Barbara Lewandowska, architekt i mama 4-letniej Zosi. Pracuje na Manhattanie we własnej firmie Lewandowska Architect PLLC.
Do Ameryki przyjechała pod koniec lat 80-dziesiątych. Mieszka
w New Jersey. O domu w Ameryce, zarówno w architekturze, jak
i w znaczeniu rodzinnego ciepła, rozmawia z Danutą Świątek.

Jaki jest rodzinny dom w Ameryce?

Dom to rodzina, a nie architektura. W szałasie może być dom rodzinny albo w bogatym apartamencie. Dom to miejsce na świecie, gdzie człowiek czuje się bezpiecznie i jego właścicielem, a nie gościem. Dom może przenieść się z osobą. Nie musimy bać się zmiany, bo dom to filozoficzne pojęcie. Jest związany z przestrzenią.

Niektórzy mówią, że zostawili dom w Polsce.

Nie, to tak nie jest. Dom musimy sami stworzyć. Zawsze jest jakaś tęsknotą za rodzinnym domem. Ale tak naprawdę tęsknimy za czasem, który w nim minął.

A zatem jaka jest architektura domu?

W języku polskim nie ma rozróżnienia pomiędzy wyrazem house i home, i dlatego może się to wydawać niejasne. Nie zaprzeczając powyższemu stwierdzeniu, że dom jest filozoficznym pojęciem, dom zawsze mieści się w budynku, pomieszczeniu. Ta fizyczna przestrzeń nas otaczająca to jest nasz dom-house. Home jest ekspresją stylu życia, statusu społecznego oraz gustów właściciela.

Na Manhattanie najważniejsza jest lokalizacja. Im wyżej, tym lepiej. Musi być duża kuchnia z meblami europejskimi; najlepiej z Niemiec lub Włoch. Kuchnia to status rodziny.

W ostatnich latach można zauważyć trend, żeby kuchnia stała się otwarta, w przeciwieństwie do tradycyjnego podziału domu na poszczególne pomieszczenia. Nasze życie zmienia się. Funkcje domu się mieszają i nie są już tak sztywno ustalone jak w Białym Domu. Na przykład w kuchni przyrządza się jedzenie, albo i nie, spożywa posiłki albo i nie, wykonuje się też pracę, na którą trzeba było kiedyś jechać do biura. Czy pamięta pani budkę telefoniczną, czyli pomieszczenie na telefon i miejsce wykonania rozmowy telefonicznej?

Oczywiście! Stałam do niej w kolejce.

Niedługo będzie ona do obejrzenia tylko w muzeum, a młode pokolenie nie będzie już znało tego wyrazu. To samo dzieje się z naszym domem. Staje się bardziej flexible, aby podążyć za zmieniającym się naszym życiem.

Jaka jest granica tych zmian?

Nikt na razie tego nie wie. Mam nadzieję, że nie będzie to dom wirtualny. W międzyczasie jesteśmy świadkami rozwoju fizycznej przestrzeni, która nas otacza. Jednym z wielu wpływów, które zmieniło sposób myślenia na temat przestrzeni, była moda na tak zwane lofty. Są to budynki przemysłowe, które zaczęto przekształcać na mieszkalne. Ludzie zamożni chcą pomieszczeń wielkich, by pokazać swoje wpływy i siłę. Nie zależy im na liczbie pokoi, tylko na przestrzeni. Artyści i ludzie pracujący w domu również potrzebują otwartych pomieszczeń.

Filmy o renowacji domów i magazyny zachęcają do własnego projektowania. Każdy może być architektem własnego domu. Czy zgadza się pani z tym przesłaniem?

Architekt ma więcej technicznej wiedzy na temat domu i lepiej potrafi przekształcić przestrzeń, by była dostosowana do jego właściciela. Trzeba zrozumieć jego aspiracje, komu chce zaimponować i czego chce, by poźniej to przetłumaczyć na trójwymiarową przestrzeń. Byłam zaszokowana, gdy dowiedziałam się, że aż 80 procent domów w Ameryce nie jest zaprojektowanych przez architekta. Większość stanów pozwala, by każdy właściciel mógł zaprojektować własny dom. Dlatego bardzo wiele domów, niestety, jest zbudowanych bez konkretnego pomysłu.

Jaki wpływ ma agent nieruchomości w kształtowaniu naszego spojrzenia na architekturę domu?

Czasami ma za duży wpływ. Wmawia nam, że nie należy robić pewnych zmian, bo podczas sprzedaży nie zwrócą się nam koszty. Trzeba mieć odwagę, by zrobić coś po swojemu. Inaczej będziemy mieć do czynienia z domami budowanymi według podobnego schematu myślenia.

Jaki jest dom pani marzeń?

Jestem zawsze zadowolona z tego co mam. Teraz mieszkam w domu, otoczonym dębami, z widokiem na jezioro w New Jersey. Widzę piękne zachody słońca. Wymieniłam okna od strony sąsiadów na mniejsze, a od jeziora na większe. Ale pewnego dnia chciałabym wrócić na Manhattan i mieć mieszkanie z widokiem na Most Brooklyński albo Empire State Building. Najlepiej, żebym mogła mieszkać na 11 piętrze…

Dlaczego na 11 piętrze?

Do mieszkań na niższych piętrach dochodzi hałas uliczny i kurz.

Jak zapamiętała pani swój dom rodzinny w Bydgoszczy?

To jest trudne pytanie. Mieliśmy szczęście, że nasz dom był duży, gdyż w tamtych czasach (nie wiem jak jest teraz) dużo rodzin borykało się z miejscem. Komunistyczny rząd nie był w stanie sobie poradzić z zaopatrzeniem na budynki mieszkalne, gdyż postawił na fabryki domów, czego skutkiem były ogromne straty finansowe (pieniądze wyrzucano w błoto) oraz czasu (na budowę tych fabryk, transport materiału, brak przeszkolenia siły roboczej). Efekt był taki, że rodziny mieszkały w jednym pokoju, kątem u rodziców lub dziadków. Z drugiej strony trudności z wynajęciem własnego mieszkania, zbliżyły rodziny ze sobą, gdyż trzeba było polegać na wzajemnej pomocy, aby przetrwać. W mojej pamięci jako dom rodzinny zostały dwie rzeczy: silna, kochająca się rodzina i krajobraz polskiej wsi. Nie wiem dlaczego wsi, gdyż jestem i zawsze byłam zwierzęciem miejskim. Może dlatego, że zapach i kolory pól i pochmurnego nieba symbolizują Polskę w mojej pamięci…

Jak zmieni się architektura amerykańskiego domu rodzinnego w przyszłości? Czy będzie mniejszy ze względu na rosnące koszty energii?

Wydaje mi się, że nie będzie przestrzeni niewykorzystanej i dom stanie się bardziej ekonomiczny. Co wcale nie musi wiązać się z jego powierzchnią. 70 procent energii, którą zużywa się na świecie, idzie na ogrzewanie domów i na produkcję materiałów budowlanych. Największym złem są nasze domy w dobie ocieplania się klimatu, a nie samochody. Obecnie możliwości są ogromne, by wykorzystać siły przyrody; słońce, wiatr, wodę i ciepło z ziemi do utrzymania domu. Kiedyś projektowałam dom w Luizjanie z założeniem, że będzie sam pracował na siebie. Zbadałam, że w tamtej okolicy więcej jest dni deszczowych niż słonecznych, czyli panele solarne odpadły. Nic nie szkodzi. Wykorzystałam wodę deszczową do ogrzewania i do ubikacji oraz garażu. Okazało się, że w 90 procentach dom pracował na siebie.

Gratuluję! Też chciałabym mieć taki ekologiczny dom.

Podstawą do ekologicznego domu jest jego usytuowanie w naturze, umiejętność wykorzystania mikroklimatu, który przychodzi z każdym miejscem na ziemi. Stosowanie tradycyjnych (znanych od tysięcy lat) metod wentylacji oraz zjawiska, że ciepłe powietrze unosi się do góry, a zimne zostaje niżej. Wiedząc to, można poprzez umiejętne umieszczenie otworów w ścianach utworzyć podciśnienie i spowodować naturalny ruch powietrza wewnątrz domu. Następny krok to zastosowanie nowych technologii, aby wykorzystać siły przyrody. Te technologie szybko się rozwijają i możemy teraz budować rzeczy, które były 10 lat temu niemożliwe.

Proszę o przykład.

Baterie słoneczne są do nabycia w postaci ‘farby’, a raczej pokrycia na szybie, które jest przeźroczyste. Ciepło możemy uzyskać spod ziemi, a jest jeszcze woda i wiatr… Nie wszystko jest jeszcze tanie, ale jest to definitywnie kierunek, którym architektura się kieruje. Oczywiście pozostaje pytanie o powierzchnię, i choć już musimy zastosować lepsze ocieplenie ścian, nie da się ukryć, że każda zewnętrzna ściana będzie w jakimś stopniu ‘ogrzewać’ otaczające powietrze. To będzie miało wpływ na kształt domu i na sposoby jego konstrukcji.

Chce pani powiedzieć, że opłaci się zatrudnić architekta?

Absolutnie uważam, że architekt jest kluczem do ekonomicznego i ekologicznego domu.

Dziękuję za rozmowę.

Danuta Świątek

Zdjęcie: Archiwum rodzinne B. Lewandowskiej

Poprzedni artykuł„Pójdziesz ze mną na prom?”
Następny artykułGdzie na piknik?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj