13199061_10209620206729150_642811337_o

 

Na krótko przed Światowym Miesiącem Poezji scenę w Szkole Języka Polskiego im. św. Jana Pawła II w Bostonie zaludniła niesamowita galeria poetyckich „leniów, kłamczuchów, samochwał, skarżypyt, złośników i beks oraz innych nieudaczników” (jak to kiedyś ujął jeden z krytyków literatury dziecięcej). Nie zabrakło również bardziej współczesnych: pająka, kurczęcia bladego, krowy, świnki – a także naprawdę leciwych już postaci, jak Paweł i Gaweł.

 

13199044_10209620207889179_1681302080_o

 

13184622_10209620208289189_1410055570_o

 

Tytuł tegorocznego wiosennego Konkursu Recytatorskiego w polskich sobotnich szkołach w Nowej Anglii brzmiał „Humor w poezji dla dzieci i młodzieży” i dokładnie tak, jak się to dzieje przy okazji recytatorskich konkursów w szkołach i przedszkolach pod Warszawą, we Wrocławiu, Wronkach czy w Białymstoku (sprawdzałam w Internecie, konkursy recytatorskie w polskich szkołach wciąż istnieją!), dziecięce i nauczycielskie umysły w szkole w Bostonie opanowali na kilka tygodni charakterystyczni bohaterowie wierszowanych bajek i wierszyków Brzechwy, Tuwima, Fredry, Makuszyńskiego, Chotomskiej, Wawiłow, Gellner, Kulmowej, Porazińskiej, a nawet – Agnieszki Osieckiej.

Wieści o Wyspach Bergamutach roznosiły się po korytarzach, w klasowych eliminacjach rywalizowali ze sobą m.in. Prot i Filip, Stryj, Anioł, Grubas i nastoletnia Dama; w pracowni komputerowej szalał Pająk, a w łazience chowało się stremowane kurczę. Wreszcie nadszedł dzień szkolnych eliminacji i galeria wierszykowych osobliwości wyległa na deski przed konkursową komisją, sponsorami oraz salą pełną rodziców.

Jak co roku, oceniano nie tylko wierność autorom, czyli pamięciowe opanowanie utworu, ale i dykcję (staranną wymowę, emisję głosu, tempo mówienia, intonację, akcent, stosowanie pauz), interpretację (mówienie ze zrozumieniem, modulację głosu), dobór wiersza (trudność, zgodność z tematyką konkursu, dlugość) oraz ekspresję (kontakt z widownią, oryginalność, ogólne wrażenie artystyczne).

 

13199036_10209620208169186_1932139514_o

 

13184634_10209620208249188_1689259069_o

 

Rodzice kibicowali najwierniej „swoim” recytatorom, ale generalnie nikomu nie szczędzono aplauzu, zwłaszcza jeśli ujawniał ukryte dotąd aktorskie zdolności. W końcu humorystyczne wiersze trudno mówić z twarzą Bustera Keatona.

Niektórym dobór utworu nie nastręczał żadnych trudności.

– Gdy zastanawiałam się nad wyborem wiersza, pierwszą pozycją, która przyszła mi do głowy, były „Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki” Kornela Makuszynskiego – opowiada mama jednej z bostońskich laureatek, Barbara Łysakowska. –  Jest to jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Przywiozłam ją tutaj, do Ameryki i czytałam Amelce. Książka jest ładnie wydana, a dodatkowym atutem są świetne ilustracje Walentynowicza. Podsunęłam też Amelce inne wiersze, ale
największy entuzjazm okazała przy tej właśnie książce. Składa się ona z trzech ksiąg. Wybrałam trzynastozwrotkowy fragment z księgi pierwszej.

 

13161470_10209620210689249_905351385_o

 

Ambitni rodzice, jak pani Barbara, ćwiczą recytacje z dziećmi i używają do tego czasem zaskakujących metod czy technik.

– Opanowanie pamięciowe zajęło nam około sześciu dni, bo przyswajałyśmy dwie zwrotki dziennie. Ja również nauczyłam się wiersza na pamięć – opowiada mama Amelki. – Jestem zwolenniczką zasady, że już w pierwszej fazie nauki wiersza należy zwracać uwagę na odpowiednią interpretację, a więc modulować głos, mówić dość głośno oraz mieć dobrą dykcję. Ważne są też w deklamowaniu wierszy pauzy, które budują u słuchacza napięcie. Z zawodu jestem pianistką i zauważyłam, że reguły panujące w muzyce da się przełożyć na świat poezji: zarówno w jednej, jak i w drugiej dziedzinie sztuki mamy do czynienia z dźwiękiem.  Twórca słynnego „Bolera”, Maurycy Ravel, powiedział, że najważniejsze jest to, co znajduje się pomiędzy nutami. Myślę, że miał na myśli spoczywające na wykonawcy zadanie odszyfrowania intencji kompozytora.  Nie wszystko bowiem można zapisać. Tak więc recytując z Amelką wiersz, staramy się oddać intencję poety. Pomocą w deklamowaniu są też dla mnie wykonania mistrzów – dodaje pani Barbara. –  W tym roku znalazłam na YouTube „Awantury i wybryki…” w znakomitej interpretacji Piotra Fronczewskiego. W zeszłym roku, gdy Amelka recytowała „Pieśń XXV” Kochanowskiego, wzorowałam się na wykonaniu Anny Dymnej. Wiadomo, że dziewięcioletnie dziecko nie powie utworu literackiego tak, jak wytrawny aktor. Mistrzowskie wykonania podpowiadają jednak, jak niektóre słowa zaakcentować, jak zawiesić głos itp. Gdy córka mówi już wiersz bezbłędnie, proszę ją, aby powiedziała z pamięci tylko wersy nieparzyste, a potem tylko parzyste. Ta wybiórcza metoda recytowania sprawia, że nie popada się w rutynę i nie „odklepuje się” wiersza. Wyraźniej też słychać, które wersy się rymują. Potem następuje ostatnia faza, którą uwielbiamy: próba generalna. Bierzemy jakiś przedmiot przypominający mikrofon, np. skakankę, i recytujemy wiersz: najpierw Amelka, potem ja. Mąż nas nagrywa. Później odsłuchujemy i w razie potrzeby coś ulepszamy. W ogóle bardzo lubimy konkursy recytatorskie w polskiej szkole. Są urozmaiceniem, uczą dzieci obycia estradowego, wielkiej koncentracji i opanowywania tremy. Aha, i jeszcze jedna zaleta: rozwijają pamięć. W szkołach amerykańskich kładzie się nacisk na inne aspekty nauki.

 

13170793_10209620210449243_1588021802_o

 

13161503_10209620210729250_89142418_o

 

Jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości, czy „to działa”, zniknęłyby one na pewno po obejrzeniu występu Amelki, która przywiozła w tym roku także wyróżnienie z finału międzyszkolnego konkursu recytatorskiego w Worcester. „Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki” w jej wykonaniu zawojowały widownię. Jak podsumowuje mama dziewczynki, uczenie się polskich wierszy jest dla nich obu procesem naturalnym, bo w ich domu rozmawia się po polsku. Mąż pani Barbary jest Polakiem urodzonym w Ameryce (czy też Amerykaninem polskiego pochodzenia) i z większą łatwością mówi po angielsku. – Tak się jednak złożyło – dodaje pani Łysakowska – że od chwili poznania rozmawiamy po polsku i Amelka przychodząc na świat taki stan rzeczy zastała i z chęcią zaakceptowała.

***

Literatura dla dzieci i młodzieży jako odrębny nurt twórczości zrodziła się na przełomie XVII i XVIII wieku. Od średniowiecza po barok nie przypisowano dzieciństwu większej wagi. Życie dziecka było krótkie i kruche – jeśli udało mu się przeżyć, od siódmego roku życia postrzegano je już jako osobę dorosłą. Oświecenie przynosi pierwszych „dziecięcych”, nawet jeśli fizycznie raczej dojrzałych, bohaterów oraz dydaktyczną funkcję literatury „dla dzieci”, która z biegiem wieków ustępuje coraz bardziej miejsca funkcji „zabawowej” (co nie znaczy pozbawionej nauki).

Dziś literatura dla dzieci ma już pełne prawa literackie, rządzi się własnymi regułami i trudno nam wyobrazić sobie, że kiedyś mogło jej nie być – ma swoją poetykę, formy gatunkowe i obieg komunikacyjny (wydawców, pisma, targi, portale). Pozostaje też „narzędziem formowania naszej pamięci kulturowej”, jak twierdzą literaturoznawcy. To dzięki niej dzieci budują nie tylko swój obraz świata, ale i literatury czy szerzej – kultury, kształtują gust literacki, rozwijają słownictwo i budują konteksty.

 

13170072_10209620234049833_1975501591_o

 

Za twórczynię nowej, niedydaktycznej polskiej poezji dla dzieci badacze uznają przeważnie Marię Konopnicką, która miała powiedzieć: „Nie przychodzę ani uczyć dzieci, ani też ich bawić. Przychodzę śpiewać z nimi.“ Poezja dziecięca w Polsce kształtuje odtąd swoją poetykę i model wiersza zgodnie ze światem takim, jaki postrzega dziecko i zgodnie z dziecięcym językiem, mentalnością, typem wyobraźni, uczuciowością. Panują w niej reguły dziecięcej zabawy, która często dosłownie jest dla tej poezji natchnieniem. Taką poezję piszą m.in. Brzechwa oraz Tuwim – dwie „niebezpieczne gwiazdy”, jak nazwał ich Kazimierz Wyka, na firmamencie polskiej poetyckiej sceny XX wieku. Obaj inspirują się twórczością rosyjskiego poety Kornela Czukowskiego, który w jednej ze swych książek podaje stenograficzny zapis pytań, które zadał czterolatek swemu ojcu w ciągu dwu i pół minuty. Który rodzic tego nie zna?

−     A dokąd leci dym?

−    A niedźwiedzie noszą broszki?

−    A kto chwieje drzewami?

−   A można dostać taką gazetę, żeby zawinąć żywego wielbłąda?

−   A ośmiornica wykluwa się z ikry czy też ssie mleko?

−   A kury chodzą bez kaloszy?

 

13211103_10209620233649823_1697926824_o

 

W niektórych wierszach Brzechwy pojawia się taka właśnie litania absurdalnych pytań, które opowiadają o niezmiennym dziecięcym zadziwieniu światem.

U Juliana Tuwima z kolei czytamy: „Bajka – nieprawda, świat naopak, świat dziwów i dziwotworów, cudów i cudactw zawsze był sednem i podstawą duchowego pokarmu małolatów […] Dzieci bzdurzą i – że tak powiem – chcą być bzdurzone. Potem im to przechodzi. Któremu nie przejdzie – zostanie poetą.“

 

13113266_10209620234409842_241797144_o-2

 

13211159_10209620234489844_340683925_o

 

Nonsensy, wywracanki, bajanie, gra słów i dźwięków, fantastyczne skojarzenia, absurd i żart intelektualny – to wszystko pojawia się w tym czasie w polskiej poezji dla dzieci, ale także w przekładach, jakie się wówczas w Polsce ukazują – w drugim tomie „Alicji w krainie czarów” Lewisa Carolla, pierwszym tłumaczeniu „Kubusia Puchatka” A. A. Milne’a, w „Mary Poppins” Pameli Travers.

Widz tegorocznego szkolnego konkursu w Bostonie musi przyznać, że taka poetyka „sprawdza się” również w przypadku polskich dzieci urodzonych czy wychowywanych w USA i sprawia, że polskie wiersze stosunkowo „łatwo wchodzą im do głowy” i nie wylatują z niej na scenie tak często, jak to się zdarzało w przypadku bardziej „dorosłych” konkursowych tematów.  A przy tym – pozwala wszystkim, i uczestnikom, i widzom, naprawdę dobrze się bawić.

 

13211205_10209620234209837_397659298_o

 

13199370_10209620235849878_643212964_o

 

***

Jedną ze sponsorek konkursu w Bostonie jest pani Nina Kowalczyk, żona byłego, nieżyjącego już dyrektora tutejszej polskiej szkoły. Podczas wydarzenia udało mi się „podpytać” panią Ninę o rodzinne tradycje i historię konkursu.

Jak powstała idea konkursu recytatorskiego w Bostonie?


Nina Kowalczyk:
Mąż był humanistą, recytował sobie poezję. Wybierał wiersze, które wyrażały przeżycia z danego dnia. Dzieci w polskiej szkole uczyły się wierszy i wierszyków. Niełatwo jest zachęcić do nauki w soboty, inne dzieci miały wolne i konkurs pojawił się właśnie jako forma zachęty. Nagrody za najpiękniej wyrecytowane wiersze osładzały dzieciom trud i poświęcony czas.

Dlaczego akurat poezja?

Nina Kowalczyk: Poprzez poezję dzieci przyswajały sobie język polski może z większą łatwością. Starały się czuć i przeżywać to, co i o czym deklamowały.

Jak wyglądała i wygląda dziś dwujęzyczność w Pani domu?

Nina Kowalczyk: Mąż bardzo przestrzegał zasady, że w naszym domu mówimy po polsku. Syn Juliusz za każde podwożenie samochodem przez całą drogę musiał czytać „Pana Tadeusza”. Córka Karolina i syn Alexander woleli przepisywać. Dzięki tacie dzisiaj wszyscy doskonale posługują się językiem polskim!

 

Dyrektor Jan Kozak i Nina Kowalczyk
Dyrektor Jan Kozak i Nina Kowalczyk

Jak odbiera Pani konkursy recytatorskie w polskiej szkole w Bostonie?

Nina Kowalczyk: Bardzo je przeżywam. Maluchy są wzruszające, starsze dzieci ambitne. Konkursy przetrwały dzięki panu dyrektorowi Janowi Kozakowi. Patrząc dzisiaj na pana Jana, widzę ogromne podobieństwo do mojego męża, też Jana.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Tekst i zdjęcia: Lidia Russell

Poprzedni artykułBardziej skomplikowana odpowiedź
Następny artykułZostań wolontariuszem w każdym wieku!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj