Czy córka może żyć bez poczucia winy, że nie spędza wystarczająco dużo czasu z matką? Czy powinna czuć się odpowiedzialna za nią? Na te i inne pytania znajduję wypowiedzi psychologa Wojciecha Eichelbergera w moim prezencie urodzinowym, książce pt. „Zatrzymaj się”. Czytam ją z bardzo dużym zainteresowaniem i dyskutuję nad jej fragmentami z Polkami i Amerykankami.
Cytuję jeden fragment z „Zatrzymaj się”.
– Wiele córek posuwa się tak daleko, że próbuje brać na siebie odpowiedzialność za życie swoich matek…
– Trzeba zacząć od wychowania córek bez ich poczucia winy i zobowiązań? Jak powinien brzmieć ten przekaz?
– Jesteś wolna, i nie jesteś mi nic winna. To ja żyję dla ciebie, a nie ty dla mnie. Jestem po to, by cię wspierać, by dodawać ci sił, nauczyć żyć i wypuścić w świat. Twoim zadaniem jest być mądrzejszą
i szczęśliwszą ode mnie. Ja jestem dorosła i potrafię radzić sobie bez ciebie, żyłam przecież, zanim się urodziłaś. Będzie mi ciężko rozstać się z tobą, ale trudno, to moje życie, mój los, więc biorę go na swoje barki. Ty zajmij się swoim życiem i swoimi dziećmi….”
Co na to kobiety-córki, także i matki, z mojego otoczenia?
35-latka, jedno dziecko:
„My, w Ameryce, mieszkamy daleko od swoich matek. Tak ułożyło się nasze życie. Pomagamy im na różne sposoby; finansowo i dzięki nam zwiedzają Amerykę, gdy przyjeżdżają na wakacje. Nie mam poczucia winy, że nie spędzam za dużo czasu z moją matką. Ona nadal jest aktywna i zdrowa.
Gdy przyjdzie czas, że trzeba będzie się nią zaopiekować, to na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie.
To będzie naturalna sprawa, a nie coś wynikającego z poczucia winy.
45-latka, dwoje dzieci:
„Nie wyobrażam sobie, żeby rodziców oddać do domu starców! Wcześnie straciłam ojca i matka była nasza alfą i omegą. Szanowałam ją, kochałam, ale dopiero jak wyprowadziłam się z domu, zrozumiałam znaczenie słowa matka. A w pełni doceniłam jej osobę, gdy ją straciłam. Miała 50 lat. Myślę, że będzie rzeczą naturalną, gdy znajdę się w potrzebie, to moje dzieci mi pomogą, zaopiekują się i nie oddadzą do domu starców. Widzę jak pomagają innym w potrzebie, w szkole, w rodzinie”.
39-latka, dwoje dzieci, Amerykanka:
„Mieszkam z 74-letnim teściem, który ma silną cukrzycę. Mój mąż jest za niego odpowiedzialny. Daje mu zastrzyki i wozi do lekarzy. Co dajesz od siebie rodzicom, dostajesz od swoich dzieci. Poczucie obowiązku łączy się z uczuciem”.
41-latka, starająca się zajść w ciążę:
„Miałam poczucie winy przez bardzo długi czas. Pyskowałam jako nastolatka. Buntowałam się. Ale od roku zmieniło się moje myślenie. Pracowałam nad sobą, żeby zrozumieć siebie i moją matkę. Poczucie winy,
to stan chorobowy. To nie jest rzecz naturalna. Małe dzieci nie mają poczucia winy. Dopiero szkoła i rodzice wpajają im to uczucie. Z tym trzeba walczyć”.
38-latka, dwoje dzieci, Amerykanka:
„Gdy zapytam mamę jak się czuje, zawsze odpowiada, że dobrze. Nie chce mnie martwić. Tak robi przez całe życie. Pilnuje swojej niezależności. Mój tata nadal żyje i rodzice nie potrzebują pomocy. Gdy jedno
z nich odejdzie, to drugie na pewno nie będzie mieszkało z nami. Kocham moich rodziców, ale nie możemy mieszkać razem. Każdy człowiek ma swoje życie”.
A jak jest ze mną?
Moja rodzina mieszka w Polsce. Tęsknię za mamą. Właśnie z tęsknoty wynikają moje działania, a nie
z poczucia winy. Moja mama rzuciła wszystko w Polsce, żeby pomóc, gdy byłam chora. Zrobiłabym
to samo, gdyby zaszła potrzeba w jej przypadku. Jest coś takiego jak solidarność rodziny, jak oparcie. Naturalny związek.
Danusia Świątek
Jestesmy winni naszym rodzicom opieke w razie choroby i na starosc, bo wiele im zawdzieczamy. Dzieki nim jestesmy, kim jestesmy. Przez to uczymy nasze wlasne dzieci, jak maja nas traktowac, gdy sami bedziemy w podeszlym wieku. Przyklad jest mocniejszy niz slowa!
Jestesmy jak naczynia polaczone – zalezymy od siebie, ale najwazniejsze jest, ze mozemy ofiarowac sobie tak wiele nawzajem, jezeli tylko chcemy.
Mieszkam z Stanach zjednoczonych od 25 lat i mam prawie 60 lat. Moja Mama, ktora mieszka w Polsce wlasnie teraz zaczela powaznie chorowac i odwiedzam ja tak czesto jak tylko moge. Rozumiem, ze moje poprzedniczki nie doswiadczyly problem chorego rodzica jeszcze twarza w twarz, bo sa mlodsze i maja mlodszych rodzicow. Ja teraz zyje z tym na codzien i wiem jaki to dramat. Moja Mama nie chce obarczac nas soba i swoimi problemami zdrowotnymi i w zwiazku z tym nie chce przeniesc sie do Ameryki aby mieszkac z nami. Wszyscy zdajemy sobie sprawe z jakimi kosztami moze wiazac sie opieka zdrowotna starszego czlowieka chronicznie chorego w Ameryce ( 79 lat) ktory potrzebuje regularnej opieki lekarskiej. A wiec przyjezdzam do Polski czesto i opiekuje sie moja Mama tak jak moge . Robe to z poczucia winy i dlatego , ze ja kocham i wiele Jej zawdzieczam. Tylko ze ( drogie panie) przekonacie sie jak to jest dopiero wtedy jak zetkniecie sie z tym twarza w twarz. Jest to potwornie wyczerpujace psychicznie, bo przeciez zaniedbuje w ten sposob mojego meza i rodzine w Stanach i rowniez z tego powodu czuje sie winna. Biore pod uwage, ze kiedys bede musiala wrocic do Polski na stale. Takze kochane panie , to wszystko nie jest takie proste . Jestesmy jak naczynia polaczone ale w praktyce kiedys bedzie trzeba zajac sie rodzicem na powaznie, trzeba miec plan na swoje zycie i pomyslec o praktycznych rozwiazaniach. Ja jestem juz u kresu sil i nie widze przyszlosci w rozowych okularach.