Wróciłam z pogrzebu przyjaciółki z lat dzieciństwa. Jest mi przykro, że odeszła,
a wraz z nią pochowany został ten piękny, niezapomniany świat dziewczęcych przeżyć. Jest mi przykro, bo nie pożegnałam się z nią, nie odwiedziłam w okresie, gdy cierpiała.
Zasugerowałam się tym, co mówili inni,
że chora nie chce nikogo widzieć. Tyle razy przejeżdżałam niemal pod oknami jej bloku. Zawsze stawała mi przed oczyma, ale niestety, nie zrobiłam tego kroku, żeby wejść, zapukać, przytulić. Już tego nie nadrobię.
W dorosłym życiu moja dawna przyjaciółka nie była już tak spontaniczna i otwarta jak w dzieciństwie. Miała swoje tajemnice, do których należała także jej śmiertelna choroba.
Nigdy mi o niej nawet nie wspomniała, może myślała, że coś wiem.
Wiedziałam niestety niezbyt dużo. Nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Ponadto w Polsce bywam z przerwami, co też utrudnia ciągłość znajomości. Nasze telefony nie były systematyczne.
Ot, od czasu do czasu, gdy przeczytała coś interesującego, dzwoniła, chcąc się ze mną podzielić.
Odeszła serdeczna koleżanka z lat dzieciństwa. Była moją najlepszą towarzyszką zabaw, powierniczką moich zwierzeń i snutych marzeń. Czytałyśmy te same lektury, wcielałyśmy się w bohaterki „Ani
z Zielonego Wzgórza” i innych lektur wówczas czytanych i przeżywanych. Obiecałyśmy sobie dozgonną pamięć, wierność i przyjaźń.
Lubiłam Ją za jej romantyzm, wrażliwość, subtelność. Nigdy nie miałyśmy ze sobą poważnych konfliktów, nigdy się nie kłóciłyśmy,jak to często bywa wśród dziewcząt. Nigdy też nie rywalizowałyśmy ze sobą o zainteresowanie chłopców.
Byłyśmy sobie bardzo bliskie i oddane, gotowe do poświęceń w imię przyjaźni. Pamiętam z jak rozdartym sercem rezygnowałam ze znajomości z chłopcem, który bardziej podobał się koleżance. Były to oczywiście niewinne, dziewczęce miłostki, ale jakże ważne dla nas, romantyczek wychowywanych na lekturze autorek „Ani z Zielonego Wzgórza” i „Tego Obcego”.
Miałyśmy swoje tajemne miejsca, którym nazwy nadawała Ona. Była w tym nie do pokonania.
Nasza przyjaźń straciła na intensywności przez okres szkoły średniej i potem w dalszym życiu.
W pamięci jednak strzegłyśmy wspomnień ze wspólnie przeżytego dzieciństwa.
Mieszkałyśmy na tej samej ulicy. Dzieliło nas od siebie zaledwie kilka domów. Nie potrafiłyśmy się ze sobą rozstawać. Tak wiele nas łączyło. Tak, była to bardzo, bardzo bliska zażyłość.
Kiedykolwiek dochodziło do spotkania już w dorosłym życiu, zawsze wspominałyśmy nasze dzieciństwo. Zawsze darzyłyśmy się czułością, zrozumieniem. Były to ciepłe, serdeczne spotkania.
Ostatni rok wiele zmienił.
Nie zdawałam sobie sprawy z postępu choroby. Myślałam, że zdążę odwiedzć koleżankę, że powiem jej coś miłego. Przypomnę choćby ten incydent ze wspólnie przeżywanego obozu harcerskiego, który ją zawsze rozbawiał. Co noc budziła mnie w namiocie, szukając zgubionej spinki do włosów. Fryzowała je, bo niezależnie od sytuacji i miejsca zawsze chciała wyglądać ładnie.
„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” upominał poeta ks.Jan Twardowski.
Ceńmy każdą przyjaźń, każdą zażyłość. Podtrzymujmy ją pamięcią, choćby najdrobniejszą.
Wszytko w życiu jest takie ulotne, takie przemijające.
Będzie mi brakować Jej i wspomnień z dzieciństwa, które zabrała ze sobą.