– Darmowa, pyszna kawa! Darmowe kredki i książeczki do kolorowania! Już o 8 wieczorem w Thanksgiving – mówi podniecony głos w radiu, gdy rano jadę samochodem.
Mam do wyboru obchodzić Black Friday (Czarny Piątek), czyli maraton zakupów lub Buy Nothing Day, albo obyć się bez nich zaraz po Święcie Dziękczynienia.
Święto wypada w ten czwartek.
Ale dla niektórych sklepów, Czarny Piątek, dzień podobno największych obniżek cenowych, ma już zacząć się
w czwartek, po kolacji.
Jeszcze kilka lat temu, sklepy otwierały swoje drzwi o 6 rano, potem o północy.
Teraz czwartek staje się już piątkiem. Czwartek, który miał dać rodzinom szansę na zebranie się przy stole,
by w spokoju zjeść posiłek i porozmawiać. Thanksgiving to przecież największe święto w Ameryce.
Tak, moi znajomi, szykują się na wielkie zakupy, które mają załatwić wszystkie świąteczne zachcianki w rodzinie. Jeśli mają siłę i ochotę, niech idą. W ubiegłym roku klient wydał tego dnia średnio 398 dolarów.
Są i tacy, którzy ogłosili wojnę Czarnemu Piątkowi i w tym samym czasie ogłosili Dzień Bez Zakupów.
Dzień walki z komercjalizmem.
Zaczęto go obchodzić na początku lat 90-dziesiątych, a pomysł wyszedł od kanadyjskiego artysty Teda Dave’a.
‘Celebracje’ przyjmują różne formy.
Począwszy od paradowania z pustymi wózkami w centrach handlowych do niszczenia swoich kart kredytowych na oczach kupujących.
Mniej agresywni, idą na spacer do lasu, zamiast na zakupy do sklepu.
Nie mam zamiaru stać w długich kolejkach i szukać miejsca na parkingu.
Nie chcę patrzeć na agresywnych kupujących. Nie na moje nerwy.
Zakupy mogę zrobić każdego innego dnia i też skorzystać z różnych atrakcyjnych promocji.
W piątek nie będę stać w kolejce, ani zawzięcie się tym afiszować.
Pojeździmy z dziewczynkami na rowerach.
Danusia Swiątek