Cóż to było za ekscytujące przeżycie! Debiutowałam na antenie Polskiego Radia 910 AM Nowy Jork. Opowiadałam słuchaczom o swoich trudnościach i pragnieniach. Dzieliłam się spostrzeżeniami z życia wziętymi.

Gdy dziennikarka prowadząca środowy program zaproponowała rozmowę na antenie, próbowałam odwieść ją od tego pomysłu, argumentując, że to, co robię, wcale nie jest medialne. Danusia z radia, Polonijna Mama, była innego zdania.
– Opowiesz o misji babci w Rochester – zadała temat – zadzwonię za kilka dni. Proszę się oswoić z pytaniami – dodała.

Babcia z misją w Ameryce! Co to za misja? – biłam się z myślami.
Przeciez żyję tym, co robię…
Robię co w mojej mocy, żeby w rodzinnych relacjach nie brakowało serdeczności, ciepła, wzajemnego oddania.
Chciałabym zrobić wiele dobrego.
Przejmuję się swoją misją.
Ona dodaje mi skrzydeł.
Gdy o tym mówię, serce podchodzi mi do gardła.

Ale, jak to wszystko wyrazić na antenie, kiedy wiem, że tego co mówię, słucha ileś tam ludzi.
Będę się stresować, zapomnę co mam powiedzieć, ośmieszę się na atenie.
Nie, stanowczo nie.
Byłam zdecydowana odmówić.

Kto jednak zna Polonijną Mamę wie, że ona nie ustępuje, że potrafi zachęcić, zainspirować, zagrzać do działania. Tak też się stało.

Pokonując opory, zaczęłam analizować pytania postawione przez Danusię, która do każdej rozmowy przygotowuje się bardzo sumiennie.
Czy jestem balsamem?
Przywołałam rozmowę z koleżanką ze szkolnej ławy, która na krótko przed wyjazdem za ocean radziła:
“Masz wnosić ciepło i miłość, być balsamem na wszystko; na wyciszanie sporów, godzenie zwaśnionych, gojenie ran. Twoje wnuki to istne żywioły.”

Przyleciałam do Rochester, NY, w połowie lipca, żeby opiekować się wnukami, sześcioletnią Zuzią i dziewięcioletnim Adasiem. Kontakty nasze ułatwił wcześniejszy pobyt dzieci w Polsce, w moim rodzinnym mieście. Trochę przyzwyczailam się do ich krzyków, do wymuszania żądań, niechęci do mówienia po polsku, do ich nawyków żywieniowych.

Za najważniejsze zadanie uznałam pielęgnowanie języka polskiego.
Dzieci mają spore braki, ale jest nadzieja, że powoli je nadrobią. Oboje spędzają sobotnie przedpołudnia w polskiej szkole. Stoję przy kuchni i gotuję polskie potrawy, piekę ciasto.
Przykro mi, gdy dzieci kręcą nosem, bo wolą gotowe dania z puszki.

Na szczęście do naleśników nie muszę nikogo namawiać, nawet kapryśnego Adasia, którego zachęciłam fortelem. Usłyszałam od sąsiadki z Polski jakie fury naleśnikow zjadają jej 16-letni wnuk z kolegami. Paweł jest idolem Adasia. Gdy opowiedzilam mu ten epizod z naleśnikami, ku mojej radości mam kolejnego zwolennika tej potrawy.

Odbieram dzieci ze szkolnego autobusu. Czekamy na nie z psem Oskarem i kuchnią różnych smakołyków. Dzieci żyją w tempie. Lekcje, prace domowe i zajęcia praktyczne na basenie.
Na pływanie mama zawozi je prawie codziennie. Adaś odnosi sukcesy, Zuzia próbuje iść w ślady brata.

W przyszlym roku moje wnuki przystapią do Pierwszej Komunii Świętej. Chodzą na lekcje religii i dodatkowe spotkania piewszokomunijne, ale babcia zawsze może wnieść coś od siebie, choćby przypomnieć o wieczornym pacierzu i podziękowaniu Bogu za miniony dzień.

Za dużo wyborów. To jest dla mnie prawdziwe szaleństwo. Mnóstwo wyborów dawanych dzieciom uważam za podstawowy błąd, który w efekcie mści się na rodzicach. Od miesięcy jestem tego naocznym świadkiem.

Niemal od niemowlęctwa pyta się, w jakim kubeczku chce pić mleko: w czerwonym czy różowym? Potem daje się wybór ubiorów: spodenki czy spódniczka, kokarda czy spineczka? Dalej idzie sposób spędzenia wolnego: telewizja, piłka a może klocki?

I tak się to zaczyna, a potem rankiem przed wyprawą do szkoły słychać tylko krzyki i płacze, bo dziewczynka chce włożyć do szkoły bluzkę z odkrytymi ramionami, a chłopiec uparcie walczy o ulubiony strój sportowy, stosowny jedynie do gry w piłkę. W domu nie ma spokoju, bo ciągle toczone są spory i prowadzone mediacje.

Na szczęście dzięki Danusi znalazłam odskocznię. Nie dość, że zadebiutowałam na antenie radia, zaczęłam pisać dla portalu www.DobraPolskaSzkoła.com, zachęcona seredecznością naczelnej pani Marty. Przestałam zamykać się jedynie w kręgu domowych obowiązków. To też moja misja, by takim babciom jak ja podpowiadać, żeby trochę pomyślały o sobie, o swojej psychicznej kondycji.

My, matki Polki jesteśmy do siebie podobne. Poświęcamy się dla swoich dzieci, a potem czas i energię oddajemy wnukom i za to wielkie dzięki.

Bożena Chojnacka

Poprzedni artykuł“Dziennik Kimberly” Danuta Świątek
Następny artykuł„Matematyka to nie tylko liczby!” – wywiad z Marią Omelańczuk

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj