„Jestem Łemkiem, ale czuję się także Polakiem. Polska jest moją ojczyzną. Tu się urodziłem, to jest ziemia moich pradziadów. Tu są moje korzenie.
W starych dokumentach znalazłem wzmianki
o naszym rodzie Krynickich, którzy mieszkali na tych terenach już XVIII wieku” – zachęca do zainteresowania się historią Łemków przyjaciel mojej koleżanki.
Punktualnie o 10.30 w niedzielne przedpołudnie rozpoczyna się nabożeństwo w obrządku bizantyjsko-ukraińskim zwane „służbą bożą”.
Byliśmy nieco spóźnieni. Władzio, uczynny i oddany mojej przyjaciółce, podsuwa mi wciąż nowe tematy. Zależy mu, żeby świat dowiedział się o Łemkach, jego pobratymcach. Zadbał, żebym uczestniczyła w koncercie zespołu baletowego, w którym solowe partie tańczyła jego ośmioletnia utalentowana wnuczka Martynka. Zaprosił i dowiózł na niedzielne nabożeństwo w jego łemkowskiej parafii. Zostawił mnie w jednej z ławek, a sam dołączył do grona śpiewających osób.
Próbowałam nadążyć za trwającym już nabożeństwem. Ksiądz zwrócony tyłem do wiernych oddzielony od nich ikonostasem intonował pieśni cerkiewne. Wtórowali mu wierni. Ksiądz Jan ubrany w strój liturgiczny, nie przypominał tej osoby w pomarańczowym podkoszulku, którą przypadkowo spotkałam na obiedzie w Zakładzie Leśnym.
Zgodnie z powagą liturgii był skupiony
i skoncentrowany na jej przewodniczeniu.
W ławkach siedzieli Łemkowie z rodzinami
i małymi dziećmi. Wszyscy śpiewali i modlili się
w języku starocerkiewnosłowiańskim.
Z trudem uczyłam się tego języka na studiach polonistycznych. Nic nie pozostało mi z tej nauki, ale wyłapywałam poszczególne wyrazy
z bogatej w pieśni liturgii. Wierni brali czynny udział w nabożeństwie. Śpiewały też dzieci. Dwie dziewczynki w krynolinowych różowych sukieneczkach z książeczkami w ręku intonowały razem ze stojącą obok babcią.
Nabożeństwo w kościele grekokatolickim zachowuje wszystkie części składające się na Przenajświętszą Ofiarę Jezusa, z tym, że mają one inną formę. Podczas komunii nie przyjmujemy białego opłatka, ale kawałek chleba nasączonego winem podawanego przez księdza na łyżeczce. Inaczej przebiega też Ofiarowanie.
Do parafii grekokatolickiej należy również cerkiew Objawienia Pańskiego Krynicy Dolnej. Przed świątynią stoi krzyż upamiętniający smutny okres w dziejach Łemków, wypędzenie ich na zachodnie tereny Polski, na tzw. ziemie odzyskane. W operacji „Wisła” z 1947 roku stracili swój dorobek materialny i duchowy. Zmuszeni byli do ukrywania tego, co najcenniejsze; kultury, obyczajów, tradycji. Tułali się po obcych, często nieprzyjaznych kątach. Cierpieli biedę, byli wyszydzani, wyśmiewani.
Władzio tamtych czasów nie pamięta. Był dzieckiem, kiedy wysiedlano jego rodzinę. Gdy miał pięć lat rodzice wrócili w swoje strony, ale niestety ich gospodarstwo, ziemia, lasy zostały rozgrabione.
Nie mieli też własnego domu. Tułali się z miejsca na miejsce. Przez sześć lat nie byli nigdzie zameldowani.
Co za ironia! Dopiero po latach stać go było za odkupienie dawnej swojej własności.
