwiatami.

 

Miejsce, do którego chciałabyś wrócić?

Powroty kojarzą mi się jedynie z domem i końcem przygody. Co prawda, tęsknię za każdym miejscem, które do tej pory odwiedziłam, jednak za każdym razem szkoda mi czasu (bo tyle mam jeszcze do zrobienia), żeby wracać na odkryte już przeze mnie tereny. Dlatego też zawsze staram się znaleźć cel zupełnie inny od poprzednich. Jedyne miejsce, do którego mimo wszystko wróciłabym bez wahania i nie szkoda by mi było reszty świata, to Etiopia. Odwiedziłabym wioski w dolinie Omo i spotkała tych wszystkich ludzi, których poznałam pięć lat temu.  Może robiłabym im dziś zdjęcia bardziej świadomie niż wtedy. Mam wrażenie, że od tamtego czasu trochę się zmieniłam i wiele nauczyłam.

Miejsce, do którego nigdy nie wrócisz?

Obawiam się, że do większości miejsc, w których byłam, niestety już nigdy nie wrócę. Natomiast niewiele jest takich, do których bym wrócić nie chciała albo miała z nimi związane tak złe wspomnienia, że nawet gdyby ktoś dał mi darmowy bilet, zapierałabym się rękoma i nogami. Owszem, zawsze zdarzają się momenty, kiedy wymiękam ; jest mi zimno, jestem zmęczona, brudna i głodna. Wtedy zawsze sobie powtarzam, że to już ostatni raz, że już nigdy w takie miejsce się nie wybiorę, ale potem, kiedy tylko je opuszczam, już za nim tęsknię… Chociaż nie! Jest jedno takie miejsce, do którego nie wróciłabym za nic w świecie. To Diagonal Home – mały  hostel w centrum Barcelony. Spedziłam w nim kilka nocy. Wszystko, mimo pluskiew, braku światła i ciepłej wody, byłoby nawet w porządku, ale kiedy któregoś wieczoru wróciłam po północy z eksploracji miasta i zobaczyłam wystające z mojego łóżka cudze stopy (dodam, że pokój był jednoosobowy i rezerwowałam go sama), moje zdziwienie nia miało granic. Okazało się, że sprytna właścicielka kamienicy postanowiła położyć innego klienta w moim apartamencie z nadzieją, że nie pojawię się do rana. Noc spędziałam na korytarzu i na podłodze, a jakiekolwiek negocjacje i żądanie zwrotu kosztów rezerwacji skończyły się fiaskiem, bo – według właścicielki – przecież miałam dach nad głową! Do Diagonal Home nie wrócę już na pewno i nikomu też nie radzę się tam wybierać.

 

6 (2)
Kambodża 2011, jezioro Tonle Sap. Dryfujące na jeziorze Tonle Sap wioski nie mają dokładnej szerokości geograficznej. W porze sluchej wszyscy mieszkańcy, wraz z łódko-domami przenoszą się bliżej brzegu, bo tam najłatwiej coś złowić. W porze deszczowej natomiast wszyscy skupiają się na samym środku jeziora, dokąd przemieszczają się nie tylko sami mieszkańcy «wioski», ale i pływający kiosk, supermarket czy szkoła.

Jak patrzeć przez obiektyw, żeby uniknąć banału?

Nie patrzeć przez obiektyw. Najpierw rozglądać się i szukać ujęć bez pośrednika w postaci aparatu. Przez obiektyw można spojrzeć dopiero w momencie, kiedy jest się już pewnym, że się te odpowiednie ujęcie znalazło. Poza tym, naprawdę nie warto przyklejać się do gromadki azjatyckich turystow fotografujących katedrę czy pomnik pod «najlepszym» kątem i wierzyć, że to jest właśnie TEN kadr, bo tak napisano w przewodnikach. Lepiej oddalić się kilka kroków, spojrzeć w bok i poszukać ciekawych scen czy perpektyw z innego kierunku.

Zgodzisz się z tym, że w dobie smartfonów i  selfie każdy może zostać fotografem?

Fotograf to pojęcie względne i sama nie do końca potrafiłabym je zdefiniować. Myślę, że każdy może zrobić dobre zdjęcie – nie potrzeba do tego wieloletnich szkół czy nie wiadomo jakich sprzętów. Jeśli ktoś ma do tego smykałkę, dobre oko, wyczucie światła i pomysł, to z telefonem też da sobie świetnie radę. Ale czy kogoś, kto fotografuje wyłącznie za pomocą telefonu, można nazwać fotografem? Mnie samej, w związku z tym, że nie mam wykształcenia fotograficznego, trudna tak o sobie mówić. Łatwiej mi powiedzieć po prostu, że «robię zdjęcia».

 

5
Etiopia 2012, Park Dinsho – góry Bale. Uzbrojony strażnik towarzyszył mi także w parkach narodowych, pomagając w wypatrywaniu dzikiej zwierzyny, przede wszystkim gazeli, dzikich koni czy – spotykanych jedynie na tych terenach – czerwonych wilków.

 

7
Magda Zelewska, Wietnam, góry przy granicy z Chinami, wioska Ta Van

 

Które miejsce na świecie czeka teraz , żeby zostać przez Ciebie odkryte?

Birma. Co prawda dopiero za pięć tygodni, ale czuję się tak, jakbym już tam jechała (śmiech).

 

Rozmawiała: Karina Bonowicz

Zdjęcia: Magda Zelewska

 

Magda Zelewska – absolwentka filologii polskiej na Uniwesytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i MJM Graphic Desig w Paryżu. Fotograf i podróżniczka. Laureatka licznych konkursów fotograficznych w Polsce i za granicą, m.in. 4 times Grand Prix « Photo of the Month » – National Geographic Traveler, Grand Prix – ASF International Fine Art Photography contest 2015 i Unesco and CFPA Humanity Photo Awards 2015. Zafascynowana społecznościami plemiennymi odbyła szereg podróży do tak odległych krajów jak m.in. Etiopia, Ekwador, Indonezja czy Papua, czego efektem jest cykl zdjęć « Into The Tribes «. Mieszka w Paryżu. 

http://magdazelewska.com/

https://www.facebook.com/mzelewskaphoto/?pnref=lhc

 

 

 

Poprzedni artykuł„East River Fish Fantasy- drawings” – wystawa rysunków Janusza Skowrona. 29 sierpnia – 3 października
Następny artykułDni Poradnictwa w zakresie ubezpieczenia społecznego dla Polaków pracujących lub mieszkających w USA. 4 – 6 pazdziernika

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj