Wielu młodych rodziców uważa, że siedzenie dziecka przed komputerem lub ekranem tv, nie ma negatywnego wpływu na ich rozwój. Otóż ma, jeśli robimy to za wcześnie i bez umiaru. Na szczęście są rodzice, którzy szukają pewnej alternatywy, nie ulegają magii komputera i tv, i ograniczają siedzenie przed monitorem, poszukują, słuchają, przychodzą na spotkania, wypatrują drogowskazów.

A takimi drogowskazami są zawsze książki. Książki, które pozwalają nam nie tylko spędzić cudownie, rodzinnie czas, ale w swoich treściach ukrywają wartości największe, najbardziej pożądane w bardzo młodym wieku. Bo wiadomo „…czym skorupka za młodu nasiąknie…”

Dlatego dzisiaj opowiem o kilku tytułach, do których naprawdę warto zajrzeć, ba, powinny się znależć w domowej biblioteczce.

Wygląd przesyłki zdradzał, że to jest książka. Lubię rozpakowywać takie paczuszki, wtedy w mojej głowie prześcigają się myśli: jaka to jest książka? Kto będzie bohaterem? Rozdzieram papier i już po chwili wszystko wiem: tytuł „Pipi, różowy Małpiszonek” Carlo Collodi, ilustracje Maciej Orlicki, tłumaczenie Agnieszka Jankiewicz, wydawnictwo COURSIVA 2011.

Zaraz, zaraz, Pipi kojarzy mi się z rezolutną dziewczynką, bohaterką książek Astrid Lindgren. Ale ta Pipi to nie dziewczynka, tylko małpiszonek, do tego różowy. Carlo Collodi znany jest większości czytelników jako Ojciec „Pinokia” – mądrej i pouczającej opowieści o drewnianym chłopcu – która doczekała się wielu wydań, a także ekranizacji filmowych. Książka o Pipi-małpce jest dla mnie niespodzianką.

Okazało się, że nie znam całej twórczości autora, więc postanowiłam to szybko nadrobić. Niestety ilustracje mnie nie zachwycają, za taką kreską nie przepadam, ale mimo tego, spędziłam z Pipi urocze popołudnie. Jest to wdzięcznie napisana książka o wartościach, które są bardzo ważne w naszym zwariowanym świecie.

Pamiętajmy, żeby wartości dziecku podawać tak, jak posiłek: z miłością i uważnością, wtedy przyjmie wszystko z radością.

„Pipi, różowy Małpiszonek” to książka o okazywaniu szacunku. Dotrzymywanie słowa to jeden ze sposobów okazywania szacunku. Ponieważ Pipi lubi małpować to, co robią ludzie, staje się do nich podobny. Czy na pewno jest to dla niego dobre? Czy nie lepiej pozostać we własnej skórze?
Ta wdzięczna metafora nasuwa czytelnikowi refleksje. Tymczasem Pipi przechodzi niezłą lekcję,
z której na szczęście, dzięki przyjaciołom, wychodzi zwycięsko. Język może chwilami trochę archaiczny,
ale pamiętajmy, że Carlo Collodi tworzył w XIX wieku.

Czytajac o włażeniu w cudzą skórę pomyślałam
o Lusi – nazwałam ją więźniem uśmiechu – historia Lusi opisana jest w książeczce pod tytułem ”Grzeczna”, autor Gro Dahle i Svein Nyhus,
z języka norweskiego przełożyła Helena Garczyńska, wydawnictwo ENE DUE RABE.

Tak, jak wspomniałam, uczenie wartości musi być radością, wtedy traktujemy je jak drogowskazy. Jeśli jednak przesadzamy, traktujemy nasze dziecko jak wymyślonny przez siebie model, wbijamy nasze kochane maleństwo w pewien szablon – „uśmiech nr 5, 6 a może 10”, „nie mów nie pytana, nie mów byle czego”, „bądź grzeczna”.

Ale co to naprawdę znaczy? Ta wspaniała książka to ostrzeżenie dla wszystkich, dla dorosłych i dzieci.
Kiedy natkniemy się przypadkiem w przedszkolu lub szkole na taką Lusię, będzie nam łatwiej ją zrozumieć i pomóc. Jestem za wprowadzaniem dzieci w świat ustalonych norm i wartości, lecz nie zgadzam się na tłumienie naturalnej ekspresji i radości dziecka, chociażby z robienia błotnych kotletów, czy malowania „łapkami”. Nie zawsze czyste ręce i sukienka świadczą o szczęśliwości naszych dzieci, wręcz odwrotnie.
Ta książka jest krzykiem rozpaczy, że stereotyp grzecznej dziewczynki pokutuje i boli, i potrafi się okrutnie zemścić na rodzicach. Nie urabiajmy naszych dzieci na ugrzecznionych na pokaz, bo w przyszłości okaże się to toksyczne. Dajmy naszym dzieciom przestrzeń i powietrze, żeby mogły się kreatywnie rozwijać.

Z zamyślenia wyrwały mnie uśmiechnięte buzie Bolka i Lolka. Z radością przeczytałam „Straszne skutki oglądania telewizji” i „Teatr”, napisane mądrze i dowcipnie przez znawcę tematu Macieja Wojtyszkę,
a zilustrowane przez Monikę Cichocką. Polecam te książeczki rodzicom, zwłaszcza tym, którym zdarzy się ulec reklamie „kino familijne” i pokazać film, który chociaż animowany i niby dla dzieci, to raczej jest dla tych bardzo dużych dzieci. Bo jak pracuje wyobraźnia naszego dziecka po dawce takich emocji? Odpowiedź znajdziemy w książeczce „Straszne skutki oglądania telewizji”, którą serdecznie polecam.

A czy Państwo umielibyście odpowiedzieć swojemu dziecku na pytanie „co jest najważniejsze
w teatrze?”.
Może być z tym problem, prawda. Na szczęście, odpowiedź podsuwa nam mistrz Maciej Wojtyszko
w kolejnym odcinku pod tytułem „Teatr”, opisującym przygodę Bolka i Lolka z teatrem.

Autorzy pisząc książki powinni pamiętać, że czytelnik wraca do tytułu, właśnie po te ukryte drogowskazy.

Życząc miłych lektur oddalam się do kolejnej książki!

Małgosia J. Berwid

Omawiane książki:
1. Carlo Collodi „Pipi, różowy małpiszonek”, wydwnictwo Cursiva.
2. Maciej Wojtyszko w serii „Bolek i Lolek”: „Teatr” i „Straszne skutki oglądania telewizji”, wydawnictwo ZNAKemotikon.
3. Gro Dahle Svein Nyhus „ Grzeczna“, wydawnictwo Ene Due Rabe.

Poprzedni artykuł„Fantastique!”
Następny artykuł„Dlaczego nie spełniać marzeń?”

1 KOMENTARZ

  1. Moj piecioletni Syn uwielbia „Straszne skutki ogladania telewizji”. Otrzymal te ksiazke od sw. Mikolaja z Polski 😉 Mamy tez o labiryntach (zeszyt cwiczen z tej samej serii). Byl okres kiedy uwielbial rozwiazywac labirynty, wtedy wlasnie, w ciagu jednego dnia uzupelnil cala ksiazeczke, otrzymana na Dzien Dziecka od Babci z Polski. „Teatr” i „Bal przebierancow” mam juz w przechowalni na „Merlinie”. Co tydzien wypozyczamy dwa filmy DVD w bibliotece. Ostatnio, bedac z nim w dziale dzieciecym uslyszalam: – Mamo maja tu Bolka i Lolka! – Ciiiiiiiiiii, jestesmy w bibliotece – szybko zareagowalam na ten „glosny” entuzjazm.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj