Po dniach oczekiwań i niepewności spowodowanych opuszczeniem łodzi piotrowej przez papieża Benedykta XVI pojawiła się wielka radość i nadzieja. Mamy nowego namiestnika Chrystusa na ziemi. Kilka dni temu na Placu Świętego Piotra wiwatował cały Rzym, za nim świat.
Gdy ponad godzinę oczekiwaliśmy na nazwisko wybranego papieża, o fakcie dokonanego wyboru świadczył biały dym wydobywający się z komina, wierzyłam głęboko, że nowy papież będzie taki, jakiego chce widzieć Bóg. Koleżanka z Warszawy, dzwoniąc z życzeniami imieninowymi, zapytała czy zwróciłam uwagę na gołębia, który siedział na kominie. Owszem, zwróciłam uwagę, ale czy mogłam wiązać ten fakt z tym, co nastapiło potem. Inna moja duchowa powiernica już po ogłoszeniu nazwiska papieża przypomniała obrazki z Asyżu, gołębie oblegające figurę św. Franciszka, biedaczyny z Asyżu. Ten z Watykanu pilnujący komina zapowiadał to, co rozgrywało się w murach Kaplicy Sykstyńskiej. Tam kardynałowie oddawali głosy na kardynała z odległego kontynentu Ameryki Południowej, a on spokojnie stał na kominie.
Kolejnym papieżem został kardynał Jorge Mario Borgoglio. Do Rzymu przybył z Buenos Aires z Argentyny.
Jest jezuitą, ale przybrał imię Franciszek, na wzór świętego z Asyżu. Wszystko w osobie nowego biskupa Rzymu jest nowe i niezwykłe. Jest pierwszym papieżem pochodzącym z Ameryki Południowej, pierwszym następcą Chrystusa wywodzącym się z zakonu Towarzystwa Jezusowego. W postawie nowego namiestnika Chrystusa dominowała prostota, pokora, dobroć. Pochylony w geście modlitewnym prosił o modlitwę. Apelował
o braterstwo, pokój, jedność w świecie. Poprosił zgromadzonych na Placu Świętego Piotra wiernych (zgromadziło się 100 tysięcy ludzi) najpierw o modlitwę w intencji emerytowanego papieża Benedykta XVI, a następnie we własnej intencji. Był bardzo autentyczny, szczery, taki prawdziwy, taki właśnie franciszkański.
Powiedział znamienne słowa: „Rozpocznijmy razem te drogę braterstwa, miłości, wzajemnego zaufania”.
Dał odczuć, że jest jednym z nas. Przyjął wielkie wyzwanie ponad miliarda katolików na świecie, ale dał odczuć, że nie podoła w jego dźwiganiu bez pomocy Boga. „Beze mnie nic nie możecie uczynić” – zabrzmiały w uszach słowa samego Chrystusa zawarte na kartach Pisma Świętego. Dlatego nowy papież prosił o modlitwę, do której również nas zachęca.
Nowy papież jest jezuitą. Duchowość ignacjańska św. Ignacego założyciela Towarzystwa Jezusowego jest mi szczególnie bliska. Już od dłuższego czasu zgłębiam kolejne tygodnie ćwiczeń duchowych św. Ignacego, które mimo upływu lat, prawie 500 nic nie straciły ze swojej aktualności. A do czego zachęcał święty z Loyoli?
A do tego, czego pragnie każde ludzkie serce, do bliskości z Bogiem, do indywidualnego przeżywania osobistej relacji ze Stwórcą.
Papieża wybrano w dzień Maryjny 13 dnia miesiąca w środę, gdy odmawiana jest nowenna do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Dla mojej koleżanki Danieli wszystko jest jasne. Maryja w swój dzień wybrała następcę św.Piotra.
Czy takiego papieża potrzebują katolicy, potrzebuje świat?
Myślę, że tak. Wystarczy przypomnieć słowa Chrystusa skierowane do św. Franciszka: „Odbuduj mój kościół”. Imię tego świętego reformatora kościoła średniowiecznego przyjął nowy papież. Ta prośba samego Boga jest poleceniem na obecne czasy, gdy przed kosciołem stoi tyle wyzwań, gdy są zakusy jego zreformowania, pozostające często w sprzeczności z Ewangelią, gdy szaleje ateizacja i gdy wypiera się Boga z przestrzeni życia.
Papież z „końca świata”, dzięki modlitwie wszystkich wiernych, sprosta trudnościom. Wierzę w to z całego serca. Ostatnie słowo zawsze należy do Boga. Trzeba mu po prostu zaufać i dać się prowadzić.
Radość z tego faktu podzieliła również matka natura. Po dniach szarych w dzień po wyborze nowego papieża
w moim mieście zaświeciło słońce. Zagościło ono również w moim sercu.
Bożena Chojnacka