Elzbieta Lawczys
Elzbieta Lawczys

Elżbieta Ławczys jest doktorem językoznawstwa, nauczycielem języka polskiego jako obcego, logopedą i autorką serii wydawniczych do nauki czytania małych dzieci.  Mama trojga dzieci,  mieszka w Niemczech. O swoich książkach dla dwujęzycznych dzieci rozmawia z Danutą Świątek.

Jak powstała pani seria zabaw edukacyjnych „Zabawy Tutusia”?

Na półkach w domu stoją różne książki. Na jednej już się nie mieszczą te, które są mojego autorstwa lub współautorstwa. Wszystkie napisane dla dzieci. Zaczęłam pisać serie wydawnicze, które dotyczą głównie wspierania i stymulacji rozwoju języka u małego dziecka, są materiałami do nauki czytania, bądź do  ogólnej stymulacji poznawczej dziecka (nakierowanej na rozwój funkcji, które stymulują nabywanie języka).

Już prawie 10 lat temu powstała seria „Moje Sylabki”, będąca całościowym programem nauki czytania sylabowego według metody symultaniczno-sekwencyjnej stworzonej w Polsce przez profesor Jagodę Cieszyńską. Mieszkałam jeszcze wtedy w Polsce. Przez te dziesięć lat rokrocznie wydajemy z moją koleżanką, Agnieszką Fabisiak- Majcher po kilka pomocy edukacyjnych dla nauczycieli, rodziców i logopedów. Zawsze, ale to zawsze, inspiracją były dzieci! Dzieci, które przychodziły do nas na terapię logopedyczną, dzieci z zaburzeniami językowymi różnego stopnia i różnej etiologii. Inspiracja była potrzebą chwili – czyli to wszystko, czego potrzebowałyśmy na zajęcia, a nie miałyśmy!! Jeszcze 10 lat temu rynek pomocy logopedycznych był o wiele, wiele uboższy niż teraz.

Nieco inaczej było z serią „Zabawy Tutusia”. To był czas, kiedy wyjechałam z Polski. Zamieszkałam z mężem i maleńkim wtedy synkiem w Austrii. Wiele godzin spędziłam wtedy na rozmowach z inną moją przyjaciółką, doktor psychologii Faustyną Mounis, Polką, która związała swoje życie z Francją. Tam do tej pory mieszka z rodziną.  Rozmawiałyśmy o naszych pierwszych dzieciach, ich sposobach odkrywania rzeczywistości.

Jednym z najważniejszych tematów dla nas był język, dwujęzyczność, która miała być losem naszych dzieci.  Rozmawiałyśmy dużo o zabawie, jako sposobie na wprowadzanie języka. I tak, z tych wielogodzinnych rozmów, powstał pomysł „Zabaw Tutusia”, potem strona www.od-zabawy.pl . Kiedy urodziły się nasze kolejne dzieci pojawił się pomysł serwisu o dwujęzyczności dla rodziców – zdałyśmy sobie jednak sprawę z ogromu pracy, którą należałoby włożyć w taki serwis i zdecydowałyśmy się na prowadzenie blogów: mój to www.dwujezycznosc.blogspot.com a Faustyny www.dziecidwujezyczne.blogspot.com.  Sympatyczne pudełeczka powstały również z dziecięcej inspiracji – ale tu inspiracją były nasze własne dzieci oraz  świadomość istnienia wielu, wielu młodych matek Polek na emigracji, które z całego serca chcą wprowadzać swym dzieciom język polski i potrzebują prostych, miłych i przyjemnych materiałów. Nasze dzieci zakochały się w słoniku Tutusiu a i wiele innych, z różnych miejsc na świecie też.

Czy ta seria nie zna granic krajów? Poleca ją pani dzieciom urodzonym poza Polską?

Tak, ta seria nie zna granic krajów. Z wielu miejsc na świecie dostajemy pozdrowienia od słonika Tutusia i jego przyjaciół. W ostatnich miesiącach próbujemy rozpropagować ideę Klubów Tutusia i Rodzinnych Klubów Tutusia. Są to wspierane merytorycznie przez nas kluby dla rodziców i małych dzieci polskojęzycznych. Propagujemy idee spotkań , bo wiemy doskonale jak dzieci, i matki też, potrzebują spotkań z innymi użytkownikami języka polskiego, z innymi ludźmi, którzy wywodzą się z polskiego kręgu kulturowego. Grupy takie są pod naszą opieką merytoryczną – dostają od nas obszerne scenariusze zajęć grupowych z małymi dziećmi na około pół rok. Potem mamy nadzieję, iż liderzy tych grup uczą się prowadzić takie zajęcia i realizują je według własnych pomysłów. Wszystko to czynimy społecznie. Angażujemy się czasowo ile możemy w tę pomoc. Wydaje się, iż półroczna opieka nad klubem jest wystarczającym czasem, aby osoby zakładającego go, same były potem w stanie prowadzić klub dalej.

Dużą sztuką jest nauczyć dziecko, mieszkające poza Polską, czytać po polsku. Czy Pani seria książek „Moje sylabki”, „Moje układanki”, „Krzyżówki sylabowe”  może być używana w polonijnych szkołach?

Najważniejszym celem mojej pracy z dziećmi zawsze było, jest i będzie wprowadzanie dziecko w świat komunikacji językowej – zrobić wszystko, aby dziecko MÓWIŁO, komunikowało się, przekazywało informacje o swoich potrzebach życiowych, umiało przekazać je innej osobie a następnie opowiedzieć o swoich przeżyciach i emocjach. To samo jest istotne w nauce języka polskiego dzieci mieszkających poza Polską, a mających korzenie polskie. Największą radość sprawia dorosłym fakt, iż dzieci mówią po polsku. Nauka czytania zaś traktowana jest jako umiejętność wtórna, poboczna, marginalna. Ja przez wiele lat pracowałam „na czytaniu”, jako na narzędziu do nauki mówienia. Polegało to na tym, iż metoda symultaniczno-sekwencyjna, którą pracuję i propaguję, opiera się na takim systemie wprowadzania materiału, który odzwierciedla naturalne przyswajanie języka.

Wszystkie pomoce, tworzone do tej metody oparte są też na zasadach programownia języka, czyli stopniowania trudności według tej samej zasady – odzwierciedlanie naturalnego nabywania języka u dziecka.  Dzięki temu, ucząc czytać – uczyłyśmy MÓWIĆ! Nauka czytania jest dla mnie więc narzędziem do nauki mówienia u małych dzieci, także polonijnych!

Często polecam tę metodę mamom, które zwracają się do mnie z żalem „moje dziecko nie chce mówić po polsku”. „Proszę uczyć je czytać!” – odpowiadam; dziecko niekiedy myśli, że „tylko” czyta z mamą po polsku sylabki. ALE! Ono czytając, tzn. początkowo powtarzając po mamie sylabki, SŁYSZY SIEBIE! Słyszy własne realizacje, przyzwyczaja się do tych dźwięków, i zaczyna słyszeć siebie mówiącego po polsku! To jest niezwykle istotne i ważne narzędzie do wywołania chęci mówienia i wzmocnienia motywacji – „ja umiem, potrafię – słyszałem przecież!”

U dzieci, które dobrze posługują się językiem polskim w mowie, nauka czytania staje się warunkiem do uzyskania kompetencji w czterech ważnych płaszczyznach posługiwania się językiem, których „współistnienie” warunkuje niezmiernie wzbogacającą dwujęzyczność – ważne jest więc, by dzieci rozwijały kompetencje językowe w rozumieniu języka, mówieniu, czytaniu i pisaniu. Daje im to klucz do bogatszej dwukulturowości!

Czytanie to możliwość poznawania bogactwa kultury kraju przodków, ich i swoich korzeni, zrozumienia wielu narodowych cech – dzieje się tak dlatego, iż można poznawać historię, literaturę i sztukę czytając. Można bawić się językiem, rozumieć humor i żart, pojęcia abstrakcyjne, odczytywać różne skrajne emocje, poznawać nowe słowa, których na co dzień nie używa się w domu (w języku potocznym, mówionym słownictwo jest o wiele uboższe) . Na tym poziomie abstrakcji uwidacznia się „duch narodu”.

Czy serie współtworzone przeze mnie mogą być wykorzystywane w nauce czytania dzieci w polonijnych szkołach. Tak, oczywiście – dzięki czytelnym, jasnym, ale tez żelaznym zasadom tworzenia tych pomocy stają się one niezwykle użyteczne w tego typu placówkach. Specjalnie nie promowałyśmy tych serii w szkołach polonijnych, po prostu praktyka niektórych placówek wykazała, iż ten typ podręczników doskonale pasuje do potrzeb nauczania dzieci polonijnych. Dzieje się też tak dlatego, iż wykorzystujemy zasady glottodydaktyki – metodyka nauczania języka polskiego, jako obcego oferuje wiele ważnych zasad nauczania, dzięki którym  wprowadzanie systemu języka polskiego staje się czytelniejsze. Metoda symultaniczno-sekwencyjna wykorzystuje zasadę nauki czytania sylabami, która jest bliższa językowi polskiemu niż głoskowanie.

Myślę też, iż moje doświadczenia i obserwacje funkcjonowania dzieci w dwóch lub więcej językach, przenikają w mniej lub bardziej widoczny sposób do wszystkich pomocy pisanych przeze mnie. Mieszkam poza Polską już 7 lat więc to wydaje się oczywiste, że przekładam doświadczenie „obcowania” i obserwacji języka polskiego u dzieci dwujęzycznych na papier, na ćwiczenia, na swoja pracę. W tym momencie mogę powiedzieć, że większość materiałów mojego współautorstwa powstała już poza Polską. Dzięki możliwości pracy „zdalnej” moja współpraca z wydawnictwem WIR może się rozwijać mimo odległości. No i mam to szczęście, iż moja praca stapia się z moim życiem, zaś samo propagowanie nauki czytania wśród dzieci polonijnych jest moją pasją życiową teraz, i pewnie długo nią pozostanie.

A może już jest wykorzystywana do nauki poza Polską?

Z tego co wiem, materiały te wykorzystywane są w placówkach polonijnych, ale są to raczej placówki przedszkolne lub pozarządowe, czyli takie, w których nie obowiązują sztywne zasady. Dostaję też wiele zapytań od rodziców, którzy sami uczą swoje dzieci w domu na podstawie tych wydawnictw. Do zestawów wymienionych przez Panią dodałabym „Czytam proste teksty” cz. 1 i 2  – nowość, która robi furorę, bo zawiera naprawdę bardzo łatwy i przystępny dzieciom materiał oraz „Naukę pisania” (sylabami) – kolejną bardzo popularna wśród rodziców i nauczycieli serię.

Szczególnym sentymentem darzę „Mój pierwszy dzienniczek” – widzę, iż jego popularność rośnie wśród polonijnych środowisk – uważam, iż propagowana przeze mnie gorąco technika prowadzenia dzienniczka wydarzeń, pamiętnika, jest genialna dla naszych dzieci polonijnych – dzięki zapisowi wypowiedzi uczymy dzieci wzorców konstrukcji języka mówionego a dzięki opisowi tych wydarzeń uczymy rozbudowanych konstrukcji języka pisanego. I jedno i drugie daje dziecku niesamowite narzędzie do opisu i wyrażania emocji w języku polskim, mniejszościowym. To nasz cel. Dzieci w niektórych placówkach polonijnych prowadzą dzienniczki wydarzeń tworzone samodzielnie lub uzupełniają gotowy „Mój Pierwszy Dzienniczek”. Wiem, że w niektórych placówkach organizowane są konkursy na prowadzenie dzienniczków. Za wszystkie dzieci trzymam kciuki i z wielką radością oglądam fotografie dzienniczków/pamiętników.

Zauważyłam pozycję pt. „Moje pierwsze słowa” – jak ta książka z zabawami językowymi może przydać się w polonijnej rodzinie i polonijnej szkole?

„Moje Pierwsze Słowa” to pomoc stworzona pierwotnie dla bardzo małych dzieci, materiał odzwierciedla pierwsze najważniejsze słowa małego dziecka: onomatopeje i najczęstsze i najważniejsze słowa (rzeczowniki) z języka małego dziecka. Szybko jednak okazało się, że na tych prostych, miłych, ładnych, kolorowych obrazkach można ćwiczyć wiele – od próby wywołania  dźwięków onomatopeicznych, poprzez pierwsze obrazowania czytania (obrazki są z tyłu podpisane), aż po ćwiczenia gramatyczne.

Widziałam, że nauczyciele i rodzice w Polsce i poza Polską, wykorzystują je do ćwiczeń artykulacyjnych, do ćwiczeń gramatycznych, do zabaw językowych  z bardzo małymi i zabaw z „gramatyką” z  większymi dziećmi (nawet nastolatkami).  Uniwersalność obrazków połączona z kreatywnością dorosłego daje wspaniałe rezultaty. I to cieszy.

Czy pani dzieci z chęcią mówią po polsku? Jakie ma pani metody na własne dzieci?

W domu mówimy wyłącznie po polsku, więc polski jest, jak na razie, ich najważniejszym językiem. Nawet w zabawie używają tylko polskiego, nie przenoszą języka niemieckiego z przedszkola nawet na tę sytuację. Oboje mówią bardzo dobrze po polsku. Język niemiecki jest językiem środowiska i językiem większościowym, uczą się go w przedszkolu – mi pozostaje obserwować, kiedy i w jakich sytuacjach dzieci będą używać języka niemieckiego, jako mocniejszego.

W tym momencie wydaje się, że udało nam się jedno: rozkochać dzieci w języku polskim. Czytamy i bawimy się językowo, czasami celowo, czasami z przypadku. Mamy pokaźną bibliotekę polskich książek dla dzieci. Książki są w naszym domu wszędzie, w ciągle nawarstwiających się stosach. Ja mam zwyczaj czytania kilku książek w jednym czasie, w każdym pomieszczeniu mam inny „kaliber” książki. Wydaje się, że dzieci traktują to jako najmilsze wydarzenie dnia, czytanie. Pewnie też dlatego, że ja wzdycham często, „ale bym książkę poczytała chwilkę…”. Mąż czyta często przy dzieciach, kiedy opiekuje się nimi. Dzieci są też przyzwyczajone, iż ja pracuję nad różnymi ćwiczeniami przeznaczonymi do nauki czytania dla dzieci, więc zaglądają mi przez ramię i chciałyby, żeby z nimi też „bawić się – uczyć się” a im mniej czasu ja mam, tym więcej chcą – co jest oczywiste. Uczą się czytać przy różnych okazjach i przy różnych zabawach.

Chciałabym bardzo, by umieli czytać po polsku przed pójściem do niemieckiej szkoły. Mam zwyczaj opisywania wszystkiego, bazgrania po wszystkim, opisywania wszelkich zabawek, puzzli, rysunków, dorysowywania dymków z krótkimi wypowiedziami. Piszemy też dzienniczek – teraz wspólny, rodzinny, wyjazdowy. Maksymilian wypełnia „Mój pierwszy dzienniczek”. Polskie słowo towarzyszy nam wszędzie. Starszy, Maksymilian, ma bardzo dobre wyczucie analogii w języku, bawi się językiem, żartuje, doskonale słyszy zawiłości, niuanse i wyjątki języka polskiego. Niestety, ma poważne problemy ze spostrzeganiem wzrokowym i nauczenie go czytania nie jest łatwe, nawet dla mnie, specjalisty w tym temacie. Całe szczęście kocha czytanie i z wielką niecierpliwością czeka, kiedy będzie mógł czytać szybko. Pyta: „mamo kiedy zobaczę te napisy?” – to, że nie zniechęca się swoimi trudnościami, to mój duży sukces. Zabawa słowem – to jest metoda na moje dzieci! i wiem, że na wszystkie inne też.

Zajmuje się pani dwujęzycznością u Polaków? Czy dwujęzycznością ogólnie?

Z konieczności: aby się zajmować dwujęzycznością u Polaków, muszę zajmować się dwujęzycznością „ogólnie”. Śledzę informacje, co, kto mówi, pisze, interesuje mnie temat od strony naukowej, ale jeszcze bardziej od strony praktycznej. Dotykanie dwujęzyczności w praktyce ułatwia mi pracę nad pomocami edukacyjnymi dla dzieci dwujęzycznych oraz pisanie o codzienności życia w dwujęzyczności i dwukulturowości.

Z racji zawodu mam duży kontakt z rodzicami dzieci dwujęzycznych z zaburzeniami językowymi. Te doświadczenia chcę przenieść na praktykę. Lubię i chcę wymyślać różne projekty, które będą dobrze odpowiadały potrzebom językowym dzieci dwujęzycznych. Nie chcę pozostać tylko na formalnej znajomości tematu, chcę działać, pomagać, dawać wsparcie, bo sama doświadczam dobrych i ciężkich chwil – to, że doświadczyłam dwujęzyczności i dwukulturowości daje mi coraz większą możliwość zrozumienia innych.

Jakie są moje spostrzeżenia – jedno mnie bardzo głęboko zastanawia: widzę i wiem, że spostrzeganie dwujęzyczności w różnych kręgach kulturowych i krajach jest inne, niekiedy diametralnie inne! Niestety, często czytelnicy różnych artykułów naukowych, z różnych stron świata nie zdają sobie z tego sprawy i przenoszą tę wiedzę na swoje podwórka. A podwórka ich są inne, wymagają innych działań, innych wskazówek dla rodziców, innych interpretacji tekstów naukowych, stwarzanie nowych, adekwatnych do sytuacji danego miejsca, regionu, społeczeństwa.

Pamiętajmy więc, iż inny jest i opis i faktyczny stan badań nad dwujęzycznością  w Kanadzie czy Szwajcarii, inny w USA, Ameryce Południowej, Azji a zupełnie inny będzie we Francji, Niemczech, Anglii lub krajach centralnej i wschodniej Europy. Inna jest więc  sytuacja językowa dwujęzycznych/wielojęzycznych osób. Inne jest środowisko, w którym te osoby żyją.  Z konieczności inne są więc terminologie (np. zakres znaczeniowy definicji).

Uważajmy więc na przenoszenie naszych doświadczeń, zwracajmy pilnie uwagę na różnice kulturowe i znaczeniowe – dotykają one też tego tematu i niekiedy w różnych środowiskach potrzebują więc nawet nieco innego definiowania a potem, w praktyce, innego wsparcia, innej pomocy.

Druga kwestia, która mnie porusza i zastanawia to osądzanie innych. Z tego samego powodu – dlatego, że żyjemy w różnych krajach  i w rożnych kulturach – doświadczamy różnych typów dwujęzyczności, dwukulturowości, wielokulturowości. Mamy odmienne doświadczenia życiowe osobiste, zupełnie prywatne, intymne. Nie wiemy, niekiedy nawet w przybliżeniu, co, kto może przeżywać – bo nasz kontekst społeczny jest różny, bo historia życia jest inna! Dlatego w kwestii oceny dwujęzyczności innych, wyboru drogi do niej, wyboru sposobu komunikacji z dziećmi, oraz w doradzaniu bez dobrej  znajomości sytuacji rodzinnej i społecznej powinniśmy być bardzo ostrożni. Powinniśmy być dla siebie wyrozumiali i pełni wsparcia. Dotyczy to zarówno rodziców jak i specjalistów – nie powinny pojawiać się spory i zaprzeczenia innym a merytoryczne debaty.

Na pani blogu udziela pani porad rodzicom. Jaka jest Pani odpowiedź na podstawowe pytanie: co robić, gdy dziecko nie chce mówić po polsku?

Co robić, gdy dziecko nie chce mówić po polsku? Rozkochać w języku i kulturze siebie i dzieci – i tyle wystarczy; reszta jest tylko efektem „ubocznym” i „specjalnym”. Uspokoić emocje i wymagania wobec dzieci, a  mieć je tylko wobec siebie – dużo czytać i fascynować się językiem i kulturą polską. Jak to jest w nas, to reszta to tylko narzędzia, które same przychodzą do nas, jako pomysły pokazywania tej fascynacji (i tu mamy czytanie, naukę czytania i pisania, sposób poprawiania błędów językowych). Wszystko zaczyna się więc od emocji. Na pozytywnych emocjach możemy budować całą resztę. Wszystkie pomysły i techniki, o których piszę na blogu są właśnie tylko taką „resztą”, trzonem jest nastawienie, które wywołujemy u siebie i dziecka.

Na blogu, w komentarzach udzielam porad krótkich, raczej w formie wsparcia. Więcej porad udzielam przez prywatną pocztę mailową. Wiadomo, więcej piszemy w prywatnej korespondencji. Tematy, które poruszam na blogu, poruszają wiele osób i piszą do mnie. Podzieliłabym je na trzy grupy.

Pierwsza dotyczy problemów (lub wątpliwości rodzica) z rozwojem mowy dziecka dwujęzycznego/wielojęzycznego – zadają je młodzi rodzice, którzy nie mają w miejscu swojego zamieszkania możliwości kontaktu ze specjalistą.  Druga to pytania dotyczące nauki czytania – zadają je rodzice, którzy są „zdecydowani” na wychowanie dwujęzyczne i chcą uczyć samodzielnie swe dziecko czytać (pamiętajmy, iż polskie dzieci mieszkają też w miejscach, gdzie nie ma polskich placówek). Trzecia to dobre słowa i dziękowanie dzielenie się swoimi przeżyciami – szczególnie po moich blogowych wpisach, w których opisuję niedogodności, z którymi przyszło mi się zmagać na emigracji  – widzę tu dużą grupę osób, które zmagają się tak jak ja, a nie mają śmiałości o tym mówić głośno; ja też za każdym razem myślę, czy wpis nie jest zbyt negatywny, powinno być przecież pozytywnie i motywująco. Widzę jednak, że prawda o niedogodnościach emigracji musi zostać wypowiedziana, żeby sobie z nimi poradzić. Tak też radze wszystkim tym, którzy przeżywają podobne sytuacje i piszą do mnie o tym.

Za każdym pytaniem kryje się niesamowicie indywidualna historia człowieka, osoby, rodziny, dziecka. Każdy człowiek jest najciekawszy w danej chwili, kiedy staję z nim w dialogu, w rozmowie, w wymianie myśli, zastanowień. Nasze wymiany w tych dialogach międzykulturowych mają jeden wspólny mianownik – toczą się w języku polskim, języku mi najbliższym i wydaje się, że najbliższym tym osobom, które do mnie piszą. Dobrze jest nam właśnie po polsku opisywać nasze emocje, uczucia, przeżycia. Dobrze jest nam po polsku szukać rozwiązań różnych problemów komunikacyjnych z dziećmi, partnerami. I tak naprawdę każde pytania jest równie trudne, bo każda z tych osób inaczej znosi podobne sytuacje (np. problem, kiedy to dziecko nie chce mówić po polsku).

Nad jaką książką pani obecnie pracuje?

Niedługo, mam nadzieję, światło dzienne ujrzą scenariusze zajęć grupowych, które pisałyśmy do Klubów Tutusia. Skierowane są one do rodziców małych dzieci, proste, wesołe scenariusze, które zawierają elementy kultury języka polskiego, a nawet geografii i historii dla maluszków, piosenki, wierszyki i zabawy dla dzieci oraz elementy czytania. Tak jak czytam równolegle, tak i pracuję równolegle.

W zależności od możliwości czasowych, rodzinnych pracuję nad różnymi projektami, z których każdy wymaga innego zaangażowania intelektualnego. Będą więc z pewnością nowe rzeczy do ćwiczenia czytania prostych tekstów, pracuję nad językowymi materiałami do rozbudowywania umiejętności tworzenia wypowiedzi językowych. Będą, mam nadzieję też, że niedługo, książeczki dla dzieci, realizowane w ramach projektu, we współpracy z innymi mamami na emigracji. Wszystko osadzone w języku polskim, moim ojczystym, macierzystym, o który muszę dbać i o którym ciągle uczę się nowych rzeczy. Każda książka teraz jest pisana z myślą, by mogły z niej skorzystać dzieci z rodzin polonijnych: czyli też moje dzieci.

Dziękuję i do następnej rozmowy na temat Klubów Tutusia i Rodzinnych Klubów Tutusia!

Danuta Świątek

Zdjęcia: archiwum Elżbiety Ławczys

Poprzedni artykuł„Tato dobry na wszystko” – zdjęcia
Następny artykułKlub Młodych Literatów: „Światła Nowego Jorku” Jakub Żuk

2 KOMENTARZE

  1. Świetny wywiad, można się dowiedzieć dużo ciekawych rzeczy na temat uczenia dzieci języka polskiego. Sama od dawna korzystam z pomocy wydawnictwa Wir i polecam też stronkę http://www.sylaba.info gdzie można poczytać o Moich sylabkach i ogólnie o metodzie sylabowej. Pozdrawiam 🙂

  2. Dziekujemy! My w Meksyku, bez polskiej placwki korzystamy na razie z „Moich Pierwszych Słów” i „Zabaw Tutusia”. A blog pani Eli to kopalnia wiedzy 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj