Tak też się czuliśmy dzięki rekolekcjom ewangelizacyjnych prowadzonych w nadnarwiańskiej Ostrołęce przez misjonarza z Ugandy Johna Bashoborę. Słuchając jego trzydniowego nauczania nabraliśmy siły i odwagi do czynienia rzeczy wielkich. Za sobą zostawiliśmy problemy, zaczęliśmy je nazywać zadaniami do wykonania, bo afrykański charyzmatyk uczył, że chrześcijanie powinni tak właśnie podchodzić do życia.
Szczera płynąca z serca dziękczynna modlitwa połączona ze śpiewem, wielbieniem Boga, oddawaniem chwały unosiła na wyżyny i zaczęły się dziać w nas przedziwne rzeczy. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna płakał jak dziecko. Odszedł od ołtarza po przyjęciu komunii świętej. Szedł płacząc, nie zważając na obecność ludzi, i to znaczną ich grupę, tych siedzących na balkonie, i tych zajmujących miejsca na parterze.
Ostrołęcka hala sportowa im. Arkadiusza Gołasia, gdzie odbywały się rekolekcje, jest w stanie pomieścić ponad 1500 osób i niewiele mniej przybyło na trzydniowe spotkanie ze znanym charyzmatycznym misjonarzem o. Johnem Bashoborą.
W zdumienie wprawiła starsza pani, która triumfalnie wkroczyła na podium trzymając kulę na ramieniu. Już jej nie potrzebowała. Dała świadectwo uzdrowienia.To stało się nagle. Służby porządkowe w pomarańczowych koszulkach próbowały ją osłonić bojąc się, że bez podpórki może się zachwiać albo przewrócić. Ale nic takiego się nie stało. Kobieta wróciła na swoje miejsce o własnych siłach. Kulę, na której się dotychczas podpierała, nadal trzymała na ramieniu.
Inni mówili o uleczonym kręgosłupie, guzie mózgu u niemowlaka, uleczonych kolanach, barkach, zniknięciu bólów głowy. Były uzdrowienia z raka prostaty, z depresji, zniechęcenia, wewnętrznego bałaganu, braku radości i perspektyw na przyszłość.
„Jesteśmy w saunie u Boga” – określił nas stan o. John. I nie było w tym przesady, bo czuliśmy się jak w prawdziwej saunie. Za oknem upał. Słupek rtęci dochodzi do 35 stopni, a my w hali sportowej ze szklanym zadaszeniem. – „Będziemy się przemieniać, jeśli całkowicie oddamy się Bogu, podporządkowując Jego woli nasze myśli, działania, nasze plany, nadzieje. Wtedy Duch Święty swoją mocą zmieni wszystko na lepsze. Słowo Boże jest skuteczne, jeśli go słuchamy, sprawia, że następuje przemiana naszych serc” – nauczał misjonarz z czarnego kontynentu.
Bóg dał nam moc, ale my jej nie wykorzystujemy, nie praktykujemy. To nie Bashobora uzdrawia, to czyni Jezus. Bashobora jest tylko jego narzędziem. Jezus jest osobą rzeczywistą, nie taką z przeszłości, jest zawsze z nami. Jest królem nieba i ziemi, a nas uczynił swoimi ambasadorami na ziemi. Powinniśmy postępować tak jak Jezus. Mocne słowa, trudne. Jak sprostać temu zadaniu? Ale w innym miejscu słyszymy: Dla Boga nie ma nic niemożliwego, a więc z Jego pomocą, w Jego imię możemy wiele zdziałać.
Lepiliśmy się od potu, spływał on po całym ciele, ale słowa afrykańskiego misjonarza padały na podatny grunt. Słuchaliśmy z uwagą jego nauczania głoszonego z pasją i charyzmą. Ojciec Bashobora nie mówił żadnych odkrywczych rzeczy, bo słyszymy o nich na każdej Mszy Świętej, ale ten rekolekcyjny przekaz dotykał serc. Chcieliśmy się zmieniać. W tym celu zgromadziliśmy się w tej dusznej hali sportowej. W ten sposób udowodniliśmy, że chcemy iść głębiej w naszą wiarę, że chcemy budować osobistą relację z Jezusem, bo nie wystarcza nam tylko niedzielne uczestnictwo w Eucharystii. Chcemy więcej, chcemy bardziej poznawać Jezusa.
Było bardzo gorąco w ten piątkowy dzień, pierwszy dzień Rekolekcji Ognia prowadzonych przez katolickiego kapłana pochodzącego z Ugandy. W pewnym momencie rekolekcjonista zabronił używania wachlarzy.
”Odrzućcie wachlarze, bo się rozpraszacie” – upomniał, ale za jakiś czas cofnął ten zakaz, komentując, że tak gorąco to nawet nie jest w domach w Afryce, chyba, że gdzieś koło Kairu.- „Pewnie ci, którzy lubią się opalać, chcą mieć taką sama karnację jaką ja mam”-żartował.
„Czym jest Duch Święty?” – pytał zgromadzonych. – „Jest rozlaniem bożej miłości, która jest jak rzeki wód. Bóg jest zawsze z Tobą. Jeśli masz myśli negatywne, oddaj je Bogu, jeśli pozytywne, chwal Go.”-odpowiadał i roztaczał przed nami wizję tego, kim jesteśmy w oczach Boga i kim powinniśmy się stawać. – „Jesteśmy na ziemi świętym znakiem obecności Boga. Nasze ciało, umysł powinny być święte. Nawet niewielka wiarą możemy przenosić góry. Mamy być mocnym świadectwem Boga.”
Padają słowa mocne, podawane z siłą i pasją. Misjonarz jest człowiekiem bardzo silnej wiary. To, co głosi, ma służyć szerzeniu Królestwa Bożego na ziemi. Ponadto od wielu lat zajmuje się tysiącami sierot. Buduje dla nich sierocińce, zapewnia edukację, zakłada szkoły, kupuje pożywienie. W Polsce wspieraniem działalności o.Johna zajmuje się fundacja „Serce do Serca.”
W przerwie rekolekcji szukam cienia, żeby się skryć i złapać trochę powietrza. Natrafiam na zagajnik drzew sadzonych przez maturzystów ostrołęckiego Liceum Ogólnokształcącego z roku 2007. Każdy w sercu czuje jakąś misję do spełnienia, pragnąc pozostawić po sobie trwały ślad. Rekolekcjonista głosi chwałę Boga, gimnazjaliści sadzą drzewa. Matki, które przyprowadziły lub przyniosły na rekolekcje swoje małe dzieci chcą je przybliżać do Boga już od najmłodszych lat. Chcą, żeby chłonęły tą bożą atmosferę.
„Bóg chce mieć z nami relacje, chce nas uświęcać zmieniać, czynić nas radosnymi i zadowolonymi. Raduj się, Pan jest z Tobą”-zachęcał do radości i entuzjazmu. Rozlega się śpiew.
„Każdy dzień twoim darem jest
Chwała, chwała, Jezu Wielbię Cię
Moje życie to Ty, mam Tylko Ciebie.”
Grupa muzyczna „Poznańskie Wielbienie” podnosi atmosferę, serce wyskakuje z piersi. Chce się wielbić i dziękować.
„Panie, serce wielkie nam daj
Zdolne objąć świat,
mężne w walce ze złem.”
Powtarzamy za zespołem. Śpiewamy pełnym głosem.
„Uwielbiam Cię Panie, bo mego życia cel, to uwielbiać Cię.”
„Biblia to Bóg, który żyje teraz” – głosi o. John, przytaczając fragmenty Pisma Świętego, wzbogacając święty tekst o swój komentarz, który pozwala bardziej zrozumieć przytoczone fragmenty. – „Im bardziej powierzymy się Bogu, tym bardziej doświadczenie Jego obecności będzie w nas silniejsze.”
Krucjata Wyzwolenia
Jadąc rowerem na trzeci dzień rekolekcji mijam puste jeszcze miasto. Jest niedziela. Sobotni balowicze jeszcze dosypiają, niewiele jest ludzi na ulicach. Gdy docieram do Liceum Ogólnokształcącego i hali sportowej spotykam inny świat.
Spóźnieni uczestnicy rekolekcji docierają w pospiechu, ale wewnątrz hali tłumnie i gwarno. Ekipy porządkowe z mrówczą pracowitością chronią porządku i ładu. Niektórzy dopijają poranną kawę. Ludzie przyjechali z różnych stron, czasem bardzo odległych od Ostrołęki, trzeba się nimi zająć, pomóc, zaopiekować. Weronika z Makowa czuła potrzebę pomocy innym. Przyjechała i służy uczestnikom. Podobnie postąpił Michał, student informatyki z uczelni warszawskiej.
Organizatorzy rekolekcji Krucjata Wyzwolenia Człowieka mogą czuć satysfakcję. Podczas rekolekcji bardzo duża liczba uczestników podjęła zobowiązanie abstynencji od alkoholu oraz postanowienie całkowitego uniezależnienia się od niego, aby swoją wolnością wyzwalać tych, którzy o własnych siłach nie są w stanie walczyć z nałogami.
W zgłoszeniu zgody przystąpienia do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka czytamy:
Pragniemy przez ten czyn miłości podać rękę i służyć naszym bliźnim tak jak Chrystus, który z miłości ku nam uniżył samego siebie, przyjąwszy postać sługi.
„Poryczałem się jak dziecko, gdy dotarło do mnie, że mogę zrobić coś dla drugiego człowieka. Następnego dnia jako pierwszy przyniosłem podpisaną deklarację przystąpienia do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka”- składał świadectwo jeden z uczestników ostrołęckiego spotkania charyzmatycznego.
To, co głosił misjonarz z Ugandy trafiło na podatny grunt. Nie tylko słuchaliśmy z uwagą tego co mówił o Jezusie, Ewangelii, ale słowa te zostały natychmiast wprowadzone w czyn. Czy można było oczekiwać lepszych owoców spotkania?
Czy jego organizatorzy Krucjata Wyzwolenia Człowieka, dziesiątki wolontariuszy, wspaniali tłumacze, Kasia i Olek, świeży nabytek z Torunia, wspaniały zespół muzyczny, koordynująca rekolekcje s.Tomasza ze Zgromadzenia Katarzynek z Łomianek pod Warszawą, nie czują radości? Wielomiesięczne przygotowania i czuwanie nad przebiegiem spotkania warte były wysiłku i wylanego potu, ponieważ przyniosły tak wielkie, nieocenione korzyści duchowe.
Wielkie dzięki za to.
Tekst i zdjęcia: Bożena Chojnacka
Do Autorki: Pani Bozeno! Wlasnie jestem w Polsce w moim rodzinnym Bialymstoku i przypadkowo wpadl mi w ręce egzemplarz Nowego Dziennika z 2001 roku gdzie opublikowany był Pani artykuł który Pani poświęciła Polce pracującej na Greenpoint i pomagającej rodakom w USA. Ta Polka to ja. Jeśli chciałaby się Pani dowiedzieć jak potoczyły się losy moje i mojej rodziny to proszę do mnie napisać. Mój e-mail alazabrocka@hotmail.com. Pozdrawiam serdecznie i dziękuje za tyle dobrych słów i ciepła które emanuje z Pani artykułu. Z przyjemnością go przeczytałam i się wzruszyłam. Ala Zabrocka