Polonijni rodzice, którzy poświęcają swój czas w domu na rozwijanie znajomości języka polskiego u swoich dzieci, powinni pamiętać, że kluczem do sukcesu może być ruch (jak najwięcej ruchu), który jest naturalną potrzebą dzieci, a przy okazji pomaga także w nauce języka – radzi Agata Szybura, doktorantka w Katedrze Języka Polskiego jako Obcego Uniwersytetu Jagiellońskiego
Dlaczego się wiercisz?! Czy nie potrafisz usiedzieć ani chwili spokojnie?! Ile razy w dzieciństwie usłyszeliśmy takie pytania – przygany i ile razy powtórzyliśmy je bezrefleksyjnie w stosunku do naszych dzieci? 30 lat lat temu nie przynosiły one pożądanego skutku (co pamiętamy doskonale, prawda?), nie ma więc powodu, aby teraz nagle okazały się skuteczne. Zamiast więc zżymać się na nasze pociechy, że nie siedzą wyprostowane na krześle i nie patrzą w zeszyt, tylko podskakują i robią dziwne wygibasy, postarajmy się wykorzystać tę naturalną potrzebę ruchu w pożytecznym celu. To popłaca, bowiem optymalną dla dzieci metodą uczenia się jest właśnie zabawa, zwykle kojarzona z przyjemnością i beztroską.
Dobra chemia
Aby zrozumieć, dlaczego uczenie się poprzez zabawę jest bardziej efektywne niż uczenie się „szkolne”, czyli nużące ćwiczenia i monotonne wykłady, należy wziąć pod uwagę, że podczas zabawy wytwarzane są w mózgu substancje zwane neuroprzekaźnikami (dopamina, serotonina). One właśnie są odpowiedzialne za powstanie dobrego środowiska do przetwarzania bodźców (pamiętajmy przy okazji, że w przeciwieństwie do nich stres hamuje proces uczenia się). Tak więc podstawowa kwestia to stworzenie warunków do nauki – atmosfery bezpiecznej, radosnej, pobudzającej ciekawość i zachęcającej do działania.
Kolejna rzecz, równie ważna, o której należy pamiętać, to fakt, że zabawa polega na imitacji. Każdy rodzic jest w stanie przytoczyć nieskończoną liczbę przykładów dziecięcych zabaw w ramach których dzieci „gotują” w piaskownicy, „sprzedają” kasztany, „naprawiają” samochody. Jest to zachowanie typowe dla dzieci, które obserwują zachowania dorosłych i naśladują. Mechanizm uczenia się poprzez obserwację został opisany przez naukowców wiele lat temu (Albert Bandura), a zasada funkcjonowania tego mechanizmu została wyjaśniona niedawno dzięki badaniom neurologicznym, które niezwykle przystępnie prezentuje w kontekście edukacji Marzena Żylińska w książce pt Neurodydaktyka.
Wtedy zabawa jest nauką
Kluczem do wyjaśnienia procesu uczenia się przez zabawę są neurony lustrzane, które aktywują się w naszym mózgu, gdy obserwujemy zachowanie innych ludzi. Podczas dziecięcej zabawy zachodzą dwa procesy – dzięki neuronom lustrzanym w naszym mózgu zapisany zostaje wzorzec zachowania. Gdy dziecko samo podejmuje działanie według danego wzorca, utrwala się ono dodatkowo poprzez pobudzenie neuronów ruchowych, co zapisuje je w pamięci jako działanie, nie tylko jako wyobrażenie tego działania. Dlatego tak ważne jest, by dzieci mogły bawić się aktywnie. Wtedy zabawa jest nauką.
Naśladowanie jest więc tym, co pozwala się dzieciom uczyć, a przy okazji też mogą one mieć z tego wiele radości. Dlaczego więc nie wykorzystać tej wiedzy w naszych domowych lekcjach? Wiele zabaw może polegać na aktywności dziecka, które realizuje nasze polecenia, np. gdy tata policjant kieruje ruchem aut. Auto może być zrobione z dużego kartonu, udekorowane tak, by jego wnętrze przypominało tapicerkę, a zewnętrzne części były podobne do drzwi, przedniej maski itp. Potrzebne będą uchwyty, by dziecko mogło wejść do kartonowego auta i trzymać go jadąc po wyznaczonej trasie według poleceń rodzica. Następnie tata jest kierowcą, a dziecko policjantem, które w ten sposób nauczy się form trybu rozkazującego zupełnie nieświadomie.
Bedą gasić pożar i robić zastrzyk
Młodsze dzieci z pewnością chętnie pobawią się w przebieranki. Będą wchodzić w rolę strażaka, kucharza czy lekarza, jeśli przygotujemy dla nich skrzynię z różnymi strojami charakterystycznymi dla danych zawodów. Będąc strażakiem, pielęgniarką czy cukiernikiem będą mówić jakby byli w sytuacji typowej dla danego zawodu – będą gasić pożar, robić zastrzyk, dekorować tort. Jest to doskonała okazja do ćwiczenia słownictwa specjalistycznego, charakterystycznego dla danej profesji.
Nie bez powodu mówi się „wejść w czyjeś buty” – może to także być doskonały pomysł na zabawę! Człapanie w dziadkowych kapciach i stukanie w szpilkach mamy to tylko pretekst to tego, by dziecko mówiło jak dziadek czy mama – zmiana roli to także zmiana rejestrów językowych i poszerzanie swojej kompetencji językowej. Gdy dziecko może naśladować dziadzia, gdy opowiada o dawnych czasach, a mamę – gdy załatwia ważne sprawy w urzędzie.
By nauczyć właściwego zachowania przy stole, formuł grzecznościowych i wyrażeń przydatnych przy częstowaniu czy wyrażaniu opinii na temat potraw, możemy pobawić się w proszoną herbatkę lub piknik. Siedząc z dzieckiem przy stoliku zachowujemy się tak, jakbyśmy wszyscy byli dorosłymi ludźmi, którzy regularnie spotykają się na popołudniowej herbatce. Zamiast zwyczajowo upominać dziecko i mówić jak należy się zachować przy stole, możemy po prostu dawać przykład, a dziecko będzie nas naśladować. W pikniku mogą brać udział misie. Wtedy one również będą oferować poczęstunek, odmawiać dziękując uprzejmie, prosić o dokładkę lub pomagać wytrzeć rozlaną herbatę. Prowokowanie sytuacji, w których dziecko wchodzi w daną rolę, daje mu okazję, aby użyć słownictwa, jakiego nie ma szans przećwiczyć w zwykłych okolicznościach.
Językowe zabawy ruchowe.
Ale najskuteczniejsze są zabawy, w których ruch odgrywa jeszcze większą rolę. One też sprawiają najwięcej satysfakcji, i małym, i dużym. Dziećmi kieruje pewnego rodzaju wewnętrzy program – nikt ich nie uczy obracać się, raczkować, chodzić. Ruch, wpisany w ten program, jest naturalną potrzebą małego człowieka (i nie tylko), a przy okazji jest mu potrzebny do prawidłowego rozwoju. Dlatego tak krzywdzące dla dzieci jest nieustanne, bezrefleksyjne ograniczanie im możliwości ruchu. Warto przy tym pamiętać że efektem takiego naturalnego, wewnętrznego zaprogramowania na ruch jest utrzymująca się u dzieci niemożność skoncentrowania się dłużej na jednej czynności. Celem rodziców i pedagogów jest więc stopniowe rozwijanie umiejętności koncentracji. Zamiast więc forsować nużące i trudne dla dzieci ćwiczenia, lepiej wykorzystać to, co jest dla nich naturalne i sprawia przyjemność, czyli zabawy ruchowe. Przy okazji możemy doskonalić sprawności motoryczne, zarówno w zakresie małej motoryki (sprawność palców i dłoni ćwiczona poprzez rysowanie, wyklejanie i wycinanie) oraz dużej motoryki (koordynacja prawej i lewej strony ciała oraz ćwiczenie równowagi).
Chodzenie po papierowych talerzach rozstawionych po mieszkaniu niczym kamienie na rzece, to wyzwanie dla koordynacji, bo pomaga rozwijać świadomość własnego ciała, a przy tym okazją do nauki liczenia po polsku. Chodzenie po linie, takiej narysowanej w wyobraźni na domowej podłodze, okaże się jeszcze lepszą zabawa. Zamiast po linie dziecko może także iść „po błocie”, „po kleju”, „po gorącym piasku”, „po lodzie” itd. Uczenie się trudnych form miejscownika będzie wywoływać salwy śmiechu, szczególnie gdy dziecko będzie ślizgało się idąc „po lodzie”. Natomiast błądzenie z latarką po ciemnym mieszkaniu w umyśle dziecka będzie wielką nocną przeprawą przez dżunglę, a przy okazji pomoże odkryć na nowo meble i, co najważniejsze, nazwać je wzbogacając przy okazji słownictwo. Dziecko może też być naszym przewodnikiem, mówiąc nam co widzi, dlatego nie zgubimy się w ciemnościach. Ćwiczenie trybu rozkazującego w ogrodzie? Dlaczego nie! Opaska na oczach dziecka sprawi, że będzie ono musiało wsłuchać się w nasze wskazówki, by dotrzeć do celu. Zamiana ról tak, by rodzic był prowadzony przez dziecko, pozwoli na aktywne wyćwiczenie poznanych formuł: idź prosto, skręć lekko w prawo, cofnij się o dwa kroki, uważaj na kamienie, pochyl głowę, przeskocz kałużę.
Pamiętamy to, w co angażujemy się emocjonalnie.
Łatwiej zapamiętujemy nowe słowa czy wyrażenia, gdy angażujemy równocześnie więcej zmysłów – mózg pobudza więcej struktur i szansa na zapamiętanie danego słowa wzrasta. Jeśli nauce towarzyszą emocje, proces zapamiętywania jest dodatkowo wzmocniony. Stąd tak cenne jest odgrywanie scenek ze znanych dzieciom bajek. Wcielenie się w danego bohatera wiąże się z przeżywaniem całym sobą jego przygód. Jest to prawdziwe wyzwanie dla dzieci, ponieważ naturalny dla przedszkolaków egocentryzm uniemożliwia im spojrzenie na daną sytuację z perspektywy drugiej osoby. Odgrywanie scenek sprawia także, że rozwija się ich słownictwo, płynność wypowiedzi i utrwalają się poprawne formy. Młodsze dzieci oraz te, które słabo znają język, mogą wykonywać jedynie ruchy pantomimiczne. Ćwiczona wtedy umiejętność rozumienia ze słuchu po pewnym czasie przyniesie owoc w postaci umiejętności wypowiedzenia przyswojonych wcześniej słów i wyrażeń.
Warto podkreślić przy okazji, że dzieci łatwo zapamiętują słowa, ale równie szybko je zapominają. Nie są bowiem w stanie utrwalić swojej wiedzy za pomocą wyższych i głębszych procesów, dlatego tak ważne jest by posługiwać się mechanizmami mechanicznego i częstego powtarzania. Nie musi to być nudne. Dorośli szybko by się znudzili powtarzaną tydzień w tydzień piosenką, tymczasem dzieci będą robić to z radością i zachwytem. Jeśli chcemy uczyć najmłodsze dzieci nowych nazw zwierząt i określeń związanych z poruszaniem się, możemy zaproponować by człapały jak kaczka, gramoliły się jak słoń lub pełzały jak wąż, musimy jednak pamiętać by nowych elementów podczas jednej zabawy było maksymalnie sześć. Tyle są w stanie zapamiętać dzieci, a połączenie słowa i ruchu wzmocnione radością ze wspólnej zabawy z rodzicem zagwarantują bardziej długotrwały efekt.
Starszym dzieciom możemy zaproponować rożnego rodzaju gry, które angażują emocje. Sam fakt ich przeżywania sprawia, że dużo lepiej zostaną zapamiętane wyrażenia i zwroty użyte w czasie zabawy niż te, które dziecko próbuje zapamiętać za pomocą surowej i „beznamiętnej” listy słówek. Wygrana daje poczucie sukcesu i wzmacnia pozytywne nastawienie do języka, a gry losowe nawet słabszym dają możliwość odczucia radości z sukcesu. Jednak także przegrana jest tym, co warto wykorzystać, by rozwijać umiejętność pogodzenia się z porażką. Rozmowa na temat emocji, które towarzyszą dziecku może być okazją do nazywania i rozumienia tego, co same przeżywają, a z tym problem ma nawet wielu uczniów wychowujących się w otoczeniu tylko jednego języka. Kontrola emocji, nazywanie i ich rozumienie to przedmiot, któregocoś, czego można się nauczyć tylko w szkole życia, a więc w rodzinie (tutaj pomocą może służyć książka Czujesz tak, jak myślisz P. Stallarda).
Śpiewamy i tańczymy – wtedy się szybko uczymy!
Formą aktywności, która łączy ruch i zabawę, jest śpiew i nierozłączny z nim – w przypadku młodszych dzieci – taniec. Do 12 roku życia dzieci charakteryzuje wyjątkowa wrażliwość na dźwięki, co każe im śpiewać i recytować w każdym ze znanych im języku, by wyćwiczyć plastyczność krtani i ucha. Jest to stymulacja dla mózgu, a atrakcyjność tańca i śpiewu pomoże dziecku zaangażować całą uwagę. Nauczy się ono przy okazji melodii języka, a także sposobu wymowy głosek dla niego charakterystycznych. Będzie to także okazja do poznania nowych słów, których znaczenie dziecko odgadnie dzięki towarzyszącym śpiewaniu gestom (np. jak w piosence zespołu Fasolki pt. Szczotka pasta lub dowolnej samodzielnie wymyślonej piosence o czynnościach dnia codziennego wyśpiewanej na znanej, prostej melodii). Połączenie śpiewu z ruchem powoduje, że dane słowa zrastają się trwale z danym gestem. Ten związek może być na tyle silny, że trudno będzie później oddzielić słowo od towarzyszącej mu aktywności. W efekcie takich zabaw moja trzyletnia córka za każdym razem gdy usłyszy przy stole piosenkę poznaną na zajęciach języka angielskiego porzuca łyżkę. Natychmiast wstaje i zaczyna ją śpiewać, wykonując wszystkie towarzyszące jej gesty nie bacząc zupełnie na stygnącą zupę. Podobne doświadczenie spotkało mnie w grupie przedszkolnej, którą uczyłam angielskiego. Śpiewałam zazwyczaj im piosenkę ( touch your head, tickle your tummy ) chodząc w koło i gestykulując . Gdy pewnego dnia chciałam zaśpiewać z nimi tę samą piosenkę dla odmiany siedząc na dywanie, dzieci natychmiast wstały i zaczęły chodzić w kółko, mimo że wcale ich o to nie poprosiłam.
Takie zespolenie słów i gestów nazywane jest przez specjalistów procesem uczenia się warunkowego. To nic innego niż wywołanie pożądanej reakcji na bodziec, który wcześniej był bodźcem neutralnym. Nasze wypowiedzi mogą być bodźcem, na który dziecko zareaguje gestykulując lub wytwarzając swoje wypowiedzi. Zabawy w naśladowanie dorosłych (wspomniana wyżej proszona herbatka, piknik, zabawa w sklep czy lekarza) są zakotwiczeniem słów i zwrotów w konkretnej sytuacji, czyli kontekście językowym. To pomaga dziecku zapamiętać całe zwroty, które służą do komunikacji. Należy pamiętać o tym, że dzieci do 12 roku życia nie uczą się koncepcyjnie, co oznacza, że nie analizują języka systemowo. Dlatego lepiej bawić się po polsku niż uczyć się mechanicznie reguł gramatycznych. Zabawy te, wraz z zapamiętamymi zwrotami, zostaną w pamięci dzieci dużo dłużej niż będzie je bawiło człapanie jak kaczka i pełzanie jak wąż.
Agata Szybura
Serwis Wszystko o dwujęzyczności jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Senatu zadań w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą w 2016 roku. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o zleceniu zadania publicznego przez Kancelarię Senatu oraz przyznaniu dotacji na jego wykonanie w 2016 r.”.