Urodziła się w USA. Na pytanie skąd jest, bez wahania odpowiada, że z Podkarpackiego, chociaż nie pytałam ani o jej korzenie, ani o miejsce urodzenia rodziców. Po polsku mówi tak dobrze, jakby rzeczywiście urodziła się na południu Polski.
Bardzo często odwiedza kraj nad Wisłą. Z radością opowiada o swoich pobytach. W przyszłości pragnie mieszkać i pracować w Polsce. Mieszka na Greenpoincie. W przyszłym roku rozpocznie naukę w szkole średniej. A potem? Pokaże czas.
Dziewczynę poznałam na podniosłej uroczystości ogłoszenia Polonijnego Dnia Dwujęzyczności, która odbyła się w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku. Po bogatym programie spotkania, ucztowano przy szwedzkim stole, dzielono się przeżyciami z tej podniosłej uroczystości, ustawiano się do zdjęć, dziennikarze zadawali pytania, nagrywali programy.
Zwykle w takich momentach rozglądam się w poszukiwaniu rozmówcy. Tam też spotkałam młodą mieszkankę Greenpointu, która przywiązaniem do tego co polskie, bardzo mi zaimponowała. Potwierdziła też, jak dobry kierunek działalności obrał i z powodzeniem prowadzi zespół redakcyjny portalu Dobra Polska Szkoła.
Na portalu znajdziemy liczne akcje propagujące znajomość języka polskiego. Znajdziemy też historie rodzin utrzymujących w swoich domach polskość.
Wiele dobrych przykładów znalazłam na Florydzie, której letnie upały nie odstraszyły mnie przed odwiedzeniem tego raju na ziemi dla emerytów, jak określiła jedna z Polek. Inna, pytana o związki z Polską powiedziała:”U mnie zawsze jest Polska”.
Dorotę Wielgus zawsze spotykałam tam, gdzie odbywało się jakie wydarzenie związane z polskim środowiskiem. Zawsze była w biegu zajęta szeregiem spraw. Mama dwójki dorastających dzieci, osoba bardzo aktywna w środowisku polonijnym, uważa, że niczym nadzwyczajnym ani szczególnym jest to, co robią, ona i jej mąż Robert. Pielęgnowanie polskości jest dla nich normalnością.
Wśród polskich parafian kościoła pw. St. Mary w Koronie spotykam wielu rodaków pochodzących z różnych stron Polski, ze wschodu, południa, centrum. Spotykam też swoich ziomków. Społeczność tej części Florydy ma ambicje kontynuowania tradycji swoich polskich przodków.
Osiedlili się oni w Koronie, bo tak nazywał się teren wokół kościoła ponad 100 lat temu, dokładnie w 1914 roku. Z Chicago przybyło kilkadziesiąt rodzin zajmujących się rolnictwem i w nadziei lepszego życia rozpoczęli nowy etap emigracyjnych zmagań. Ta garstka ludzi z Chicago i kilkanaście innych rodzin z północnych stanów USA wybudowała pierwszą świątynie na tym terenie.
Niewielki kościółek nazwany imieniem Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej stoi do dziś. Nowy, większy, który zbudowano później, nie ma już tak długiej nazwy. Pierwsza Msza Święta sprawowana była w budującym się kościółku w dniu 3 Maja 1914 roku w święto Matki Boskiej Królowej Polski, a także w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Ukończenie wszystkich prac budowlanych nastąpiło we wrześniu. Dlatego w niektórych materiałach źródłowych znajdujemy wrześniową datę pierwszej Mszy Świętej.
Historia kościoła w Koronie jest dla żyjących w obecnych czasach pouczającą lekcją patriotyzmu. Dzisiejsze pokolenie Polaków rozumie to wyzwanie i ma ambicje kontynuowania tej patriotycznej spuścizny. O. Józef Zawada, karmelitanin z klasztoru Karmelitanów Bosych, znajdującego się w pobliżu kościoła, trzyma polski kierunek. Zadziwia parafian pracowitością. Wciąż ma nowe pomysły na rozwój tego polskiego zakątka, a nie jest już młodzieńcem. Aktualnie myśli i zachęca parafian do gromadzenia środków na budowę nowego kościoła w stylu góralskim. Trwa zbiórka pieniędzy.
Wcześniejsze inicjatywy ojca Józefa zasługują na wielkie uznanie dla niego. Zadziwia Droga Krzyżowa tonąca we wspaniałej roślinności, sprzyjającej religijnej zadumie. W Palm Coast działa polska szkoła, celebrowane są polskie nabożeństwa.
Z parafialnego polskiego grona odeszła niedawno 103 – letnia Franciszka Wargacki. Przeżyła Syberię, tułaczkę po świecie, Iran, Indie, Wyspy Brytyjskie. Żegnało ją liczne grono rodaków. Niemal do ostatniego dnia uczestniczyła w polskich nabożeństwach niedzielnych. Siedziała na wózku inwalidzkim. Wszyscy odchodzący sprzed ołtarza po przyjęciu Komunii Świętej ściskali dłoń sędziwej staruszki. Po nabożeństwie pozostawała na kawie i ciastku.
Na tych tradycyjnych niedzielnych i czwartkowych słodkich poczęstunkach nie brakuje aktywnych, włączających się w polonijną działalność rodaków. Na ostatnie czwartkowe spotkanie Basia i Józek Hatała przygotowali ciasto drożdżowe. Wygniatał je Józek.
Często spotkać można małżeństwo Annę i Romana Gackowskich, o których pisałam w ostatnim tekście pt.”Święto języka”. Jest wśród nich wspomniana wcześniej Dorota Wielgos, a także Bożena Pielarz, Wiesia Lewandowska, która w Palm Coast osiedliła się kilkadziesiąt lat temu.
„W maju 1985 roku połowa domów porozrzucanych w lesie spłonęła w wielkim pożarze” – wspomina Wiesia, ulubienica wszystkich parafian, dodając – „Nasz dom spod czerwonej dachówki jako nieliczny ocalał. Kupiliśmy go kilka lat wcześniej, decydując się na przeprowadzkę ze stanu Michigan. Widząc pogorzelisko i nasz ocalały dom, mąż uznał to wydarzenie za dobrą przepowiednię. Postanowił, że tu w Palm Coast będzie nasz dom. Nigdy tej decyzji nie żałowaliśmy.”
W parafialne życie włącza się małżeństwo Basia i Józek Hatała.
„Czuję się patriotką, przeżywamy wszystko to, co dotyczy Polski” – mówi Barbara – „Bierzemy udział w wyborach, należę do kilku grup na Facebooku, które walczą o dobre imię ojczyzny, czytamy książki, oglądamy patriotyczne filmy, modlimy się za Ojczyznę.”
Po jednym z nabożeństw na parafialnej kawie i ciastku spotykam Kazimierza. Nie mieszka w Palm Coast, przyjechał do Korony, pokonując kilkadziesiąt mil, żeby porozmawiać po polsku. Chciał się też spotkać z ojcem Józefem. Tęskni za polskością. Z rozrzewnieniem wspomina pierwsze lata pobytu w USA, w New Britain. Czuł się tam jak w Polsce. Były polskie sklepy, swoi klienci. Było to prawdziwie polskie miasteczko. Polacy zbudowali też polski kościół. Po latach pobytu w New Britain przeprowadził się na Florydę, ale często wspominał pierwsze emigracyjne miejsce. Dlatego bardzo się ucieszył, gdy przeglądając biuletyn opisujący historię kościoła w Koronie na Florydzie, znalazł też zdjęcie budowanej przez Polaków świątyni z New Britain.
Bem, jedyny Amerykanin w polskim towarzystwie, często włącza się do rozmowy. Dobrze czuje się wśród Polaków. Zna ich również z Greenpointu. Chwali polską pracowitość, zaradność, przywiązanie do tradycji.
Z radością odbieram te pochwały przygnieciona niesprawiedliwością jaka spotyka nas, Polaków, o której niepochlebna Polsce prasa i niektórzy autorzy kłamliwie przedstawiają naszą historię. Boli serce, gdy się o tym dowiadujemy. Dlatego każdy dobry akcent o nas przyjmuję z radością i ulgą.
A trochę się nasłuchałam o nas Polakach podczas pobytu w USA. Utkwiła mi ostatnia rozmowa prowadzona na dworcu kolejowym w Yonkers, NY. Spotkałam na peronie małżeństwo mieszkające w Utice, NY. On, z pochodzenia Niemiec, ona Włoszka, przyznali się do licznych znajomości z Polakami. Dość dużo mieszka ich w Utice. Niemłody już mężczyzna, interesujący się historią, rozumiał moje zdenerwowanie i żal, że tak niesprawiedliwie przedstawia się naszą historię. Brał nas w obronę i zalecał, żeby, gdzie się tylko da, prostować te kłamstwa rozgłaszane o nas.
Warto w tym momencie przywołać poetę Władysława Bełzę, piewcę polskości, publicystę, animatora życia kulturalnego, oświatowego i prasowego. Jego znany wiersz pt: Wyznanie wiary dziecięcia polskiego” zawiera credo naszego patriotyzmu.
Kto ty jesteś? Polak mały.
Jaki znak twój? Orzeł biały.
Gdzie ty mieszkasz? Między swemi.
W jakim kraju? W polskiej ziemi.
„Polskie dzieci od najmłodszych lat powinny mieć wpajane te wartości, które Władysław Bełza przekazywał w swych pięknych utworach. Trzeba przypominać tego wielkiego pisarza Polaka!”
„Tak pięknych i patriotycznych wierszy Władysława Bełzy powinny uczyć się dzieci obowiązkowo już w szkole podstawowej” – czytam niektóre tylko wpisy na internetowej stronie.
Czyż nie jest to zadanie dla środowisk polonijnych i polskich rodzin?
Tekst i zdjęcia: Bożena Chojnacka