W Ameryce spotkałam rodzinę, która opowiadała mi smutne historie o trudnych latach izolacji
i poniewierki. Bohaterka reportażu odżyła dopiero na emigracji w USA, trafiając do swoich, którzy ją rozumieli.
„Moi” Łemkowie z Krynicy w każdą niedzielę spotykają się po nabożeństwie, żeby trochę ze sobą pobyć. Miłe to zwyczaje. Podobne spotykam w Ameryce.
Nie ochłonęłam jeszcze po nabożeństwie, gdy podeszła do mnie pani i zaprosiła do parafialnej świetlicy.
„Pani jest tu nowa, proszę dołączyć do nas” – przyjaznym gestem wskazała kierunek, w którym podążały wszystkie rodziny. Zgubiłam po drodze Władzia, ale nie martwiłam się, tylu tu serdecznych ludzi.
Siadamy za stołami. Jest kawa, ciastka, lody. Przed oczami stanęła mi tamta emigrantka z pochodzenia Łemkówna. Wyobrażałam sobie jak szczęśliwa byłaby, gdyby dane jej było uczestniczyć w takim spotkaniu.
„Napisze pani o nas. Może nasi ziomkowie zza oceanu chcą wiedzieć, co się u nas dzieje” – zachęca do słuchania i pisania Stefania, przewodnicząca parafialnego zespołu cerkwi grekokatolickiej św. Apostołów Piotra i Pawła w Krynicy. – „Trzymamy się, jak pani widzi, ale wciąż nas ubywa” – dodaje przechodząc do innych parafian. Uzgadniają dyżury sprzątania świątyni oraz szczegóły przygotowań do odpustu patronów cerkwi świętych Piotra
i Pawła.
Nie wspominano przeszłości, mówiono o tym, czym żyją teraz. Najważniejsi dla nich są teraz kuracjusze, wczasowicze, którzy mogą korzystać z ich sklepów, kawiarni i innych usługowych punktów. Cieszy ich gdy Krynica tętni życiem, gdy pociągi i autobusy dowożą nowych kuracjuszy.
Jestem o krok od polubienia Łemków, to tylko pół prawdy, bo tak naprawdę już ich polubiłam.
Imponują mi, bo chronią swoje tradycje, bo przyprowadzają na nabożeństwa do swojego kościoła najmłodszych, bo mają ambicje być najlepsi, bo potrafią się integrować i stać murem za sobą. Chcą bardzo, aby pokazywać się z jak najlepszej strony. Wnuczki Władzia posiadają rozliczne talenty i we wszystkim są najlepsze, jedna w tańcu, inna w grze na pianinie, a jeszcze inna w śpiewie.
Sięgam po informacje o tej narodowości.
Łemkowszczyzna to obszar obejmujący polskie i słowackie terytorium. Jest to obszar Beskidu Sądeckiego, Niskiego oraz zachodni skrawek Bieszczad, a konkretniej południowa część Nowego Targu, Nowego Sącza, Gorlic, Jasła, Krosna, Sanoka i dawnego powiatu leskiego. Na tych terenach zamieszkiwała ludność ruska (nie mylić z rosyjską). Rusini utrzymują, że są potomkami wschodniosłowiańskich plemion Białych Chorwatów.
Otóż Rusini często używali słowa „Lem” znaczyło „tylko”, „lecz”, „ale”. Najpierw przezywano ich Łemkami, a potem nazwę tę przyjęto jako własną.
Co wyróżnia krajobraz Łemków? Przydrożne kapliczki z trójramiennym krzyżem i baniaste kopuly cerkwi, zamiast naszych polskich figurek Madonny ukwiecanej kwiatami, ziołami i strzelistych wież kościołów oraz świątyń.
Wierni obrządku bizantyjskiego i rzymskokatolickiego wielbią i oddają cześć temu samemu Bogu, naszemu Stwórcy i Zbawicielowi. Oba wyznania czczą tych samych świętych.
Bozena Chojnacka
Zdjęcia: www.etnologia.pl