11422104_724910580968567_618959199_o

Gdyby ten film powstał w Hollywood, zostałby obsypany deszczem Oscarów z nagrodą za najlepszą pierwszoplanową rolę męską na czele. Film powstał w Polsce, Oscara nie dostał. Nie szkodzi. Rola Dawida Ogrodnika przerasta Oscara. 

Historia filmowa i niefilmowa zarazem. Filmowa, bo historia uwięzionego we własnym ciele Mateusza, który po dwudziestu kilku latach bycia traktowanym jak roślina, daje znać, że „nie jest rośliną”, aż prosi się o zekranizowanie. A niefilmowa, bo rzadko kiedy bohaterem, i to pierwszoplanowym, staje się niepełnosprawny. I chociażby z tego względu „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy jest obrazem wyjątkowym.

Inspiracją dla filmu była historia chorego na czterokończynowe porażenie mózgowe Przemka, który zostaje już w dzieciństwie uznany – zarówno przez lekarzy, jak i bliskich – za niemyślącą i nieczującą „roślinę”. Dopiero zaangażowanie jednej z opiekunek, próbującej skomunikować się z nim za pośrednictwem opartego na symbolach języku Blissa, prowadzi do niespodziewanego odkrycia, że chłopiec myśli i czuje tak jak jego zdrowi rówieśnicy.

Zanim Pieprzyca zaczął kręcić film, Przemek stał się bohaterem dokumentu Ewy Pięty „Jak motyl”, zmarłej dwa lata po emisji obrazu koleżance reżysera, której zresztą film ten zadedykował. Pieprzyca dokonuje karkołomnego posunięcia, jakim jest prowadzenie narracji z perspektywy niemówiącego, wyrażającego się za pomocą niezrozumiałych dla otoczenia na poły atawistycznych odruchów Mateusza (w roli młodego Mateusza – Kami Tkacz, w roli starszego – fenomenalny Dawid Ogrodnik).

Oddanie głosu uwięzionemu w ciele chłopcu, co do którego uczuć i myśli nie mamy tak naprawdę dostępu, mogło się nie powieść, ale Pieprzyca, przy udziale genialnego w tej roli Ogrodnika, zrobił to po mistrzowsku. Narracja – błyskotliwa i dowcipna – jest doskonałym komentarzem do tego, co dzieje się w otoczeniu  chłopca, o którym nikt nie wie, że myśli i przeżywa. Dzięki temu możemy się poczuć tak, jakbyśmy byli w głowie Mateusza. I to jest łatwe i trudne zarazem. Z jednej strony mamy tę przewagę, że jesteśmy mądrzejsi od otoczenia, które nie ma pojęcia, co (a nawet, że w ogóle) Mateusz myśli i czuje. Z drugiej jednak strony, bogatsi o tę wiedzę, trudniej znosimy niezrozumienie, a niekiedy i ignorancję osób go otaczających. Jak wtedy, kiedy chłopcu sprawia ból karmienie go na leżąco, co opiekunka interpretuje opacznie, wskutek czego Mateusz zostaje pozbawiony przednich zębów. Przez moment czujemy się tak samo bezsilni jak on, bo przecież nie możemy krzyknąć do ekranu, że wystarczy go po prostu posadzić…

Ta, wykorzystana chociażby w filmie „Motyl i skafander” Juliana Schnabela, perspektywa bohatera uwięzionego we własnym ciele, w umysł którego pozwala nam zajrzeć reżyser, jest znaczenie bardziej interesująca niż we francuskim obrazie. Mateusz w swoim wewnętrznym świecie nie snuje egzystencjalnych refleksji, ale prowadzi życie normalnego nastolatka i młodego mężczyzny, gdzie znajdzie się miejsce na fantazje życzeniowe na temat ukarania nielubianego sąsiada, ale i na punktowanie biustu otaczających go kobiet. Bo to właśnie kobiety będą odgrywać najważniejszą rolę w życiu Mateusza – nadopiekuńcza matka (bardzo dobra Dorota Kolak), irytująca siostra (Helena Sujecka), urocza sąsiadka Anka (Anna Karczmarczyk), zaangażowana wolontariuszka Magda (Katarzyna Zawadzka) czy wreszcie opiekunka, pani Jola (Anna Nehrebecka), dzięki której (i jej pomyśle na zastosowanie języka Blissa) bliscy chłopca „usłyszą” od niego po dwudziestu kilku latach, że „nie jest rośliną”.

Trudny temat nie przytłacza, bo zostaje okraszony szczyptą błyskotliwego humoru, a Pieprzyca ani na chwilę nie traci równowagi między komizmem a tragizmem, choć oddziela je tutaj bardzo cienka granica. Równocześnie traktuje problem z niezwykłym wyczuciem i należytą delikatnością; nie przesadza ani z ckliwością, ani z naturalizmem. Nie mogłoby to się jednak udać bez genialnej roli niemal nierozpoznawalnego w tym filmie Dawida Ogrodnika, którego gra – oparta na niewiarygodnym, fizjologicznym wręcz zaangażowaniu –  chwyta i za gardło, i za serce.  Aż trudno uwierzyć, kiedy po końcowych napisach widzimy go, jak siedzi z pierwowzorem swojej postaci, że on i Mateusz to ta sama osoba. Aż chce się żyć, żeby oglądać takie role. I takie filmy.

 

Karina Bonowicz

Fot. Paweł Dyllus/Kino Świat

Poprzedni artykułBezpłatne szkolenia dla polonijnych nauczycieli w Nowym Jorku, Chicago, San Francisco i Los Angeles
Następny artykułGrzegorz Fryc: dwujęzyczny program pozwolił mi się poczuć komfortowo w swojej szkole

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj