„Ludzie mówią – czas to pieniądz. Ja mówię inaczej – czas to miłość. Pieniądz jest znikomy, a miłość trwa”. Tak mówił wkrótce błogosławiony Prymas Tysiąclecia. Długo oczekiwana beatyfikacja wielkiego Polaka stanie się faktem. Ten dzień będzie ważnym wydarzeniem religijnym i narodowym.                      

W Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie 12 września zostaną beatyfikowani prymas Stefan Wyszyński i matka Elżbieta Róża Czacka. Z informacji podanych prasie wiemy, że beatyfikacja będzie skromna i godna, dostosowana do możliwości, jaką dają obostrzenia sanitarne. We Mszy świętej weźmie udział prawdopodobnie około 7 – 8 tysięcy osób. Będą to koncelebransi, wśród nich biskupi z Rzymu, zagranicy i księża, często przez kardynała Wyszyńskiego święceni, delegacje episkopatów Europy, prezydent i przedstawiciele rządu, ale też goście zaproszeni i ze strony prymasa Wyszyńskiego i matki Czackiej oraz reprezentacje poszczególnych diecezji  kościoła w Polsce. Uroczystościom będzie przewodniczył kardynał Marcello Semeraro, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, który w imieniu papieża publicznie ogłosi dekrety beatyfikacyjne. Osoby, które nie będą mogły wziąć udziału w uroczystości, będą mogły śledzić ją przez media oraz w 42 katedrach i wybranych kościołach, gdzie planowane jest wystawienie telebimów.                            

Święci się zawsze gdzieś spotkają

O wspólnej beatyfikacji kardynała Wyszyńskiego i Matki Czackiej pisze ks. Andrzej Gałka, doktor teologii, historyk kościoła, krajowy duszpasterz osób niewidomych.  

„Kiedy w ubiegłym roku okazało się, że z powodu pandemii, beatyfikacja czcigodnego Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego musi być odwołana, a kilka miesięcy później papież Franciszek podpisał dekret beatyfikacyjny czcigodnej Sługi Bożej Matki Elżbiety Czackiej, wtedy, pewnie trochę żartobliwie powiedziałem: Syn zaczekał na Matkę. Dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy ksiądz kardynał ogłosił, że uroczystości beatyfikacyjne będą wspólne. Wydaje mi się, że znam dosyć dobrze relacje, jakie ich łączyły i pomyślałem sobie, że w tym wydarzeniu może być głęboki zamysł Boży. Bóg chce nam pokazać, jak dwoje ludzi może sobie wzajemnie pomagać w drodze do świętości. Nie byli rówieśnikami, Elżbieta Czacka była starsza od Stefana Wyszyńskiego o 25 lat. Oboje przeszli w młodości przez trudne doświadczenia. Niewidoma, młoda dziewczyna i młody, chory kleryk. Trudne początki, ale życie pełne ufności i błogosławiony koniec. Jak wielkich dzieł Bóg przez nich dokonał. Możemy pytać, jak to było możliwe? Po ludzku nie powinno się udać. Ale ich życie pokazuje, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Przez Krzyż do nieba – mówiła swoim siostrom, niewidomym i świeckim współpracownikom Matka Elżbieta Czacka. Soli Deo – przypominał wszystkim w 1946 r. młody biskup lubelski, Stefan Wyszyński. Mogli uczynić tyle dobra, ponieważ całkowicie oddali swoje życie Bogu i na serio przyjęli słowa św. Pawła nic nie może odłączyć nas od miłości Chrystusowej.

Ani ślepota, ani brak zdrowia, w niczym im nie przeszkodziły. Późniejsza założycielka Dzieła Lasek urodziła się w Białej Cerkwi – dziś Ukraina – 22 października 1876 r. Jako hrabianka otrzymała staranne wychowanie i wykształcenie. Żyła w wygodzie i dostatku. W wieku 22 lat ostatecznie utraciła wzrok. Ślepota młodej Róży stała się dla rodziców upokorzeniem nie do przyjęcia. Dom zamknął się na gości. Jak zaakceptować to, na co nie potrafią się zgodzić nawet najbliżsi – myślała. Zrozumiała, że może liczyć tylko na Boga, któremu ufała, i na siebie. Zamiast jechać na kolejną operację za granicę, jak tego chcieli rodzice, przyjmuje radę okulisty, doktora Gepnera – przyjaciela domu – który mówi jej prawdę: wzrok jest na zawsze stracony. Ale zarazem wskazuje drogę – nikt w Polsce nie zajmuje się niewidomymi. Zrozumiała, że jest odpowiedź jak dalej żyć i że jest wskazówka na drogę. Młoda hrabianka zbiera doświadczenia w ośrodkach dla niewidomych za granicą, uczy się pisma brajla. Postanawia stworzyć instytucję, dzieło, w którym będą mogli kształcić się i przygotowywać do samodzielnego życia niewidomi.

„Jej ślepota stała się skałą, na której Bóg mógł wybudować piękny dom” – pisze ks.Gałka. Nadano mu nazwę Dzieło Lasek. Ta mężna i dzielna niewiasta, jaką znamy z jej zapisków, głęboko zjednoczona z Bogiem, widząca Jezusa, który krwią swoją obmywa ją i całe jej dzieło, jest jednocześnie człowiekiem zwyczajnym i serdecznym. Troszczy się o każdy najmniejszy drobiazg, o ludzi, których spotyka.

”Przyszliśmy na pustkowie. Była kaplica, wzniesiony jeden, drugi dom, a wokół las (…)” – wspominał Prymas spotkania z założycielką Zakładu dla Niewidomych w Laskach i historię rozwoju tego ośrodka. – ”Człowiek się dziwi, że tutaj dokonało się coś wielkiego, że tu Bóg zasiał ziarenko gorczyczne, które tak prężyło się ramionami w górę, że stało się drzewem (…). Pamiętam tak wiele doznań tu łaski Bożej, która brała ludzi za czupryny i gdy chcieli pełzać po ziemi uczyła ich latać.” 

W czasie sympozjum poświęconego 50-leciu istnienia Lasek, w grudniu 1973 r. kardynał Wyszyński powie: „Pan Bóg dał mi sposobność zetknięcia się z Matką i Ojcem, i mógłbym się wiele od nich nuczyć. Zapoczątkowana wtedy przyjaźń z Dziełem i jego założycielami, przetrwała aż do końca dni wielkiego Prymasa.                             

Pobożność Maryjna

W tym samym czasie, gdy młoda Róża przygotowuje się do pełnienia późniejszej misji, 3 sierpnia 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem, na pograniczu Podlasia i Mazowsza, przychodzi na świat Stefan Wyszyński. Po wstąpieniu do Seminarium Duchownego we Włocławku okazało się, że Stefan jest chory na gruźlicę. Choroba postępuje tak szybko, że młody alumn, jak również jego przełożeni, boją się, że nie dożyje do święceń kapłańskich. Stefan modli się, szczególnie do Matki Najświętszej, aby wyprosiła mu łaskę święceń i aby mógł odprawić przynajmniej Mszę Świętą prymicyjną. Potem będzie mówił, że to Niepokalana uratowała mu życie. To cierpienie, które przeszedł w czasie studiów nauczyło go – jak sam powie – patrzeć z pokorą na drugiego człowieka. 

„Urodziłem się w moim domu rodzinnym pod obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i to w sobotę, żeby we wszystkich planach Bożych był ład i porządek” – przywołuję jedną z ciekawostek o Kardynale Stefanie Wyszyńskim. – „Aby mówić o przywiązaniu kard. Wyszyńskiego do Matki Bożej, trzeba sięgnąć do początków jego ziemskiego życia” – wracam do tekstu ks.Gałki. – ” Już z domu rodzinnego wyniósł pobożność maryjną. Jego rodzicom bliski był kult Matki Bożej. Pielgrzymowanie ojca na Jasną Górę, a matki do Ostrej Bramy w Wilnie wyrażało ich miłość do Matki Jezusa, którą przekazywali dzieciom gromadząc je na wspólnej modlitwie rodzinnej. Bolesne wydarzenie, jakim była śmierć matki, którą młody Stefan przeżył mając dziewięć lat, jeszcze bardziej związało go z Matką Niebieską. Następnie przez kilka miesięcy przebywał w Licheniu. W czasie tego pobytu objawy chorobowe całkowicie ustąpiły, a sam prymas był przekonany, że swój powrót do zdrowia zawdzięczał Maryi. Jego nominacja na biskupa lubelskiego, która miała miejsce w 1946 r. także miała wiele związków z Matką Bożą.

Decyzja papieża Piusa XII została mu zakomunikowana 25 marca, a więc w dniu Zwiastowania. Sakrę biskupią przyjmuje na Jasnej Górze 12 maja, a więc w Jej sanktuarium i w miesiącu szczególnie poświęconym Maryi. Jej wizerunek wpisał także w swój herb biskupi. Niedługo później, papież podpisał jego nominację na prymasa Polski w dniu 16 listopada 1948 r., a więc w dniu Matki Bożej Ostrobramskiej. Realizując powierzone mu zadanie przewodzenia Kościołowi św. w Polsce w bardzo trudnym czasie lat powojennych, oddał swą posługę Matce Najświętszej. Wyrazem tego są jego słowa, wypowiedziane 14 lutego 1953 r.: „Wszystko postawiłem na Maryję – i to Jasnogórską”. 

To zaufanie Maryi będzie dla niego oparciem w czasie jego aresztowania i uwięzienia w latach 1953-1956. Właśnie w więzieniu, po wcześniejszym trzytygodniowym przygotowaniu, złożył akt swego osobistego oddania się Matce Bożej, w którym znajdujemy m.in. słowa: „Święta Maryjo, Bogurodzico Dziewico, obieram sobie dzisiaj Ciebie za Panią, Orędowniczkę, Patronkę, Opiekunkę i Matkę moją. Postanawiam sobie mocno i przyrzekam, że Cię nigdy nie opuszczę, nie powiem i nie uczynię nic przeciwko tobie. Nie pozwolę nigdy, aby inni cokolwiek czynili, co uwłaczało by czci Twojej”. Można powiedzieć, że był to szczególny moment na maryjnej drodze prymasa Wyszyńskiego.

Kontynuacją tego przywiązania Prymasa Tysiąclecia do Maryi był tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. Przygotował je kard. Wyszyński w Komańczy, a zostały one odczytane na Jasnej Górze 26 sierpnia 1956 r., w roku trzechsetlecia ślubów złożonych przez króla Jana Kazimierza. 

Laski domem dla Prymasa 

Prymas i Matka Czacka byli sobie nawzajem potrzebni. Troska biskupa o Laski pokazuje wielką miłość do tego Dzieła. Miłość głęboką i wzajemną. Matka Elżbieta i siostry franciszkanki otaczają modlitwą biskupa Stefana Wyszyńskiego również wtedy, gdy w 1948 r. zostaje arcybiskupem warszawskim i gnieźnieńskim, a tym samym Prymasem Polski, a w 1952 r. kardynałem. Matka doda jeszcze, że odtąd uważa go za najwyższą w Polsce władzę. Dla niego Laski nie przestają by domem, w którym zawsze może szukać oparcia i chwili wytchnienia, będzie wracał do Lasek wiele razy, jak tylko czas mu na to pozwoli. Będzie pomagał niewidomej franciszkance do końca jej życia.

Oprócz wspomnianych listów, ważnym przyczynkiem do poznania kim była dla kardynała Matka Czacka, są jego zapiski Pro Memoria. Wynika z nich, że każdego roku, z wyjątkiem lat uwięzienia, Prymas był kilkanaście razy w Laskach i za każdym razem odwiedzał Matkę. Zaś w czasie uwięzienia, w listach do swojego ojca lub siostry, prosił, aby odwiedzali Laski i dopytywał, co się w nich dzieje. Jak ważna była dla niego Matka, pokazuje to czas jej choroby, gdy nie pełniła już żadnych funkcji w Zgromadzeniu i Towarzystwie. Zwłaszcza ostatnie tygodnie jej życia. 4 maja 1961r. przyjeżdża specjalnie do Lasek, aby odprawić Mszę Świętą w jej intencji i udzielić jej odpustu zupełnego na godzinę śmierci. Przyjeżdża też 12 maja, gdy właściwie rozpoczęła się agonia. W drodze do Gniezna, 14 maja, zatrzymuje się w Laskach, aby modlić się przy nieprzytomnej Matce i udzielić jej swego błogosławieństwa. O śmierci Matki Prymas dowiaduje się w Gnieźnie. Po powrocie do Warszawy, 18 maja wieczorem przyjeżdża do Lasek, aby modlić przy otwartej trumnie Matki. Za to 19 maja bierze udział w jej pogrzebie i wygłasza mowę pożegnalną.

Po śmierci Matki, ksiądz Prymas często będzie wracał do grobów założycieli Lasek. Przed każdym wyjazdem do Rzymu, na sesje soborowe, przed każdym ważnym wydarzeniem, często, przed trudnymi rozmowami z ówczesną władzą komunistyczną, niepostrzeżenie, bez zapowiadania się, chociaż na chwilę, jedzie do Lasek, aby tam się modlić. W archiwum, w Laskach zachowała się bogata spuścizna kardynała Stefana Wyszyńskiego, mówiąca o jego zaangażowaniu w życie Zgromadzenia i Towarzystwa. Z zachowanych tekstów wynika, że każdego roku Wielki Piątek i Wielką Sobotę, przed południem, kardynał spędzał w Laskach – z wyjątkiem lat uwięzienia. W Wielki Piątek uczestniczył w liturgii Męki Pańskiej, spotykał się z różnymi ludźmi, zaś w Wielką Sobotę wygłaszał konferencję do ludzi Lasek, często zaś osobno zaś dla sióstr. Przypominał w nich postać Matki, jej życie i prosił siostry, a często upominał, by nie zagubiły ducha i stylu życia Matki.

Wiemy, że gdy wymagało tego dobro dusz, dobro człowieka, Kościoła i Narodu, ksiądz Prymas potrafił być surowy, być znakiem sprzeciwu. Tego też się uczył od Matki Czackiej, z którą, jak mówił, współpraca nie była łatwa, bo Matka wymagając od siebie, wymagała też od innych. Umiała być w tych wymaganiach niezwykle surowa, jakkolwiek wszyscy czuli, że surowość jej podyktowana jest wielką miłością dusz, Sprawy i Dzieła. Bóg złączył tych dwoje ludzi i przez nich dokonywał wielkich rzeczy, często po ludzku niemożliwych. Przez Krzyż do nieba i Soli Deo, jakże aktualne jest to i dzisiaj. Zostawili nam drogę. Innej szukać nie trzeba.

I na koniec kilka aktualnych i ważnych cytatów i wypowiedzi już wkrótce błogosławionego kardynała Stefana Wyszyńskiego.

„Człowiek współczesny, chociażby niewiele wiedział o Ewangelii, nigdy jej nie czytał, pragnie ideałów, które stawia Chrystus”.

„Można dać bardzo dużo i serce zranić, a można bardzo malutko i serce rozradować, jakby skrzydła komuś przypiąć do ramion”.

„Trzeba najpierw porzucić smutki, narzekania, wyleczyć się z samego siebie, ze swoich urazów psychicznych, które są dla nas większym nieszczęściem niż wszystko, co nas otacza.”

„Wielka miłość nieustannie przezwycięża człowieka”

.

Opracowała: Bożena Chojnacka

Poprzedni artykułPolonijni uczniowie patrzą przez okno na skaczące kangury
Następny artykułBO PRZECIEŻ…ŚPIEWAĆ KAŻDY MOŻE! – KONKURS DLA DZIECI, MŁODZIEŻY I DOROSŁYCH

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj